Day 31
- Vert Skamander
- 21 lut 2021
- 14 minut(y) czytania
Wstał bardzo wcześnie. Dyscypliny snu nauczył go Azkaban. Minie jeszcze dużo czasu nim przyzwyczai się do nowej rzeczywistości, do faktu, że nie musi zrywać się o świcie. W Domu panuje cisza, której tam wszystkim brakowało. Niemal każdego ranka budziły go krzyki i marazmy współwięźniów albo jego własne koszmary.
Spojrzał przelotnie na śpiącą kobietę, uśmiechnął się nostalgicznie. Opuścił sypialnię, a następnie przeszedł przez hol. Skrzywił się na widok kuchni. Zdecydowanie będą musieli się wyprowadzić, bowiem nie wyobrażał sobie, by jego wyobraźnia codziennie podsuwała mu widok trupa Ronalda Weasley’a na jego kafelkach.
Z wieszaka w przedpokoju wziął swój czarny, elegancki płaszcz. Założył buty i opuścił mieszkanie. Zbiegł z piętra i wyszedł na rześkie, poranne powietrze. Wziął głęboki wdech. Nie przypuszczał, że człowiekowi tak bardzo może brakować zwykłych, codziennych widoków. Drzew, samochodów, ulic, które dopiero budzą się do życia. Brakowało mu światła słonecznego, a to właśnie wstawało na wschodzie.
Obrócił się i ruszył ulicą w dół by po kilkunastu metrach skręcić w małą, ślepą uliczkę. Tam obrócił się w około własnej osi, by zniknąć. Pozostał po nim jedynie trzask teleportacji.
Wylądował na twardej, ubitej ziemi zaraz przed cmentarną bramą. Postanowił zrobić sobie spacer, brakowało mu wolności co coraz bardziej sobie uświadamiał.
Przeszedł obok grobu Lupina i Tonks, westchnął ciężko. Żałował, że nigdy nie miał okazji bliżej poznać swojej kuzynki.
Idąc dalej zauważył skromny nagrobek z wyrytym nazwiskiem Weasley. Fred, jeden z bliźniaków, który zginął podczas wojny. Zaczął mimowolnie współczuć tej rodzinie. Nie wszyscy w niej byli Ronaldem - popieprzonym psychopatą. Nim głowa podsunęła mu obraz zrozpaczonej Molly Weasley, ruszył dalej. Lily i James Potter. Zatrzymał się przy ich grobie na dłuższą chwilę. Wpatrywał się w jasny nagrobek, skromny, lecz zadbany i czysty. Widać było, że Harry często go odwiedzał.
Ruszył alejką w górę. Szedł szerokim, brukowanym pasem, chowając ręce w kieszeniach płaszcza. Poranek był dość mroźny.
Dotarł do pięknego, dużego, marmurowego pomnika. Grobowiec rodziny Malfoy dumnie wyróżniał się wśród wszystkich pozostałych. Lśniąco czarny, ze złotym grawerem. Czysty i zadbany bowiem skrzaty codziennie tu przybywały i dbały o porządek. On sam nie miał okazji być tu często. Tak naprawdę był tu drugi raz w życiu.
– Mamo. Przyszedłem ci powiedzieć, że miałaś rację. Udało mi się. Odnalazłem swoje szczęście. Żałuję tylko jednego. Że nie ma cię przy mnie, że nie zobaczysz jak twój wnuk lub wnuczka, tego jeszcze nie wiem, stawia pierwsze kroki, uczy się mówić i zaczyna odkrywać w sobie magię. Jak idzie pierwszy raz do Hogwartu i pierwszy raz z niego wraca na ferie. Ojciec pewnie płonie ze wściekłości. W końcu jak to jego jedyny dziedzic mógł splamić ród… związać się ze szlamą. Moje dzieci nie będą czysto-krwiste i wiesz co? Czuję dumę i radość, bowiem Hermiona jest najlepszym co mogło mnie spotkać. Ironia losu nie sądzisz? Ile to razy słyszałem od ciebie, że od nienawiści do miłości jeden krok. Uważałem to za takie przereklamowane, niemożliwe niczym w bajkach, a zdażyło się. Mamo kocham ją, naprawdę ją kocham i najwyraźniej ona kocha mnie. Nie sądziłem, że będę w stanie jeszcze poczuć to uczucie do kogokolwiek na świecie. Byłem pewny, że ostatnimi kobietami, które darzyłem tym uczuciem byłaś ty i Astoria. Gdy nagle pojawiła się ona. Mój czternasty psychiatra. Miała być jedynie liczbą, jak wszyscy poprzedni, a stała się całym sensem mojego życia. Mam nadzieję, że będziesz ze mnie dumna, że będę dla niej dobrym mężem, a dla moich dzieci ojcem jakiego sam nie miałem. Przysięgam ci, że zrobię wszystko by nie być takim jak Lucjusz Malfoy, jedyne co po nim mam to drugie imię i nazwisko, chcę by tak pozostało. - wygłaszając swój monolog nad grobem matki, sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza i wyjął z niego małe, satynowe pudełeczko. Otworzył je ostrożnie, a w porannym słońcu zalśnił piękny szmaragd - Mamo, dzisiaj się jej oświadczę. Wręczę jej nasz rodowy kamień i mam nadzieję, że będziesz dumna, że to właśnie ta kobieta będzie go nosić po tobie. Dzisiaj zakończę pewien rozdział mojego życia i rozpocznę nowy. Proszę, strzeż mojej rodziny. Kocham cię mamo - zakończył ze wzruszeniem w głosie i zaszklonymi oczami. Jednak ani jedna łza z nich nie wypłynęła. Zamknął pudełeczko. Wyciągnął różdżkę i wyczarował piękny wieniec złożony z białych kwiatów, głównie lilii i róż, ulubionych kwiatów Narcyzy Malfoy.
Ruszył kilka kroków dalej, gdzie stał równie piękny i monumentalny pomnik rodziny Greengrass.
– Astorio, kochana, wiesz że nigdy cię nie zapomnę. Mam ciebie i naszego syna głęboko w sercu i na zawsze pozostaniecie moją pierwszą rodziną. Nigdy nie przestanę cię kochać i zawsze, gdzieś w sentymentalnych momentach, będę myślał co by było gdyby… gdybyś żyła, gdyby Scorpius się narodził… jak wtedy wyglądałoby moje życie? Tego się nie dowiem, wiem jednak, że zrobię wszystko by nigdy was nie zapomnieć. By dziecko, które niebawem mi się urodzi wiedziało, że miało braciszka, który nie miał tyle szczęścia by zaznać życia. Długo stałem w miejscu i nie potrafiłem się pozbierać. Twoja śmierć… tamtego dnia umarła również jakaś ogromna część mnie, jednak teraz czuję jakbym narodził się na nowo i jestem wdzięczny jak nigdy za to, że mam nową szansę. Proszę Astorio, stój przy boku mojej mamy i strzeż mojej rodziny. By nigdy nic złego już ich nie dotknęło. Mam nadzieję, że rozumiesz mój wybór i będziesz szczęśliwa z faktu, że ja jestem - ponownie otworzył pudełeczko - dzisiaj się jej oświadczę i nawet nie wiesz jak cholernie się boję. Niemal tak jak tamtego dnia, gdy w kieszeni garnituru miałem ukryty pierścionek dla ciebie. Ręce drżą mi jak wtedy, a w głowie mam milion myśli, co będzie jeśli się nie zgodzi? Nie potrafię przyjmować odmowy, odrzucenia… tym bardziej, że już raz to uczyniła. Teraz jednak wiem, że nie potrafiłbym się pogodzić z jej odtrąceniem. Proszę życz mi szczęścia - schował pudełeczko i tak jak na grobie matki, wyczarował dla Astorii piękny wieniec z kwiatami. Ten jednak składał się z różowych kwiatów. Delikatnych i uroczych jak sama panna Greengrass za życia.
Gdy promienie słońca mocniej wyszły zza porannych chmur sprawiając, że jasny marmur grobowca lśnił niczym pokryty drobinami diamentów uśmiechnął się pod nosem. Nigdy się nie uzewnętrzniał i nie miałby odwagi powiedzieć tego wszystkiego przy kimś kto może mu odpowiedzieć. Potrafił rozmawiać jedynie ze zmarłymi.
Ruszył do bramy by zaraz za nią teleportować się z cichym trzaskiem. Czuł, że rozliczył się z przeszłością. Był gotów by iść w przyszłość.
*
Obudziła się jak zawsze przed ósmą. Słońce powoli znajdowało małe szparki między kotarami i wdzierało się do pokoju. Poczuła się niespokojnie, jakby coś było nie tak. Przewróciła się na drugi bok i nie wyczuła ciepła jego ciała. Otworzyła oczy i stwierdziła, że jego połowa jest pusta. Musiał wstać już jakiś czas temu, bowiem pościel była zimna. Przeciągnęła się i wstała by poszukać go w domu.
Wychodząc z sypialni zajrzała szybko do pokoju Alse, ta jednak spokojnie spała, więc nie budząc jej wycofała się. Zamknęła delikatnie drzwi i ruszyła dalej. Nie mógł być w łazience gdyż światło było w niej zgaszone. Przeszła więc korytarzem w stronę kuchni i salonu, jednak tam również panowała cisza. W głowie pojawiła się myśl, że być może poszedł na spacer z Eltaninem i na chwilę w jej sercu zapanował spokój. Jednak szybko został zburzony gdy ujrzała psa na swoim posłaniu. Smacznie spał, nie mając ochoty nawet podnosić na nią wzroku.
Zaczęła wpadać w panikę. Czy to wszystko było jedynie realistycznym snem? Marą, wytworem jej wyobraźni, która bardzo chciała to wszystko przekształcić w prawdę? W domu nie było żadnej jego obecności. Nic co uspokoiło by jej nerwy i pokazało, że był tu.
W panice przeszła do salonu gdzie wieczorem zostawiła swój telefon. Usiadła na kanapie wpatrując się w ekran. Zero wiadomości. Wiedziała, że jest bardzo wcześnie, jednak czując niepokój wybrała pierwszy kontakt jaki przyszedł jej do głowy. Przyłożyła urządzenie do ucha i czekała sygnał za sygnałem.
– Cześć Hermiona, co tam? - usłyszała pogodny głos Teodora.
– Teo, czy Draco jest w Mungu? - zapytała od razu, bez zbędnych przywitań, była za bardzo zmartwiona by utrzymać poranną kurtuazję.
– Nie, nie widziałem go tutaj - przyznał od razu - coś się stało? - padło kolejne pytanie.
– Nie ma go - odpowiedziała od razu, a jej panika wzmagała się po odpowiedzi Notta.
– Może jest u Blaise? - odparł Teo, a ona od razu pokiwała głową, jakby ten mógł ją widzieć.
– Zadzwonię do niego, pa - szybko się rozłączyła i znalazła numer do ciemnoskórego przyjaciela. Czekała kilka sygnałów nim odezwał się kolejny głos.
– Cześć Mionka, co tak wcześnie? Blaise jest w łazience - usłyszała głos swojej przyjaciółki. Musiała niedawno wstać bowiem w tle słyszała ekspres. Ginny parzyła poranną kawę.
– Nie ma u was Draco przypadkiem? - zapytała najspokojniej jak było ją stać.
– Nie, nie. Wszystko w porządku? - troska w głosie rudowłosej sprawiła, że miała ochotę się rozpłakać.
– Nie… nie wiem. Nie ma go w domu, gdy się obudziłam nigdzie go nie znalazłam. Dzwoniłam do Teo czy może został wezwany do Munga, ale tam też go nie ma więc pomyślałam, że jest u was - mówiła szybko, jak zawsze gdy się denerwowała.
– Kochana, nie martw się. Może odwiedził Harry’ego? Albo poszedł do sklepu? Na spacer? - podsuwała pomysły by jakoś uspokoić przyjaciółkę.
– Zadzwonię do Harry’ego - padła krótka odpowiedź i kolejne, szybkie rozłączenie, tym razem nawet bez pożegnania. Wybrała numer Pottera i czekała, aż ten odbierze. Musiała uzbroić się w cierpliwość i gdy już zwątpiła, że przyjaciel odbierze połączenie, usłyszała jego zaspany głos.
– Hermiooooona? - w trakcie wypowiadania jej imienia głośno ziewnął przedłużając sylabę.
– Cześć Harry, przepraszam, że tak wcześnie dzwonię, ale nie ma u was przypadkiem Draco? Wyszedł gdy spałam i nie mam pojęcia, gdzie może być - tłumaczyła wyrzucając z siebie słowa jak armata.
– Nie, nie kontaktował się z nami od wczoraj - padła odpowiedź wybrańca. Wtem usłyszała zgrzyt zamka. Poderwała się z miejsca by stanąć twarzą w twarz ze swoją zgubą. Draco wszedł do apartamentu i od razu spotkał jej przestraszony i zatroskany wzrok.
– Już wrócił. Przepraszam Harry - odpowiedziała kobieta i od razu się rozłączyła. Rzuciła telefon na kanapę i podeszła do zaskoczonego mężczyzny niemal wpadając w jego ramiona. Tuliła go mocno, desperacko.
– Coś się stało? - usłyszała jego zmartwiony głos tuż przy uchu. Przytulił ją do siebie mocno i opiekuńczo.
– Gdy się obudziłam nie było cię nigdzie. Martwiłam się, że to wszystko jedynie mi się śniło, że wcale do nas nie wróciłeś - odpowiedziała cicho, jej głos był stłumiony przez jego klatkę piersiową od której nadal się nie odsunęła. Dopiero on oddalił ją na wyciągnięcie ramion, by móc spojrzeć jej w oczy.
– Wszystko w porządku. Jestem tu skarbie - odpowiedział spokojnie, a jego stalowe spojrzenie przeszywało ją. Pokiwała twierdząco głową, poczuła się głupio, niemal jak dziecko, które zrobiło raban z niczego.
– Martwiłam się. Gdzie byłeś? - zapytała już z mniejszym zdenerwowaniem, również spoglądając w jego oczy.
– Byłem u mamy i Astorii - odpowiedział szczerze. Hermiona ponownie kiwnęła twierdząco głową na znak zrozumienia.
– Mogłeś zostawić wiadomość - odpowiedziała z lekkim wyrzutem.
– Przepraszam, myślałem, że zdążę wrócić nim się obudzisz. Wybacz mi, od teraz zawsze będę zostawiać kartkę, dobrze? - zapytał łagodnie, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Martwiła się o niego. Było to dla niego czymś nowym, bowiem dawno nie spotkał się z tym, że ktoś się o niego martwi. Ponownie wtuliła się w jego ciepłe ramiona, czując spokój i bezpieczeństwo. Draco przyciągnął ją bliżej siebie by zamknąć ją w swoich objęciach - jestem tu skarbie. Jestem i nigdzie się nie wybieram. Przepraszam - szeptał w jej włosy i składał lekkie pocałunki na czubku jej głowy.
– Nigdy mnie nie zostawiaj - odpowiedziała cicho.
– Nigdy - potwierdził z mocą i szczerością.
*
Stał w drzwiach sypialni, które otwarte były na oścież. Obserwował ją gdy krzątała się po pokoju wybierając odpowiednią sukienkę na ten wieczór. Przykładała do siebie różne materiały nie mogąc podjąć decyzji, która będzie najlepsza. Miał nadzieję, że wybierze tą piękną, satynową zieleń. Lubił ją w zieleni. Głośno jednak jej nie doradzał, bowiem nie chciał zdradzać swojej obecności. Będąc niezauważonym mógł się jej bezkarnie przyglądać. Obserwować każdy drobny ruch, delikatny uśmiech i ogniki szczęścia w oczach. Włosy miała już ułożone, długie, brązowe fale opadały jej aż do połowy pleców. Makijaż miała mocniejszy niż zwykle, podkreślał pięknie kolor jej oczu. Postawiła bowiem na mocne oko i lekki, subtelny kolor na ustach. Była cudowna, piękna i cała jego. Nadal nie mógł w to uwierzyć. On, Draco Malfoy i Hermiona Granger. Niegdyś nie do pomyślenia.
W końcu odrzuciła kilka wcześniej wybranych sukienek, i na dłuższą chwilę zatrzymała się przy tej butelkowo-zielonej, podobnej do tej, w której widział ją na imprezie u Pansy. To chyba wtedy skradła jego serce. Choć musiał przyznać, że robiła to powoli, subtelnie i nieświadomie dla ich obojga. Ciężko było mu wskazać jeden moment, w którym tak konkretnie mógł powiedzieć, że się w niej zakochał. Był to bowiem powolny proces, w którym każdego dnia zabierała mu skrawek duszy. Założyła na siebie satynowy materiał, jednak miała problem z jego zapięciem. Delikatny zamek znajdował się na plecach. Miał ochotę zaśmiać się głośno widząc jak gimnastykuje się przed lustrem, próbując dosięgnąć zapięcia. To zabawne jak często zapominała o magii, którą tak prosto mogła załatwić wiele spraw. Widać było gołym okiem, że jej świat to w większości mugolski Londyn.
– Pozwól mi - powiedział cicho podchodząc do niej. Stanął za jej plecami i zebrał wszystkie jej włosy, subtelnie przerzucając na jej lewe ramię. Delikatnie złapał srebrne zapięcie i pociągnął górę. Nie odsunął się jednak spoglądając na ich lustrzane odbicia. Był od niej wyższy o głowę.
– Dziękuję - uśmiechnęła się pięknie w jego stronę. Również mierzyła jego odbicie. W dopasowanym, zielonym garniturze prezentował się idealnie. Ciemnoniebieska, niemal granatowa koszula i krawat w podobnym odcieniu podkreślały kolor jego oczu. Ciemna zieleń to zdecydowanie jego kolor, a ona idealnie się do niego dopasowała. Zmierzwione, blond włosy nadawały mu charakteru. Były ciemniejsze niż za czasów Hogwartu. Lekki zarost dodawał mu męskości. Zdecydowanie nie był już tym młodym, butnym chłopakiem. Teraz prezentował się jako elegancki i dostojny arystokrata.
Podszedł do jej toaletki, ze szkatułki na biżuterię wyjął delikatną kolię i długie kolczyki. Naszyjnik pozwolił sobie zapiąć na jej szyi. Drobne diamenty w miałym złocie pięknie podkreśliły jej dekolt. W uszy włożyła wiszącą biżuterię która również uwydatniła smukłość jej szyi.
– Wyglądasz pięknie - powiedział szczerze nadal stojąc za nią. Pochylił się lekko by pocałować jej odkryte ramię. Zadrżała pod tym gestem. Nadal nie potrafiła przyzwyczaić się do jego bliskości, działał na nią każdy, najdrobniejszy gest.
– Dziękuję - odpowiedziała po raz drugi. Odwróciła się w jego stronę stając z nim twarzą w twarz. Patrzyła prosto w stal jego spojrzenia gdy zarzuciła mu ramiona na kark i złożyła delikatny, słodki pocałunek na jego ustach. Szybko odwzajemnił gest, ułożył dłonie na jej idealnie wciętej talii i przyciągnął ją bliżej. Przeistoczył pieszczotę w bardziej namiętną, jednak po chwili opanował emocje i odsunął się o krok.
– Hermiona, lepiej tego nie rób jeśli chcesz pójść na tę imprezę - powiedział poważnie, jednak w jego oczach błyszczało rozbawienie i pożądanie. Zaśmiała się głośno. Poszła do przynależnej do pokoju garderoby skąd wzięła wysokie szpilki. Założyła je na stopy i sięgnęła po małą, czarną torebkę.
– Chodźmy więc - z uśmiechem do niego podeszła, a on wyciągnął w jej stronę ramię jak prawdziwy gentlemen.
– Alse! - zawołała pogodnie - jesteś gotowa? - padło pytanie, a dziewczynka wyszła ze swojego pokoju. Ubrana w czarną sukienkę przed kolano, z białym kołnierzykiem i mankietami rękawów prezentowała się elegancko i uroczo. Na nogach miała grube, białe rajstopy, a na stopach czarne lakierki. Długie włosy były pokręcone i przytrzymane jedynie grubą opaską z kokardą. Wesoło się uśmiechając podeszła do dwójki dorosłych. Draco przygarnął ją do siebie ramieniem i wszyscy razem zniknęli za jednym obrotem w około własnej osi. Pozostał po nich jedynie głośny trzask.
*
Jego letnia rezydencja tętniła życiem jak nigdy. Piękny, murowany domek nad samym jeziorem, otoczony był lasem i pagórkami. Ogród rezydencji był duży, lecz rosły w nim głównie piękne krzewy, drzewa i trawy. Jedynymi kwiatami jakie rzucały się w oczy, były piękne, pnące się róże. Na środku ogrodu postawiona była altana, pod którą mieścił się wielki stół i grill. Na podwórzu ustawione były również obręcze do gry w quidditcha. Na dużej, drewnianej ścianie powieszone były stroje i miotły oraz sprzęt potrzebny do rozgrywki. Nie zabrakło też przestrzeni do zabawy i tańca. A ogród miał również zejście do prywatnej przystani przy której zacumowane były żaglówki i większy jacht.
Świetlne girlandy okalały całą, zieloną przestrzeń nadając klimatu.
– Przepięknie - szepnęła zachwycona Hermiona. Alse od razu się od nich odłączyła, przebiegła przez ogród w stronę córki Teodora i Luny, którą zauważyła bawiącą się na środku pięknie przystrzyżonej trawy. W Altanie dostrzegli już Blaise i Harry’ego, którzy majstrowali coś nad grillem. Przy stole siedziała Ginny, Dafne, Luna i Padma, popijały kolorowe drinki, niekoniecznie z dodatkiem alkoholu. Teodor bawił się z dziewczynkami czarując dla nich mydlane bańki i motylki. Z wnętrza domu wyszedł właśnie Olivier niosąc mięsa i warzywa na ruszt. Za nim kroczyła Pansy pomagając mu przynieść sałatki i inne przekąski, które lewitowała przed sobą. Neville właśnie nadszedł ze strony przystani.
– Niezły jacht! - krzyknął w stronę Draco, zauważając, że zbliżając się do gości.
– Dzięki - odpowiedział blondyn podając mu rękę na przywitanie.
Hermiona i Draco dołączyli do gości. Panowała radosna atmosfera. Byli w gronie najbliższych przyjaciół i znajomych. Śmiejąc się i żartując, spędzali ze sobą w końcu prawdziwie beztroski czas.
– Za wolność! - krzyknął radośnie Zabini wznosząc kolejny toast. Każdy sięgnął po to co miał do picia i poszedł w jego ślady. Niebawem do imprezy dołączyli również dalsi znajomi z czasów Hogwartu, z Munga i Instytutu. Wiele par znalazło się już na środku zielonej trawy, gdzie bujali się w rytm muzyki. Hermiona zrozumiała, że w końcu czuje się na miejscu, prawdziwie szczęśliwa. Właśnie wirowała w ramionach Blaise, gdy Ginny przekomarzała się z Alse i tańczyła z nią zupełnie nie w rytm, ale nie przeszkadzało im to. Obie bawiły się świetnie. Draco pozwolił sobie na taniec z Dafne. Hermiona obserwowała jego szczery uśmiech, błyszczące radością, nadal jednak stalowe oczy i ten luz w postawie. Obracał dafne w około jej osi, a następnie przyciągał bliżej, oboje widać, że byli szczęśliwi i wyluzowani. Po kolejnym „odbijanym” gdy Greengrass wylądowała w ramionach Neville, a Hermiona Teodora, sam został porwany do tańca z kobietą, której kompletnie się tu nie spodziewał.
– Elena? - spoglądał w jej cudowne oczy z zaskoczeniem. Gdy rano się z nim żegnała mówiła, że wyjeżdża.
– Hermiona mnie zaprosiła - odpowiedziała przepraszająco kładąc mu ręce na ramionach i ruszając się w rytm dyskotekowej, jednak jednej ze spokojniejszych nut. Draco zaskoczyła ta informacja, jednak starał się zachowywać naturalnie. W głowie jednak pojawiły się wyrzuty sumienia, po porannej sytuacji, która miała między nimi miejsce - nie martw się, tym razem cię nie pocałuję - szepnęła mu do ucha, jakby czytała w jego myślach - przyszłam z partnerem - wyjaśniła pogodnie, uśmiechała się do niego z nostalgią. Malfoy jak na zawołanie obrócił się przez ramię i dostrzegł mężczyznę, którego pierwszy raz widział na oczy. Wirował w tańcu z roześmianą Luną.
– Francuz? - zapytał spoglądając na nią z naturalną dla siebie zadziornością. Kobieta roześmiała się pogodnie przytakując głową.
Zabawa trwała w najlepsze. Niektórzy pili, inni tańczyli, niektórzy siedzieli przy stole w altance i jedli przeróżne potrawy serwowane przez prywatnego kucharza, który przybył do rezydencji. Dziewczynki zostały położone do łóżek i co jakiś czas zaglądała do nich pokojówka.
Draco stał na boku i obserwował szczęśliwych przyjaciół. Sam czuł radość w sercu. Choć zakradało się w nie coraz więcej niepokoju. Zastanawiał się czy aby nie powinien się wycofać. Być może to za szybko? Może koledzy się mylili? Miał w głowie masę obaw. Starał się dodać sobie odwagi patrząc na jej szczery uśmiech, rozwiane włosy i rumieńce na rozgrzanej twarzy. Podszedł do niej, gdy została sama na środku ogrodu. Właśnie skończyła tańczyć z Potterem, a w około niej zebrali się przyjaciele gdy on stanął za jej plecami. Wziął głęboki oddech, spoglądał po roześmianych twarzach Blaise i Teodora, przeniósł wzrok na klaszczącą w rytm muzyki Ginny i bujającą się obok Lunę.
– Hermiono - wypowiedział pewnie jej imię, a ona zadrżała odwracając się w jego stronę. Zamarła. Draco Malfoy klęczał przed nią na jednym kolanie. Ten widok zaparł jej dech. Spoglądał wprost w jej oczy. Rozejrzała się po roześmianych twarzach przyjaciół. Oni już wiedzieli. Mężczyzna wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki aksamitne, butelkowe pudełeczko, otworzył je, a przed jej oczami lśnił piękny, rodowy szmaragd - wiem, że to dla Ciebie zaskoczenie, wiem, że nasza relacja bardzo szybko się rozwija, wiem też jednak, że jestem pewny swoich uczuć do ciebie, do was. Do Ciebie i naszego dziecka. Wiem, że jestem gotów by zostać ojcem i mężem. Chcę spędzić z wami resztę życia. Chcę budzić się każdego dnia przy twoim boku i patrzeć jak rozwija się nasza pociecha. Za dużo czasu straciłem w swoim życiu. Nie chcę go więcej tracić. Hermiono Jane Granger, czy sprawisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - jego wzrok był intensywny, niemal przeszywał ją na wskroś. Jej oczy zaszły łzami, a usta zakryła dłońmi. Nie potrafiła wydobyć z siebie choćby słowa. Czuła się tak zaskoczona. To było nierealne. On, przyjaciele, piękna sceneria i w tym wszystkim oświadczyny.
– Naprawdę? - wydusiła zdławionym od wzruszenia głosem. Miała wrażenie, że to wszystko jest zbyt piękne, że Draco zaraz wstanie i roześmieje się z żartu, który jej sprawił. Od jedynie z powagą skinął głową. A ona roześmiała się i rozpłakała w tym samym momencie.
– Tak! - krzyknęła radośnie, a mężczyzna drżącymi z emocji dłońmi włożył na jej serdeczny palec piękny pierścionek zaręczynowy jego matki. Wstał by przyciągnąć ją do siebie i pocałować z pasją i całą swą miłością.
– Kocham cię - szepnął cicho wprost w do jej ucha. Przytulał ją mocno nie wierząc w swoje szczęście.
– Ja ciebie też Draco - odpowiedziała z gamą emocji w głosie. Radość mieszała się ze wzruszeniem. Była najszczęśliwsza na świecie. Draco zaczął bujać ich w rytm muzyki, a wszyscy przyjaciele klaskali i tańczyli wraz z nimi. Poczuła jak Ginny obejmuje ich w tańcu, zaraz dołączyła do nich Dafne i Luna, a następnie chłopaki. Śmiali się, gratulowali i naprawdę czuła, że to właśnie jest jej szczęście na ziemi. Ich szczęście.
Comments