Day 8
- Vert Skamander
- 21 lut 2021
- 20 minut(y) czytania
Otworzyła drzwi do jego pokoju o 8:30, jak zawsze. Była pewna, że już nie śpi i zastanie go najpewniej w czasie gry w karty lub szachy, które preferował bardziej, z Melarose, do obecności której już się chyba przyzwyczaił. Jednak scena, która rozgrywała się w pomieszczeniu w czasie jej przyjścia zaskoczyła ją dogłębnie.
– Zrozum kobieto, jestem przestępcą. Mordercą, który bez cienia zawahania zabił własną rodzinę. Powinnaś trzymać się ode mnie z daleka - było to chyba najdłuższe zdanie, które mężczyzna do niej wypowiedział. Twardo trzymał ją za ramiona i odsuwał ją od siebie po tym jak podjęła próbę pocałowania go. Draco był tak zaskoczony, że przez kilka sekund pozwolił by Melarose przylgnęła miękkimi wargami, do jego twardych niczym skała, niepamiętających już co to słodycz pocałunku. Był tak zły na ten gest, że niemal z furią pchnął ją na ścianę, jednak opanował się w ostatniej chwili, co sprawiło, że kobieta stała przed nim niczym sparaliżowana pod siłą jego dotyku.
– W każdym kryje się cząstka dobra… - niemal wyszeptała przestraszona siłą odrzucenia. Mężczyzna podniósł wzrok by za nią dostrzec równie zszokowaną Hermionę.
– Granger… - twardo wypowiedział jej nazwisko, na co młoda pielęgniarka odwróciła się ze strachem. Wiedziała, że tym razem kłopoty jej nie ominą. Tego dnia przekroczyła wszelkie granice, za które teraz będzie musiała odpowiedzieć. Czuła jednak, że dokonała tego o czym zawsze skrycie marzyła, a nikomu się nie przyznała. Osiągnęła to, a nawet więcej. Poznała Draco Malfoy’a. Zbliżyła się do niego fizycznie. Miała cień szansy by poznać smak jego ust i doświadczyć męskiej siły.
– Melarose, zaczekaj przed moim gabinetem. Musimy poważnie porozmawiać - głos Hermiony Granger był ostry niczym sztylet, mógł przeciąć tą ciężką atmosferę. Dziewczyna bez cienia zawahania wykonała polecenie, wiedząc, że ma ogromne problemy.
– Malfoy… - odezwała się gdy drzwi zamknęły się za praktykantką. Mężczyzna stał twardo w miejscu czekając na jej litanię, której nie miał ochoty słuchać. Wewnętrznie był wściekły. Miał ochotę rzucić najgorsze zaklęcia na dziewuchę, która ośmieliła się do niego zbliżyć. Od śmierci Astorii nie był z żadną inną i do końca swojego życia nie miał takiego zamiaru. Chciał by wspomnienia o pannie Greengrass były żywe, a cień smaku jej ust, obecny na jego wargach. Melarose mu to odebrała, będąc dla niego nikim istotnym, odebrała mu to co było dla niego wszystkim. Był wściekły, rozżalony. Emocje buzowały w nim na najwyższym poziomie. Wręcz nieświadomie zaczął używać magii niewerbalnej rzucając zaklęcia niszczące jedno za drugim. Ucierpiały wszystkie książki, regał i szafa. Po pokoju latał pierz z jego poduszek. Wylewając swoją frustrację poczuł się lepiej, jednak zmęczony i zniszczony przez wszystkie wspomnienia upadł na kolana i zakrył twarz dłońmi. Miał dość życia. W jego głowie była jedynie myśl o ucieczce, gdzieś daleko, gdzie będzie mógł żyć sam ze sobą. Miał dość więzienia, szpitala, instytutu… ludzi, przyjaciół, rodziny… uczuć, emocji, wspomnień… miał dość wszystkiego.
– Już Draco, spokojnie. Jestem przy Tobie - poczuł jej ręce na swoich plecach, po chwili wplotła je w blond włosy gładząc je delikatnie. Poczuł się lepiej, spokojniej, bezpieczniej. Opierając głowę na jej barku starał się opanować bieg myśli i ciężki oddech. Spojrzał jej w oczy zatapiając się w głębi ich koloru, ona również dostrzegła pryzmaty, których wcześniej nie widziała w jego spojrzeniu. Nim kolejny raz myśli zalały jego głowę wykonał ruch, którego żadne z nich się nie spodziewało. Przylgnął desperacko do jej warg. Zaskoczona kobieta przez chwilę nie rozumiejąc co ma miejsce, w ogóle nie zareagowała. Po krótkiej chwili dała się jednak wciągnąć w szał jego emocji. Odwzajemniła zachłanny, mocny pocałunek. Nie spodziewała się jednak, że będzie miał on w sobie tyle czułości. Przyciągnął ją bliżej siebie, pozostawiając jedną rękę oplecioną w około jej talli, a drugą zatopioną w długich, gęstych włosach. Ona również pozwoliła sobie by błądzić dłońmi po ciele słynnego Draco Malfoy’a. Żadne z nich nie myślało o tym wcześniej, a każde tak bardzo potrzebowało. Hermiona po wykańczającym związku ze swoim mężem, który nigdy nie darzył jej uczuciami tak żywymi i zachłannymi, potrzebowała odrobiny czułości i zainteresowania. Draco, po tym jak stracił najważniejszą część swoich wspomnień dotyczących Astorii nie chciał czuć na swoich ustach smaku Melarose. Brutalnie mówiąc, była dla niego nikim i chciał by tak pozostało. Chciał zapomnieć, że to zdarzenie miało miejsce. Granger… nie była dla niego nikim znaczącym, jednak miała ogromną przewagę nad młodą pielęgniarką. Miała do niego ogrom empatii, cierpliwości i woli walki o jego parszywe życie. Pocałunek z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej delikatny, czuły. Ostatni raz muskając jej wargi, mężczyzna w końcu użył całej swojej siły woli by się od niej odsunąć. Nie przypuszczał, że pocałunek z byłym wrogiem, z kobietą której nienawidził przez większą część swojego życia, może być tak absorbujący.
– Nieźle całujesz Granger - skwitował całą sytuację jakby nigdy nic. Potrafił szybko przechodzić z jednej emocji do drugiej. Tak samo jak szybko maskował je całkowicie. Dlatego teraz znowu był chłodny i odległy. Kobieta patrzyła na niego zażenowana i nie wiedziała co powinna uczynić. Pierwszy raz w życiu była w sytuacji z pacjentem, w której nie wiedziała co powinna zrobić, powiedzieć. A najbardziej szokowała ją myśl, którą miała w głowie. Draco Malfoy sprzedał jej najlepszy pocałunek w jej życiu.
– Dzięki? - odpowiedziała bardziej pytaniem, niż stwierdzeniem, przez co na ustach mężczyzny pojawił się jego charakterystyczny, cyniczny uśmieszek.
– To jaka jesteś niewinna czasem aż boli - stwierdził bez ironii, ze szczerością w głosie. Spoglądał na nią poważnie, zaskakując ją kolejnym gestem. Odgarnął zbłąkane kosmyki z jej twarzy i założył za ucho - chyba powinnaś już iść, dać komuś niezły opierdol - dodał podnosząc się z podłogi. Wyciągnął w jej stronę dłoń czym znowu ją zaskoczył. Kobieta skorzystała z pomocy i stanęła na równe nogi.
– Draco, wiesz, że jeszcze o tym porozmawiamy? - zapytała spokojnie, opanowując gonitwę myśli, która tym razem pojawiła się w jej umyśle.
– Spodziewam się - odparł tylko.
– Pozostawię ci ten bałagan do ogarnięcia, byś miał co robić przez ten czas, w którym mnie nie będzie - dodała wskazując na powstałe zniszczenia, uśmiechnęła się przy tym wyzywająco, na co Malfoy zareagował śmiechem. Był to dzień, w którym relacja Draco Malfoy’a i Hermiony Granger zmieniła się na zawsze. Żadne z nich nie chciało jednak jeszcze tego przyznawać.
*
Wyszła z pokoju od razu opierając się o ścianę obok drzwi. Wzięła kilka głębokich wdechów co dopiero pozwoliło jej zebrać myśli, nadal bowiem nie mogła pojąć tego co się wydarzyło. Ruszyła dumnie wyprostowana do swojego gabinetu, nie chcąc pokazać, jak wściekła i rozbita się czuje.
– Wejdź - oznajmiła chłodno przepuszczając Melarose w drzwiach. Sama weszła tuż za nią i zamknęła drzwi. Usiadła za swoim masywnym biurkiem i spoglądała z rozczarowaniem na praktykantkę.
– Doktor Granger… - zaczęła skruszona, jednak Hermiona przerwała jej gestem dłoni, na co ta zamilkła od razu.
– Melarose, nie masz po co przepraszać. Nic nie mów, bo to i tak nic nie zmieni. Znasz regulamin, który sama podpisałaś. Za to co zrobiłaś muszę cię wydalić czy chcę czy nie. Dlatego tutaj jest twoje zwolnienie z praktyk - podała jej pergamin, który uprzednio podpisała zamaszyście - jedyne co mogę zrobić to porozmawiać z doktorem Nottem czy przyjmie cię do Munga byś dokończyła praktykę - dodała po chwili bez większych emocji.
– Dziękuję, to wiele by dla mnie znaczyło. Obiecuję, że nie sprawię już więcej kłopotów - odpowiedziała skruszona dziewczyna. Granger spoglądała na nią srogo, jednak z jednej strony ją rozumiała. Wiedziała, że źli chłopcy kręcą młode dziewczyny, a do tego Malfoy jest przystojny, musiała to przyznać, choć przychodziło jej to ciężko. Potrafił od najmłodszych lat zawrócić w głowie niemal każdej dziewczynie w Hogwarcie, więc teraz tym bardziej nie musiał się bardzo starać. Odprawiła Melarose z kwitkiem, sama pozostając jeszcze w gabinecie. Pierwszy raz tak bardzo obawiała się wyjść naprzeciw Draco. Nie miała pojęcia jak mężczyzna będzie traktować to co się wydarzyło między nimi, dlatego ciężko jej było o tym nie myśleć. A może właśnie tak powinna postąpić? Udawać, że nic się nie stało? Westchnęła ciężko i po minucie wpatrywania się w zegar ścienny, wstała i wyszła z gabinetu. Zabezpieczyła go zaklęciami i udała się do Notta by od razu mieć całą sprawę z Melarose z głowy. Nie rozumiała dlaczego po tej sytuacji chciała jej jeszcze jakoś pomóc. Wiedziała, że jest zbyt uległa i empatyczna wobec wszystkich, jednak nie potrafiła tego zmienić, chociaż za każdym razem sobie obiecywała, że kolejnym razem będzie inaczej.
Zapukała do drzwi gabinetu przyjaciela i gdy usłyszała ciche „proszę” weszła do środka. Teodor siedział za swoim biurkiem tonąc dokumentacji medycznej pacjentów.
– Hermiono, co cię do mnie sprowadza? - Zapytał uprzejmie podnosząc wzrok znad papierów. Skupił go w stu procentach na niej, spoglądając na nią badawczo.
– Cześć Teodorze. Czy mogłabym cię prosić o przyjęcie do Munga na ukończenie praktyki jednej z moich podopiecznych? Musiałam dzisiaj wyrzucić z praktyk Melarose Castello.
– Tym razem musiała odwalić coś poważnego? - Teodor obserwował ją z zaciekawieniem.
– Pocałowała Malfoy’a - odpowiedziała zmęczona. To, że w następstwie tego czynu Malfoy pocałował ją, wolała pozostawić dla siebie.
– Co zrobiła?! - mężczyzna podniósł wzrok zaskoczony. Przez chwilę przeszło mu przez myśl, że kobieta sobie z niego żartuje.
– Pocałowała Draco Malfoy’a - powtórzyła z największym spokojem, powoli i dosadnie.
– I przeżyła to? - upewnił się nadal nie mogąc wyjść z szoku. Widząc, że kobieta twierdząco kiwa głową rozluźnił się lekko, jednak nadal miał mnóstwo pytań w tym temacie - a on jak zareagował? - obawiał się odpowiedzi. Nie wiedział czego obecnie można spodziewać się po blondynie.
– Odepchnął ją. Był wściekły, ale nic jej nie zrobił - odpowiedziała nadal uparcie milcząc o ich pocałunku. Teodor zamyślił się próbując ocenić reakcję przyjaciela. W końcu to on kiwnął twierdząco głową w zrozumieniu.
– Wezmę ją do siebie - oznajmił, a Hermiona uśmiechnęła się z wdzięcznością wstając i wychodząc z gabinetu. Kierowała się do pokoju swojego pacjenta. Zapukała cicho i weszła do pomieszczenia. Zdziwiła się, gdy siedział spokojnie z pergaminem i ołówkiem w ręku.
*
– Co robisz? - zapytała wchodząc w głąb pomieszczenia. Zauważyła, że naprawdę niesamowicie musiał panować nad magią niewerbalną i był jej świadom jak mało kto, gdyż pokój był wysprzątany niemal do nowości.
– Rysuję - odpowiedział krótko, choć obawiała się, że w ogóle nie odpowie więc odetchnęła z ulgą siadając na szerokim parapecie.
– Coś konkretnego? - starała się dojrzeć przez ramię, jednak nie bardzo jej to wychodziło.
– Tak - odparł spokojnie. Nawet się na nią nie obejrzał. Nie spodziewała nie też, że pierwszy rozpocznie rozmowę na temat pocałunku. To nie byłoby w jego stylu.
– Będę mogła zobaczyć? - zapytała z lekkim uśmiechem na ustach z nadzieją, że się zgodzi. Rysunki pacjentów często były niczym ich osobiste pamiętniki. Czasem mówiły więcej niż niejedna rozmowa. Draco już jej nie odpowiedział, skupiał się na obrazku i gdy już była pewna, że dzisiejsza sesja zakończ się fiaskiem, on podał jej kartkę. Z zaskoczeniem przyjęła ją od niego i przyglądała się temu co narysował. Obraz przedstawiał ich pocałunek, co zdziwiło ją jeszcze bardziej.
– To nic nie znaczyło Granger. Żebyś nie popadła w fanatyzm jak ona - odezwał się w końcu ironicznie jak na niego przystało. Kobieta spojrzała na niego lustrując go uważnie.
– Dla mnie również bez fajerwerków Malfoy - oznajmiła spokojnie i zgodnie z prawdą. Draco Malfoy niewątpliwie znał się na rzeczy i całował bardzo dobrze, jednak emocjonalnie nic to dla niej nie znaczyło - chciałbyś się przejść na spacer? - zapytała po chwili spoglądając przez okno. Pogoda była piękna więc uznała, że nie ma sensu siedzieć w instytucie.
– Mam dosyć tych ogrodów - oznajmił tylko również na nią spoglądając. Choć skłamałby gdyby powiedział, że tego pokoju nie ma dosyć. Czasami miał ochotę powiedzieć „dobra, odpowiem na każde pytanie, tylko zabierzcie mnie stąd” jednak nigdy tego nie zrobił. Musiał pokutować za swoje grzechy. Zasłużył na to i na jeszcze wiele gorszych rzeczy.
– Nie musimy iść do ogrodów. Możemy udać się poza instytut - oznajmiła wstając z parapetu. Rzuciła na niego zaklęcie namierzające, potocznie nazywane radarem i zaklęcie wiążące. Mężczyzna niechętnie wstał z łóżka. Odrzucił szkicownik na stolik, którego nikt z nich nie usunął, a wcześniej stały na nim szachy i udał się za nią do wyjścia ze szpitala.
Spacerowali powoli ulicami ciepłego Londynu. Pogoda naprawdę dopisywała. Od kilku dni nie padało i nawet było dość ciepło, co bardzo ją cieszyło.
– Masz ochotę odwiedzić jakieś konkretne miejsce? - zapytała gdy znaleźli się praktycznie w centrum. Zerkała na niego raz po raz obserwując wyraz jego twarzy, oczy, mimikę. Mężczyzna był poważny, elegancki w swojej prostocie. Zawsze go za to podziwiała. Draco Malfoy mógł ubrać czarną koszulkę i ciemne spodnie, a prezentował się dostojnie niczym arystokrata w garniturze. Wiedziała, że to kwestia wychowania i długiej tradycji, którą posiadała jego rodzina.
– Możemy odwiedzić Pokątną? - zapytał niespodziewanie. Skinęła głową na znak zgody. Weszli w jedną ze ślepych uliczek, która nie była uczęszczana. Wyciągnęła rękę w jego stronę, a on ujął ją delikatnie, aczkolwiek pewnie. Kobieta po chwili teleportowała ich w pobliże magicznego miasteczka.
Na samej Pokątnej panował wesoły gwar, jak zawsze gdy czarodzieje przychodzili tu ze swoimi pociechami, które kupowały rozmaite przybory na początek roku szkolnego. Draco obserwował to z nostalgią, zaś ona rozmyślała o czasach, w których sama uczęszczała do Hogwartu. Był to jednocześnie najpiękniejszy i najgorszy czas w jej życiu.
– Wejdźmy do Gringotta - odezwał się po chwili prowadząc ją w stronę magicznego banku. Zaskoczyła ją ta prośba jednak udała się z nim we wskazanym kierunku. Przeszli przez ogromne, ciężkie drzwi by znaleźć się w holu wejściowym. Udali się do pierwszego wolnego goblina, gdzie Malfoy poprosił o wypłacenie gotówki ze swojej skrytki. Goblin zdziwił się niemało, widząc dziedzica rodu Malfoy, bowiem każdy w czarodziejskim świecie wiedział, że Draco został osadzony. Posłusznie wykonał jednak jego zlecenie, gdy mężczyzna znał wszelkie zabezpieczenia, numer skrytki oraz próba krwi się zgadzała. Czekali aż goblin wróci, a Hermionę znowu wzięło na chwilę wspomnień. Przypomniała sobie, jak przebrana za Bellatrix próbowała wraz z Harry’m i Ronem włamać się do jej skrytki. Uświadomiła sobie, że okradła skarbiec jego ciotki, a on mimo to jej zaufał i dał upoważnienie do swojej skrytki.
– Pańska gotówka paniczu Malfoy - oznajmił goblin po kilku minutach i mężczyzna odebrał od niego magiczną walutę - chciałem się jeszcze upewnić. Niedawno wpłynęło upoważnienie do pana skrytki dla pani Hermiony Jane Granger-Weasley, czy jest ono aktualne i ma jakieś ograniczenia? - Hermiona miała ochotę prychnąć na podejrzliwość goblina jednak się powstrzymała nie potrzebując kłopotów. Jak ktoś zalazł im za skórę potrafiły robić okropne problemy.
– Tak, jest aktualne i nie ma żadnych ograniczeń. Pani Weasley może brać ze skrytki gotówkę w każdej kwocie - oznajmił spokojnie co chyba nie do końca spodobało się goblinowi jednak posłusznie pokiwał potwierdzająco.
– Dobrze paniczu Malfoy - odpowiedział i ukłonił się lekko, po czym Draco wraz z Hermioną opuścił bank. Ruszył w kierunku tylko sobie znanym przez co kobieta musiała przyspieszyć kroku.
– Gdzie idziemy? - zapytała zaskoczona jego pewnością siebie i przejęciem decyzyjności. Nie odpowiedział. Wszedł do pobliskiej kawiarni, a po chwili wrócił do niej z dwoma kubkami kawy. Podał jej jeden i ruszył w dół pokątnej z nią obok.
– Uznałem, że miło będzie się przejść i napić kawy - wyjaśnił spokojnie czym ją zaskoczył. Nie wiedziała, że Malfoy czerpie przyjemność z czegokolwiek w życiu, a szczególnie z publicznego spaceru ze szlamą. Spacerowali długo, mijało ich wiele czarodziejów, którzy rozpoznawali ich dwójkę. Jedni z szacunkiem się kłaniali, inni szeptali z przestrachem między sobą, jeszcze inni omijali ich szerokim łukiem, a byli i tacy co nie omieszkali wyrazić swojej niepochlebnej opinii na temat Malfoy’a spokojnie spacerującego po ulicach miasta. On jednak nic sobie z tego nie robił. Opinia innych już dawno go nie ruszała. Kobieta była pełna podziwu dla jego samokontroli i siły psychiki.
– Jest coś za czym tęsknisz, że swojego normalnego życia? - zapytała ostrożnie, gdy spacerowali już dłuższą chwilę, a jej kawa zdążyła wystygnąć na tyle by mogła ją swobodnie pić. Mężczyzna patrzył w dal, przez dłuższą chwilę nie reagując na jej pytanie.
– Chyba za Mungiem. Lubiłem leczyć ludzi, być im potrzebnym, móc uratować czyjeś zdrowie, życie - odpowiedział w zadumie uświadamiając sobie, że naprawdę cholernie za tym tęsknił. Chciał móc choć na jeden dzień powrócić do szpitala w roli magomedyka, nie pacjenta. Wiedział, że to nie będzie możliwe, dlatego prędko porzucił te myśli.
– Byłeś magomedykiem? - zapytała nadal skupiając się na jego idealnych rysach prawego profilu.
– Tak. Leczyłem ludzi na intensywnej terapii magomedycznej i urazach po zaklęciowych - odpowiedział ze spokojem, nostalgią wywołaną wspomnieniami.
– Blaise i Teodor też tam pracują - stwierdziła wiedząc, że Teodor pracował z Draco.
– Tak. Byłem ich przełożonym. Pracoholizm to powód moich kłótni z Astorią. Czasami miała mi za złe, że bardzo dużo pracuję - czuć było pewną dozę żalu w jego głosie.
– A Astoria czym się zajmowała? - zapytała ostrożnie.
– Pracowała w Wizengamocie - odpowiedział o dziwo szybko i spokojnie.
– Draco… kochałeś ją? - zapytała niepewnie. Mężczyzna przeniósł na nią zaskoczony wzrok. Odpowiedział dopiero po dłuższej chwili.
– Tak. Kochałem Astorię. Była jedyną jasnością w moim życiu. Bardzo ją szanowałem, pokazała mi jak żyć będąc dobrym człowiekiem. Sama była bardzo dobra i empatyczna. Była też inteligentna i niepowtarzalnie piękna. Kochałem ją za wszystko - odpowiedział poważnie, jednak z nutą czułości na wspomnienie narzeczonej.
– A ty? Kochasz Weasley’a? - zapytał obserwując ją uważnie. Hermiona spuściła jednak wzrok na swoje buty.
– Kiedyś na pewno go kochałam, lecz teraz… czy można kochać kogoś kto ciągle się nad tobą znęca? - zapytała retorycznie - marzyłam zawsze o spokojnym domu. Kochającej się rodzinie i szanującym mnie mężu. Mój mąż mnie nie szanuje. Jest tyranem w ludzkiej skórze. Nie poznaję go - odpowiedziała smutno. Ron zmienił się i nie chciał tego przyznać sam przed sobą. Nie potrafił dojrzeć swojego problemu.
– Będziesz chciała wnosić o rozwód? - zabrał od niej pusty kubek i wyrzucił go wraz ze swoim do kosza. Wrócił do niej wzrokiem, spoglądając na nią z zainteresowaniem. Dopiero niedawno uświadomił jak bardzo się zmieniła. Nie była już tą przemądrzałą i denerwującą, wszystko wiedzącą gryfonką z Hogwartu. Nie miała na głowie szopy tworzącej miotłę do zamiatania korytarzy i nie nosiła już wyciągniętych, za dużych na nią, swetrów. Hermiona Granger Dojrzała. Miała długie, kręcone włosy, które nosiła na plecach. Jej stroje zawsze były dopasowane i eleganckie. Miała w sobie wrodzoną grację i klasę, której brakowało wielu kobietom w tych czasach. Jej bystre, ciemne oczy zawsze spoglądały ze zrozumieniem i empatią, a usta układały się tak, że wyglądała jakby zawsze nosiła uśmiech na twarzy. Mężczyzna musiał przyznać, że wyładniała. Miała w sobie coś co sprawiało, że jest piękna i niejeden mężczyzna oglądał się za nią na ulicy. Zauważył to nawet gdy wspólnie spacerowali po Londynie. Hermiona przykuwała wzrok, mimo że wcale się o to nie starała. Była skromna, pokorna i raczej niewierząca w siebie. Pamiętał, że w Hogwarcie miała w sobie tę zadziorność i butność, niewyparzony język, ironię i brak strachu by się z nim posprzeczać. Czasami mu tego brakowało, jak dzieciak, musiał przyznać, że lubił się z nią drażnić. Niestety jej mąż, zabił w niej wszystko co najlepsze.
– Tak, muszę tylko znaleźć dobrego prawnika i zebrać wszystkie dowody - odpowiedziała szczerze. Ukrywała to jak bardzo bała się tej walki i pomyśleć, że kiedyś walczyła z Voldemortem. Teraz bała się własnego męża. Była cieniem dawnej siebie, czego mężczyzna miejscami jej współczuł.
– Mogę polecić ci Dafne. Jest świetna w tym co robi. Astoria też taka była - gdy patrzyła na niego tymi swoimi ciemnymi, lekko zmrużonymi oczami i posłała mu długie spojrzenie wdzięczności, zrobiło mu się gorąco. Chciał zrzucić to na karb pięknej pogody, jednak wiedział, że nie było tak gorąco na dworzu by od tego topił się lud w miejscu, w którym powinien mieć serce.
– Myślisz, że mogę wysłać jej sowę? - zapytała z nadzieją. Widząc jak powoli kiwnął głową, zrobiła coś niespodziewanego. Po prostu rzuciła mu się na szyję z radością i całą wdzięcznością, którą w sobie miała. Cofnął się o krok, zaskoczony i nieprzygotowany na jej nagłe naparcie na jego klatkę piersiową, jednak po chwili objął ją pewnie w talii. Nie był najlepszym pocieszycielem, jednak przytulać kobietę jeszcze potrafił.
– Astor ma klatkę w gabinecie - powiedział spokojnie - skorzystaj z niego, Dafne będzie od razu wiedziała od kogo jest list, wspominałem jej na imprezie u Pansy, że mieszkasz obecnie w moim mieszkaniu więc nie zdziwi się jego widokiem.
– Dziękuję Draco - szczerość i prawdziwa wdzięczność biła z jej głosu, cała jej postawa wskazywała na to, że naprawdę jest poruszona jego zaangażowaniem w pomoc jej osobie. Nigdy nie przypuszczałaby, że to właśnie on stanie się dla niej tak dużym oparciem.
– Nie ma za co - odpowiedział tylko. Obserwowała go kątem oka, gdy spacerowali po Londynie. Żadnemu z nich nie spieszyło się by powrócić do instytutu, dlatego niespiesznie, raz za razem kupując nowy kubek kawy na wynos, chodzili po zakamarkach miasta. Hermiona była nim zafascynowana, bowiem Draco Malfoy, którego znała ze szkolnych korytarzy i Draco Malfoy, który szedł właśnie obok niej, to dwie różne osoby. Nie mogła uwierzyć jak bardzo zmienił się były ślizgon. Nie musiał się starać by wyglądać dostojnie i elegancko, nawet w zwykłych ciuchach. Bo jego elegancja nie wynikała z tego co miał na sobie, a z całej jego postawy. To jego sylwetka sprawiała, że czuło się do niego poszanowanie, pewnego rodzaju respekt. Zastanawiała się jak Malfoy wyglądał w lekarskim kitlu, na korytarzach Munga. Jak wtedy ludzie na niego reagowali. W głowie pojawiła się jej Melarose, która aż niezdrowo zafascynowała się mężczyzną. Musiała przyznać, że rozumiała ją w jakimś stopniu, bowiem Draco Malfoy potrafił zwrócić w głowie, nawet jeśli się o to nie starał. Jego arystokratyczne wychowanie po prostu samo w sobie było ujmujące.
– Gapisz się Granger - zwrócił jej w końcu uwagę. Przyłapywał ją od czasu do czasu na ukradkowych spojrzeniach.
– Tak, wiem - odpowiedziała szczerze czym go zaskoczyła, myślał, że będzie się wykręcać - po prostu, nie mogę się nadziwić jak bardzo się zmieniłeś. Nie jesteś już tym rozwydrzonym dzieciakiem z Hogwartu - dodała w zadumie.
– Ty też już nie przypominasz miotły Filcha - odgryzł się z zadziornym uśmieszkiem, który był tak bardzo w jego stylu. Hermiona aż się zaśmiała na jego komentarz. Musiała przyznać, że dobrze czuła się w jego towarzystwie. Rozśmieszał ją, droczył się z nią i traktował normalnie, co było jej bardzo potrzebne. Coraz bardziej też uświadamiała się, że nie wierzy w jego winę, co do morderstwa z premedytacją. Teraz już była pewna, że jest w tym jakieś drugie dno, które za wszelką cenę będzie chciała poznać. Postanowiła, że jutro uda się do archiwum ministerstwa, by tam jeszcze raz zapoznać się z całą dokumentacją dotyczącą jego osoby.
– Dziękuję bardzo! - odpowiedziała mu udawanym oburzeniem, szybko jednak znowu się roześmiała, a on musiał przyznać, że był to przyjemny dźwięk - chciałbyś pójść do kina? - zapytała stając przed wejściem i spoglądając na duże, kolorowe reklamy różnych filmów. Był jeden, na który od dawna chciała się wybrać, jednak jej nie-mugolski mąż nie popierał takiej rozrywki. Niestety Ronald nie pałał takim entuzjazmem do wynalazków mugoli jak jego ojciec Artur. Szybko zreflektowała się, że Malfoy tym bardziej nie będzie chciał udać się do kina, w końcu był czysto krwistym arystokratą.
– Do kina? - zapytał zdziwiony. Ona zrozumiała jego pytanie, jakoby nie wiedział czym jest kino więc szybko zaczęła mu tłumaczyć.
– No wiesz, kino. To miejsce, gdzie ogląda się… - wszedł w jej słowa, słysząc że zaczyna wchodzić na ten swój przemądrzały ton.
– Wiem czym jest kino Granger. Po prostu dziwię się, że chcesz iść teraz, ze mną, do kina - odpowiedział z nutą ironii, która była dla niego niemal naturalna. Hermiona zmieszała się lekko, z zaskoczeniem przyjęła, że zmierzał w stronę wejścia - idziesz? - odwrócił się za nią, widząc że stoi jak słup w tym samym miejscu. Kobieta zreflektowała się i szybko do niego dołączyła.
– Chciałbyś obejrzeć coś konkretnego? Co lubisz? - zapytała gdy stali w kolejne do kasy biletowej. Wskazał jej plakat z filmem z gatunku science-fiction, a ona już w duchu cieszyła się jak mała dziewczynka, bardzo chciała iść właśnie na to.
– Obejrzałbym to, jednak ty pewnie będziesz wolała to - odpowiedział wskazując początkowo plakat, który jemu wpadł w oko, a po chwili przeniósł dłoń w stronę plakatu z całującą się parą. Komedia romantyczna.
– Nie! Idziemy na to! - jej entuzjazm go rozbawił. Zachowywała się niemal jak nastolatka szczenięco zakochana, która została zaproszona na pierwszą randkę z chłopakiem marzeń.
– Dzień dobry. Dwa bilety na Incepcje - Draco wyjął z kieszeni mugolską walutę czym zaskoczył Granger. Nie zauważyła by prosił goblina o wymianę - chcesz coś jeszcze Granger? - spojrzał na nią, a ona od razu pokiwała twierdząco głową.
– Popcorn solony z masłem, colę zero i skittlesy! uwielbiam je! - była niczym mała, niesforna dziewczynka. Dawno nie mogła się tak beztrosko zachowywać. Mężczyzna musiał przyznać, że pierwszy raz od kiedy przychodziła na terapię z nim była taka wesoła.
– Poproszę wszystko co wymieniła - zwrócił się do sprzedawcy, a ten podał im wszystko co sobie zażyczyła kobieta. Malfoy zapłacił za bilety i jedzenie, które Hermiona już dzierżyła w rękach. Picie, popcorn i jej ulubione cukierki były tak duże, że musiała je niemal przytulać do siebie obiema rękami, jednak wyglądała jakby sprawiało jej to ogromne szczęście. Mężczyźnie pozostało wziąć bilety i udać się za nią do kontrolera, który przepuścił ich dalej, w stronę sali. Pierwsza znalazła się w rzędzie, w którym mieli miejsca. Usiadła na środku, idealnie by widzieć ekran i czekała aż dołączy. Zaraz usiadł obok niej, a ona wepchnęła mu duży karton z przekąską w ręce, picie postawiła w specjalnym uchwycie. Ściągnęła buty i podwinęła nogi pod siebie, przechylając się w jego stronę i raz po raz zabierając trochę popcornu z pudełka.
– Nie za wygodnie ci Granger? - zapytał z rozbawieniem widząc jak otuliła się bluzą i niemal oparła o jego ramię. Spojrzała na niego ze szczerym, szerokim uśmiechem, prezentując proste, białe zęby. Pamiętał jak na pierwszym roku jej jedynki były tak wielkie, że próbowała zmniejszyć je każdym możliwym zaklęciem. Był to jej wielki kompleks, po którym teraz nie było już śladu - szczęśliwa? - drugie pytanie zadał już bez ironii, parzył głęboko w jej ciemne oczy, a postronny obserwator na pewno uznałby, że są na romantycznej randce, a on jest w niej zakochany niczym kundel z bajki Disney’a.
– Tak - odpowiedziała szczerze - dziękuję Draco, to naprawdę świetny dzień - dodała po chwili. Oparła głowę o jego ramię i skupiła się na reklamach. Lubiła je oglądać, bo dzięki nim układała sobie w głowie kolejne filmy na które chce się wybrać. Malfoy również odpłynął w świat myśli. Złapał się za tym, że czasami również podbierał białą przekąskę z pudełka i czuł się nadzwyczaj dobrze. Z byłą gryfonką przytuloną do jego ramienia, w mugolskim kinie, oglądając dość skomplikowany film. Wiedział już, że jak będą wracać Hermiona będzie przeżywać co lepszą akcję i analizować fabułę. Rozumiał już dlaczego wybrała ambitne kino.
*
– Nadal nie rozumiem dlaczego Leo nie dostał jeszcze Oscara! - mówiła oburzona, jednocześnie bardzo zaabsorbowana gdy wyszli z kina. Szli w dół ulicy. Londyn tętnił życiem szykując się na kolejne nocne imprezy. Nigdy jeszcze jej takiej nie widział. Beztroskiej, szczęśliwej, bawiącej się. Kobieta szła obok niego, podskakując raz po raz wyprzedzając go, by zaraz odwrócić się w jego stronę, posłać zalotny, szczęśliwy uśmiech i okręcić w około własnej osi. Malfoy obserwował ją z zachwytem. Była niesamowita, niemal idealna. Zaczął snuć myśli o tym jakim idiotą był jej mąż pozwalając sobie na takie traktowanie, tak wyjątkowej osoby. Hermiona nie była pierwszą lepszą, daleko było jej do typowego banału. Naprawdę była wyjątkową, młodą kobietą. Do tego piękną, z klasą i inteligencją. Mogła być marzeniem sennym wielu mężczyzn. Była typem dziewczyny, którą z dumą przedstawisz mamie na niedzielnym obiedzie, a w piątkowy wieczór wybierzesz się z nią na imprezę do znajomych, gdzie przyćmi wszystkich nawet się nie starając, za to w sobotnią noc nie wypuścić jej z łóżka. Uważał, że Granger nawet w te klocki musiała być dobra, choć wydawała się tak niepozorna.
– Podobał ci się film Draco? - zapytała pogodnie znowu idąc obok niego. Spoglądała na jego profil oczekując odpowiedzi. Zerknął na nią i jakiś niezrozumiany impuls kazał mu ująć jej dłoń. Kobieta uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Uniósł ich ręce w górę by okręcić ją w około własnej osi. Hermiona wirowała obok niego niczym wprawiona tancerka, a przechodnie spoglądali na nich zazdrośnie. Wpadli w jakiś dziwny amok dobrego humoru i beztroski, która nigdy im nie towarzyszyła. Tym bardziej w swoim towarzystwie. Czy tak wygląda normalność? Przeszło przez myśl mężczyzny, gdy z uśmiechem obserwował jej twarz.
– Tak, był niezły - odpowiedział spokojnie patrząc w jej iskrzące oczy. Wracali spokojnym spacerem do instytutu, nad żywo rozmawiając na temat filmu, który widzieli.
Hermiona odprowadziła go do jego pokoju, gdzie ściągnęła z niego namiar i zaklęcie przywiązania. Mężczyzna spoglądał na nią spokojnie.
– Draco, bardzo dziękuję ci za tak miły dzień. Dawno tak dobrze się nie bawiłam - stana przed nim uśmiechnięta, choć spokojna. Znowu była stateczną panią doktor, zniknęła beztroska dziewczynka z kina.
– Dzięki Granger, było spoko - odpowiedział bez większych emocji, lecz dla niej było to niczym plaster, na głęboką ranę. Draco Malfoy nie często wyrażał emocje, a już na pewno nie pozytywne. Czuła, że kryło się pod tym więcej, że naprawdę spędził ten dzień na cudownej zabawie, jednak nie potrafił tego wyrazić słowami, to nie były wyznania w jego stylu. Uśmiechnęła się pogodnie.
– Do jutra Draco, pomyśl co jutro chciałbyś zrobić - pożegnała się z nim by po chwili wyjść z pokoju i ze swojego gabinetu za pomocą kominka wrócić do jego apartamentu w starej, gustownej kamienicy.
Gdy zmierzała do wejścia czuła coś dziwnego, jakby ktoś cały czas ją obserwował. Rozejrzała się niespokojnie i niepostrzeżenie wyjęła różdżkę przygotowując się na ewentualne zagrożenie.
– AHA! - usłyszała głośny krzyk tuż przed sobą. Zamarła zatrzymując się w pół kroku. Przed nią stał jej rozwścieczony mąż, sapiąc i dysząc ze złości. Wyglądał niczym buchająca lokomotywa Hogwart Expressu, gdy przygotowywała się do odjazdu.
– Ronald, co tu robisz? - starała się utrzymać spokojny ton i jasność umysłu. Zastanawiała się jak jej mąż ją tu znalazł. Mało kto wiedział, że mieszka u Malfoy’a, nie chwaliła się tym na około właśnie po to by ta informacja nie dotarła do nieporządanych osób.
– Teraz puszczasz się z tym mordercą?! - krzyknął próbując złapać ją za nadgarstek, lecz Hermiona szybko się cofnęła by mu to udaremnić.
– Uspokój się Ron. Jak mnie znalazłeś? - powtórzyła spokojnie pytanie, starała się nie wykonywać gwałtownych ruchów i nie poddawać negatywnym emocjom, które jeszcze bardziej by go rozwścieczyły, choć miała ochotę wydrzeć się na niego i nawrzucać mu jak nigdy wcześniej.
– Śledzę cię od kiedy zniknęłaś z naszego domu! Dobrze się bawiłaś z tym śmierciożercą? Fajna randka? Kurwa! Zwiedzałem dzisiaj za wami cały jebany Londyn! - Ron krzyczał prosto w jej twarz, a kropelki jego śliny spadały na nią, gdy jego wściekłość sięgała zenitu.
– Ronald uspokój się. Wiesz przecież, że Draco jest moim pacjentem. To część terapii - mówiła spokojnie, starając się jak najdalej odsunąć od agresywnego męża, jednak tak by tego nie spostrzegł.
– Draco?! Tak też krzyczysz gdy cię pieprzy?! Oh Draco… - w furii przedrzeźniał jej głos, jakby miała jęczeć podczas zbliżenia. Hermiona była przerażona i osaczona. Nie miała jak uciec do apartamentu, nie chciała też by Ronald dokładnie wiedział, który to. Bała się, że wtedy codziennie będzie pod drzwiami.
– Ron… - nie wiedziała już co powiedzieć, oskarżenia jej męża były absurdalne, ale to nie pierwszy raz gdy wmawiał jej, że go zdradza. Najpierw uwidział sobie Teodora Notta, potem Blaise Zabiniego póki ten nie znalazł sobie dziewczyny, a teraz miał problem do Malfoy’a.
– Masz weekend. Jeśli w poniedziałek rano nie zobaczę cię w naszym domu, osobiście przyjdę by cię tam zabrać, a tego kutasa zniszczę doszczętnie. Będzie gnić do końca życia w Azkabanie, tak gdzie jego miejsce. A jeśli będziesz nieposłuszna to wylądujesz obok swojego kochasia, rozumiemy się? - Ron nachylał się blisko jej twarzy, a ona dzierżyła w ręku różdżkę gotowa rzucić zaklęcie jeśli tylko zbliżyłby się jeszcze o centymetr. Nagle Ronald zniknął, a ona przerażona puściła się biegiem ku wejściu do kamienicy. Naprędce zdjęła zaklęcia chroniące i wbiegła na ostatnie piętro. Zabezpieczyła każde drzwi po kolei gdy tylko przekroczyła ich próg. Gdy znalazła się w apartamencie poczuła się nieznacznie bezpieczniej, jednak gdy obok znalazł się wilczak o niebieskim spojrzeniu. Pies trącił ją pyskiem w rękę, by zaczęła go głaskać.
– Oh Elti - westchnęła pogodniej siadając na podłodze obok psa, który wyglądał jakby próbował ją pocieszyć. Przytulał się do niej, a ona uspokajająco głaskała go po sierści. Dopiero teraz czuła się bezpieczna. W domu Draco Malfoy’a z jego psem u boku.
Comments