Day 3
- Vert Skamander
- 21 lut 2021
- 14 minut(y) czytania
Rano wyszła jeszcze nim Ron wrócił do domu. Postanowiła, że do instytutu pójdzie spacerem. Wolała przejść się spokojnie, by móc pomyśleć i obcować z naturą. Śpiew ptaków, słońce i lekki wiatr napawały ją energią, jakąś niezrozumianą radością. Żyła w ciągłym biegu i strachu, wiec korzystała z takich małych przyjemności jak tylko mogła. Cieszyła się z czasu spędzonego z przyjaciółkami. Poczuła się jak zwykła dziewczyna z czasów Hogwartu.
W nostalgicznych myślach doszła do pracy, przeszła przez park, który uwielbiała. Cieszyła się, że instytut otoczony jest zielenią, którą mogli wykorzystywać w celach terapeutycznych. Była zwolenniczką leczenia w naturze, dlatego możliwie jak najczęściej zabierała swoich pacjentów do ogrodów instytutu. Teraz dotarła do głównego wejścia, by odbić przy nim swój identyfikator i dojść do recepcji, gdzie wpisała się na listę.
– Cześć Hermiono - uśmiechnęła się do niej przyjaźnie Sammy. Pracowała tu niemal rok i każdego dnia witała swoim cudownym, śnieżnobiałym uśmiechem.
– Witaj Sammy - odpowiedziała starsza z kobiet odkładając pióro i ruszając w stronę pokoju uzdrowicieli. Weszła bez pukania i od razu podeszła do swojej szafki by wyjąć z niej kitel.
– Granger - usłyszała swoje nazwisko, odwróciła się do przybyłego i lekko się uśmiechnęła.
– Nott, co cię sprowadza? - Teodor Nott był dość wysoki w jej ocenie, ciemne włosy opadały na czoło, a zielono-bursztynowe oczy wodziły wzrokiem po pomieszczeniu. Zdecydowanie zmężniał, nabrał szlachetnych rys twarzy, linia szczęki się wyostrzyła. Był przystojny bez dwóch zdań.
– Jakieś postępy? - przeniósł wzrok na nią. Teodor również widział jej problemy, był osobą, którą trzymała na dystans, jednak wiedziała, że może na niego liczyć. To był ten typ przyjaciela, z którym nie musisz codziennie rozmawiać, widzieć się i dzwonić, ale gdy przyjdzie co do czego, zawsze będzie. Wesprze cię i będzie twoją podporą. Nie widziała wad w Teodorze, dlatego nigdy nie dziwiła się, że Luna jest w nim tak szalenie zakochana.
– Niestety jeszcze nie. Nadal nie rozmawia, choć uważnie słucha. Na spacerze, na który wczoraj go zabrałam był bardzo nostalgiczny. Widać było, że sprawiał mu przyjemność, choć oczywiście nie wyraził tego słowami. Naprawdę nie wiem, co zrobić by zechciał ze mną porozmawiać. Nie mówię już nawet o tym by zgodził się na przesłuchanie i opowiedział o morderstwach, lecz by chociażby chciał porozmawiać o pogodzie, o tym co w świecie się dzieje, cokolwiek - odpowiedziała sfrustrowana podając mężczyźnie filiżankę z czarnym płynem. Znali się z Teodorem na tyle długo, że już nie musiała pytać o to czego się napije. Mężczyzna podziękował skinieniem głowy i wyszedł za nią z pomieszczenia, by po chwili znaleźć się w jej gabinecie, gdzie będą mogli spokojnie dokończyć rozmowę.
– Może zastosować terapię szokową? - podsunął pomysł Nott, który sam był uzdrowicielem tyle, że w Mungu, gdzie pracował z Malfoy’em i Zabinim, nim ten pierwszy został aresztowany. Draco do tej pory był szanowanym uzdrowicielem. Przez lata pracował na swoją pozycję. Udało mu się. Ludzie zapomnieli, że walczył po ciemnej stronie, że był śmierciożercą. Specjalizował się w przypadkach niemal niemożliwych do uzdrowienia. Po tym jak uratował syna ministra magii nikt już nie miał wątpliwości co do niego. Każdy pacjent chciał trafić w jego ręce, lecz nieliczni mieli takie szczęście, choć Malfoy dwoił się i troił by pomóc każdemu. Brał dodatkowe zmiany, był w każde święta i nie miał dłuższego urlopu niż dwa dni. Był pracoholikiem.
– Ale co zszokuje Draco Malfoy’a? - zapytała spoglądając w oczy swojego rozmówcy. Odpowiedź szybko nie padła, gdyż Nott sam do końca nie wiedział co mogłoby obecnie zaszokować jego przyjaciela. Kiedyś wiedział, gdzie uderzyć by rozjuszyć, zaciekawić, wprawić w konsternację, zażenowanie czy rozbawienie blond arystokratę. Obecnie jednak Malfoy stał się dla niego niemal obcą osobą, nie rozumiał go i nie wiedział nic o tym jak do niego dotrzeć. Dziękował Salazarowi, że nie trafiła mu się ta sprawa. Prędzej pozabijaliby się niżeli Teodor uzdrowiłby Malfoy’a. Najpewniej arystokrata miałby na koncie trzecie zabójstwo, a sam Nott wylądowałby w celi obok niego.
– Cholera nie wiem. Nic nie przychodzi mi do głowy, bo jego gówno obchodzi to co się dzieje się w świecie i w życiu innych - Teodor miał zwyczaj przeczesywania przydługiej grzywki, gdy myślał lub się stresował. Teraz również jego ręka poleciała w stronę włosów, by je roztrzepać i stworzyć bliżej nieokreślony nieład.
– Czasami zastanawiam się czy nie podziałałoby uzewnętrznienie się. Pokazanie, że ja mu zaufałam, zdradziłam swoje problemy i niedolę, że też je mam. Wiesz, takie odwrócenie roli, powierzenie mu swoich problemów by to on poczuł się potrzebny jako uzdrowiciel czyli jako ktoś kim kochał być - głośne rozmyślania wypełniły pokój. Hermiona wymieniała się jeszcze przez chwilę pomysłami i uwagami z Teodorem.
– Cóż Miona. Wierzę, że znajdziesz sposób. Powodzenia! - uśmiechnął się do niej odstawiając filiżankę na blat, wstał uśmiechając się pokrzepiająco, by wyjść z jej gabinetu. Ona zrobiła to samo. Ruszyła za nim, tyle że Nott poszedł w lewo, ona zaś w prawo na oddział zamknięty.
Zapukała do pokoju Draco trzy razy. Nie usłyszała zaproszenia, co było normalne. Weszła rozglądając się po pomieszczeniu. Malfoy siedział na swoim łóżku z książką w ręku. Zapamiętała, że wczoraj ledwie ją zaczynał, zaś dzisiaj był już przy końcu. Uśmiechnęła się na ten widok i usiadła na swoim stałym miejscu. Oczywiście wyciągnęła note, który coraz bardziej zapełniał się jej schludnym pismem oraz zwykły długopis.
– Chciałabym z tobą porozmawiać - zaczęła po chwili ciszy, inaczej niż zwykle. Chciała zwrócić na siebie uwagę mężczyzny, ten niemal prychnął znad książki na jej słowa. Oczywiście, że chciała porozmawiać, po co innego by tu przychodziła? - potrzebuję twojej pomocy - powiedziała spokojnie, obserwując z największą uwagą jego reakcję. Blondyn zamknął książkę jednak nadal trzymał ją w rękach. Spojrzał na nią poważnie, czekając na dalszy ciąg jej wypowiedzi. Widać, że czuł się zaintrygowany. Jakiej pomocy mógłby jej udzielić będąc tu uwięzionym? Jak on, Draco Malfoy, morderca i były śmierciożerca, mógłby pomóc najlepszej duszy jaką znał? - od dłuższego czasu nie układa mi się z Ronem. Wiem, że zauważyłeś siniaki na mojej twarzy. To… trudna sytuacja dla mnie. Ronald jest moim mężem od pięciu lat, jednak przyjacielem o wiele dłużej. Wydawało mi się przez to, że bardzo dobrze go znam, że praktycznie nie jest w stanie mnie niczym zaskoczyć. - ostrożnie zaczęła swoją wypowiedź, z uwagą dobierając słowa i ważąc je w myśli. Postawiła na szczerość i prawdę jak przystało na gryfona. Nie chciała kreować kłamstwa, w którym na pewno szybko by się pogubiła, a to nie sprawiłoby, że on jej zaufa. Pomyślała, że potraktuje to jako swoją spowiedź, oczyszczenie. Być może ten nic nie mówiący mężczyzna będzie jedyną osobą, której tak naprawdę może opowiedzieć wszystko od początku do końca? Jej wyznanie powinno być u niego bezpieczne. Po pierwsze i najważniejsze - nic nie mówi, po drugie nawet jakby chciał to nie miałby komu wyznać jej sekretów, gdyż nie ma kontaktu ze światem zewnętrznym.
– Jednak zaskoczył mnie i to bardzo mocno. Niepozytywnie. Krótko po naszym ślubie zaczął się zmieniać. Wychodził co noc, a wracał nad ranem śmierdząc alkoholem i tanimi damskimi perfumami. Zaczął balować, nim zdążył dobrze wytrzeźwieć znowu był pijany. Zdradzał mnie z wieloma prostytutkami. Spełniał swoje chore fantazje. Bolało, cholernie mnie to bolało. Płakałam każdej nocy próbując zasnąć w naszym dużym, małżeńskim łóżku. Ból psychiczny był bezporównania z fizycznym, który zaczął zadawać mi poźniej. Pierwszy raz uderzył mnie, bo usłyszał jak opowiadałam Ginny o tym, że spotkałam w pracy dawnego kolegę i zaprosił mnie na kawę. Później bił mnie już za wszystko… za późno wróciłam, nie ugotowałam obiadu na czas, nie było piwa w lodówce, nie odezwałam się tak jakby tego oczekiwał… czasami dostawałam też za nic, a raczej za nic co ja zrobiłam. Ron wyżywał na mnie swoje niepowodzenia i porażki. Ja już nie wiem co mam robić Draco… nie poznaję człowieka, z którym żyję pod jednym dachem. Nie takiego Rona pokochałam. Czuję się zmęczona, czasami mam ochotę się poddać. Gdybyś się odzywał pewnie byś zapytał dlaczego po prostu nie odejdę? - z gorzkim uśmiechem zadała pytanie, na które sama udzieli odpowiedzi. Widziała w oczach mężczyzny wiele sprzecznych emocji. Widać, że nie spodziewał się takiej formy terapii. Zaskoczyła go. Mężczyzna przez dłuższą część jej opowieści próbował rozgryźć czy mówi prawdę czy jednak stosuje na nim jakieś swoje psychologiczne gierki. Legilimencja pomogła mu rozwiać wątpliwości. Mówiła prawdę, choć chyba wolałby żeby kłamała. A i owszem, miała rację, chętnie dowiedziałby się dlaczego nie zostawi kutasa i nie ucieknie daleko od niego, by zacząć normalne życie.
– Nie odejdę bo Ronald skutecznie uzależnił mnie od siebie. To on ma władzę nad całymi naszymi finansami. Nie mam galeona przy sobie. Gdy robię zakupy, zabiera mi całą resztę, która pozostanie. Próbowałam walczyć, wykradać pieniądze, nawet mugolskimi sposobami starałam się je ukrywać. Niestety zawsze znalazł sposób by mnie z nich ograbić. Kiedyś pobił mnie niemal na śmierć jak dowiedział się, że mam oszczędności. Bał się, bo wiedział, że jeśli uzbieram ich wystarczająco, będę mogła uciec. Nie zrezygnowałam, Draco, ja nadal wykradam mu pieniądze. Zawsze z czwartku na piątek, bo wtedy jest najlepsza okazja, najmniej ryzykowna - mężczyzna patrzył prosto w jej oczy, a ona odważnie nie spuszczała swoich czekoladowych ślepi z jego osoby. Złapał się na myśli, że cholernie lubi słyszeć jak wypowiada jego imię. Robi to tak inaczej niż wszyscy. W jej ustach brzmi miękko, niemal delikatnie, gdzie zazwyczaj każdy wypowiada je twardo i brzmi ono ostro, wrogo. Nie wiedział jak ma zareagować na jej zwierzenie. Normalny człowiek by ją pocieszył, pewnie przytulił, powiedział, że znajdą rozwiązanie. On nie był normalny. Wiedział jednak, że nie może przejść obojętnie obok tej szczerości, powinen coś zrobić. Nie są już dziećmi z Hogwartu gdzie mógł ją słownie gnębić i urządzać niegroźne przepychanki. Ona naprawdę potrzebowała pomocy, była ofiarą przemocy domowej i nawet taki kutas jak on nie mógł tego tak pozostawić. Wyciągnął do niej rękę pokazując, że chce od niej notes. Hermiona mimowolnie mocniej go ścisnęła jakby chciał odebrać jej ostatnie myśli. Niepewnie podała mu notes, a on zabrał z jej drugiej ręki długopis, by napisać na okładce zeszytu kilka słów. Oddał jej własność i obserwował reakcję.
– Dlaczego podajesz mi swój adres? Czy to… to numer twojej skrytki w Gringottcie! Nie Draco, nie mogę! - zaprzeczyła od razu patrząc mu w oczy. W jej własnych kryły się łzy wzruszenia. Chciał jej pomóc. Chciał ją ocalić. Wybawić z piekła na ziemi, które urządził jej własny mąż. Malfoy dawał jej klucz do drzwi, którymi mogła uciec tu i teraz. Nie musiałaby już zbierać każdego galeona modląc się by tej nocy spadło ich więcej. Nie musiałaby znosić kolejnych upokorzeń i martwić się czy makijaż przykryje kolejne siniaki. Jak zawsze jednak jej gryfońska duma nie pozwalała jej przyjąć tak dużego gestu. Draco chciał by posługiwała się jego pieniędzmi i zamieszkała w jego domu. Nie mogła się na to zgodzić. Nie miałaby jak zwrócić mu kosztów, które poniesie. Spojrzała na niego niepewnie jednak on nie odezwał się słowem. Nie pomagał jej podjąć trudnej i kuszącej propozycji, którą włożył w jej ręce tak niespodziewanie. Wybawienie stało przed nią otworem.
– Draco, wiesz że nie będę w stanie oddać ci pieniędzy. Nie tak dużych sum, jeśli chcę uciec od Rona nie mogę uzależniać się od kolejnej osoby. Muszę radzić sobie sama - mówiła spokojnie, chciała by podjął z nią konwersację, choćby miałaby być o jego pomocy w jej trudnej sytuacji. Nie przypuszczała nigdy, że będzie zwierzać się pacjentowi ze swoich problemów. Przecież nie ona była na terapii tylko jej udzielała. Teraz jeszcze lepiej rozumiała jak czują się jej pacjenci po drugiej stronie. Jak trudnym jest uzewnętrznienie się przed obcą osobą, choć Malfoy nie do końca był jej obcy, co wydawało jej się jeszcze gorsze.
– Uznaj to jako zadośćuczynienie za przeszłość - w końcu usłyszała jego głos, który po wielu dniach milczenia, wypowiedział pełne zdanie. Niemal pisnęła i podskoczyła ze szczęścia. Nieużywane struny głosowe wypuszczały zachrypły dźwięk, przypominający gniecenie aluminiowej puszki, ale dla niej w tym momencie był niczym śpiew słowika o poranku. Wypowiedział jedynie sześć słów, a ją wprawiło to w taką ekstazę jakby ułożył nową epopeję narodową. Jednak nie ma co się dziwić, czekała na to wiele dni. Każdego ciężko pracowała by usłyszeć choćby jedno słowo, a tutaj dostała ich sześć. Uśmiechnęła się do niego szeroko. Czuła się najszczęśliwsza na świecie, bo gdzieś pod skórą miała przeczucie, że będzie to kolejny mały przełom w terapii.
– Dziękuję Draco, naprawdę dziękuję! - odpowiedziała ze szczerym uśmiechem na ustach. Spoglądali sobie w oczy przez dłuższą chwilę. Chciała zadać mu tysiące pytań i wcale nie związanych ze zbrodnią, którą popełnił. Chciała chociażby wiedzieć dlaczego postanowił jej pomóc, czy naprawdę czuł, że powinien odkupić krzywdy, które wyrządził jej za dzieciaka? Chciała też wiedzieć czy nie obawiał się wpuścić jej do swojego domu? - mogę zadać pytanie? - zapytała spokojnie nie spuszczając z niego wzroku - nie będzie związane z tym drażliwym tematem - dodała szybko widząc, że mężczyzna wycofuje się i ponownie zamyka w sobie, jakby zorientował się, że jego skorupa pęka. Po dłuższej chwili, gdy kobieta była przekonana, że już nie odezwą się do siebie przez kolejne godziny, a być może nawet dni, on lekko skinął głową zgadzając się. Uśmiechnęła się z wdzięcznością nim zadała pytanie, być może po to by ostatecznie zdecydować, na które bardziej chce znać odpowiedź.
– Nie obawiasz się wpuścić mnie do swojego mieszkania? Wiesz, dom to dość prywatne miejsce… - zapytała ostrożnie, obserwowała każdy jego gest, nie pozwoliła sobie by przeoczyć choćby mrugnięcie stalowych tęczówek. Zreflektowała się, że popełniła błąd formułując pytanie, mógł na nie odpowiedzieć jednym słowem, mógł po prostu zaprzeczyć bez uzasadnienia. Miała ochotę walnąc się otwartą dłonią czoło. Jak mogła popełnić tak podstawowy błąd? Nie było jej na szczęście dane długo nad tym rozmyślać, gdyż Draco postanowił odpowiedzieć na pytanie.
– Nie - odpowiedział krótko tak jak się spodziewała, jednak po chwili kontynuował, co pozytywnie ją zaskoczyło i wywołało uśmiech na jej twarzy, naprawdę cieszyła się, że w końcu udało im się nawiązać dialog - doskonale pamiętam, że jesteś ciekawska i pewnie nie powstrzymasz się przed zajrzeniem w każdy kąt, ale nie mam nic czego mógłbym się obawiać. Dom jak dom - spoglądał na nią z dziwnym zainteresowaniem w oczach. Wiele pytań, które do niej miał, zniknęło po jej wyznaniu. Czuł, że kobieta oczekuje, iż teraz to on się uzewnętrzni. Nie bez przyczyny opowiedziała mu swoją historię. Powodem nie była, chęć uzyskania pomocy, nie tym się kierowała, tego był pewien. Draco pamiętał ją jeszcze ze szkoły, od zawsze była ciekawska, czasem wręcz wścibska, co niejedną osobę irytowało, nawet jej przyjaciół. Ale była też zdeterminowana i odważna w dążeniu do swojego celu, dlatego doskonale wiedział, że nie odpuści jego sprawy. Gdyby nie to, że obserwowała go uważnie westchnąłby ciężko, bowiem wiedział, że przyjdzie czas, w którym powie jej prawdę. Była jedyną, której szczerze na tym zależało i włożyła pracę w to by osiągnąć cel.
– Draco, chodźmy na spacer - powiedziała z uśmiechem. Był jej wdzięczny, że wiedziała kiedy się wycofać i dać spokój. To ją różniło od tej małej, wścibskiej Granger ze szkoły. Teraz była dorosłą kobietą, która miała aut-hamulec i doskonale potrafiła odczytywać emocje. Pozwolił jej zabrać się do ogrodów w około instytutu. Tam spędzili kolejną godzinę.
*
Gdy tylko odprowadziła pacjenta do jego pokoju wbiegła do pomieszczenia dla uzdrowicieli, by zostawić swój kitel i wybiec w stronę windy. Chciała jak najszybciej znaleźć się u Pansy i opowiedzieć jej o dzisiejszym przełomie. Ostatnio jej przyjaciółka nie była w dobrym stanie psychicznym. Czuła się przybita i miała nadzieję, że te informacje poprawią choć trochę jej nastrój. Dlatego gdy tylko wyszła z instytutu aportowała się pod dom przyjaciół. O dziwo drzwi otworzył jej Harry, który musiał skończyć wcześniej niż zwykle.
– Witaj Hermiono, wchodź - uśmiechnął się jak to Harry miał w zwyczaju i przepuścił ją w drzwiach. Zabrał od niej płaszcz i poprowadził ją do salonu, gdzie na kanapie siedziała Pansy czytając jakąś książkę, gdy zauważyła Hermionę za plecami swojego męża uśmiechnęła się szeroko odkładając lekturę na bok.
– Zrobię herbaty - odezwał się mężczyzna zostawiając kobiety i znikając w kuchni.
– Witaj Hermiono - Pansy spoglądała na nią z nostalgią, zaprosiła ją by usiadła obok - co cię sprowadza? Wyglądasz na zadowoloną? - ciemnowłosa kobieta przyglądała się drugiej z uwagą. Hermiona miała świadomość, że próbuje się doszukać nowych śladów świadczących o tym, że Ron znowu wyładował na niej złość i niepowodzenia. Kobieta uświadomiła sobie, że smutny był fakt, iż stało się to dla niej tak powszechne, że sama już nie zwracała na to uwagi. Zobojętniała, uodporniła się na agresję męża stawiając sobie jedynie za cel ucieczkę.
– Podjęłam dzisiaj próbę nowej metody terapii. Po rozmowie z Teodorem uznałam, że być może zadziała. Zadziałałam w odwrotną stronę niż standardowo. Nie oczekiwałam nic od
niego, nie próbowałam wyciągnąć żadnych informacji, lecz sama się uzewnętrzniłam opowiadając mu o swoich problemach, chciałam tym samym pokazać mu, że oczywiście też je posiadam i że może mi zaufać, że sam już wie o mnie więcej.
– I jak zareagował? - weszła jej w słowo. Jeśli chodziło o Draco stała się bardzo niecierpliwa, wszystko chciała wiedzieć od razu.
– Zaoferował mi pomoc. Nie odzywał się za dużo. Zapisał mi adres swojego domu i numer skrytki w Gringottci - zauważyła zaskoczenie malejące się na twarzy Pansy. Po chwili szeroko się uśmiechnęła niemal wpadając w euforię.
– To cudownie! Po pierwsze dlatego, że jest to na pewno przełom w jego terapii, bo jest prawda? Po drugie, bo uciekniesz od Rona w końcu! Nie będzie cię dłużej krzywdził - ekscytacja Pansy zawsze ją rozczulała. Czasami próbowała przypomnieć sobie kiedy się tak naprawdę do siebie zbliżyły? Czy było to tuż po tym jak zaczęła chodzić z Harrym czy już wcześniej udawało im się dogadywać? Coraz częściej łapała się na tym, że miewa duże luki w pamięci. W końcu jednak przywołała w głowie przełomowy moment, a było to już podczas wojny o Hogwart, gdy Pansy uratowała ją przed atakiem wilkołaka. Była o włos od podzielenia losu Lavender, gdyby nie Parkinson w najlepszym wypadku byłaby teraz wilkołakiem. Do końca życia będzie wdzięczna jej za ocalenie.
– Taką mam nadzieję. Postanowiłam nie zmuszać go tak bardzo do zwierzeń, ponieważ to sprawia, że zamyka się jeszcze mocniej. Wiem, że każdy dzień zbliża nas coraz bardziej do końca, ale nie mogę próbować na siłę, bo to i tak nie przyniesie efektu. - tłumaczyła rzeczowo, jak zawsze gdy mówiła o swojej pracy. Od zawsze wiedziała, że chce pomagać ludziom, że chce być potrzebna, dlatego wybrała ścieżkę uzdrowiciela. Nie od początku jednak była przekonana do psychiatrii, ten temat pojawił się nagle i zaczął ją coraz bardziej intrygować. Ludzka psychika nie zna bowiem granic, jest niczym zagadka, której można nie rozwiązać przez lata. Ona była uparta, dążąca do celu, dlatego stała się tak dobra, dodatkowo cechowała ją empatia i wyrozumiałość czego wbrew pozorom często brakowało jej kolegom po fachu. Słyszała kiedyś tezę, że osobowość zielona najlepiej sprawdzi się w tej roli, ona jednak uważała, że każda osobowość, która ma w sobie szczerą chęć pomocy, może odnieść sukces w tym zawodzie. Pytaniem jest jednak czym jest sukces? Dla każdego może być czymś innym. Dla niej zdecydowanie był postęp w leceniu, a największym sukcesem zawsze będzie wyzdrowienie pacjenta.
– Dostanie przepustkę na imprezę? - nadzieja w głosie Pansy była niemal widoczna, Hermiona spojrzała na nią z lekkim uśmiechem. Nie obiecywała niemożliwego, jednak zawsze starała się pokazywać pozytywne strony sytuacji i pozostawić nadzieję.
– Jeśli będzie współpracować jak do tej pory to jest na to realna szansa. Jutro złoże prośbę do ordynatora - odpowiedziała spokojnie, wiedziała, że dla Pansy będzie to ważny dzień, bowiem ogłoszą wszystkim płeć dziecka oraz rodziców chrzestnych. Chciała by Draco w tym uczestniczył, a Hermiona jak zawsze zrobi wszystko dla swoich przyjaciół, dokona niemal niemożliwego choćby miała poświęcić temu całą siebie. Kobieta zerknęła na zegarek. Wskazówki dochodziły do osiemnastej, jeśli nie chciała znowu dostać manta od męża, musiała się zbierać - będę już szła, muszę trochę ogarnąć w domu. Ostatnio miało mnie tam - wyjaśniła starając się nie okazywać niechęci i strachu, który pojawił się w jej umyśle.
– Jedziesz do swojego domu? Przecież Draco dał ci swój - Pansy była wręcz oburzona, że jej przyjaciółka woli wrócić do kata, który niedługo ją zabije i sam pójdzie siedzieć. Czarnowłosa nie lubiła męża Hermiony, czego od dawna nie ukrywała. Jako pierwsza przejrzała jego naturę i sama zauważyła co dzieje się z Granger pod wpływem Ronalda. To ona odkryła, że ją bije i to ona przekonała ją by odkładała każdy grosz i planowała swoją ucieczkę, a teraz gdy ma ją podaną na tacy ona woli wrócić pod dach kata. Oburzające.
– Nie podjęłam jeszcze decyzji co do pomocy Draco - odparła spokojnie, nigdy nie prowokowała kłótni. Jej natura zmieniła się diametralnie od czasu Hogwartu. Zawsze powtarzała, że wojna zmieniła ich wszystkich.
– Hermiono! Do jasnej cholery powinnaś uciekać najszybciej jak to możliwe! Gdyby Draco nie chciał to nie dałby ci tej możliwości. Czego się boisz? Że zniknie trochę galeonów z jego skrytki? Na Salazara! Jest jebanym arystokratą, ma tyle galeonów, że do końca życia ich nie wyda choćby chciał pałac kupić! - Pansy krzyknęła piskliwie rzucając w przyjaciółkę ozdobną poduszką. Od kiedy była w ciąży łatwo można było wyprowadzić ją z równowagi. Hormony buzowały.
– Nie mówię, że nie masz racji Pansy. Oczywiście, że ją masz. Panny, jeśli Ron jeszcze raz położy na mnie swoje ręce w negatywnym znaczeniu, to skorzystam z furtki, którą dał mi Draco. Zgoda? - Hermiona zachowała spokój, była tego nauczona po pracy z wieloma niezrównoważonymi osobami. Jako psychiatra na co dzień stykała się z różnymi zachowaniami, od furii, krzyku, po histerię, płacz i strach. Musiała potrafić zareagować w każdym z przypadków. Pansy była dobrym przykładem braku równowagi i histerii.
– Obiecujesz? - zapytała już spokojniej łapiąc poduszkę, która Hermiona odrzuciła w jej stronę. Podłożyła ją sobie pod lędźwie, nie spuszczała jednak wzroku z przyjaciółki jakby miała ją oszukać jeśli nie będzie na nią spoglądać.
– Obiecuję - padła szczera odpowiedź. Hermiona zakodowała to również w swoim umyśle i przyjęła w świadomości. Jeśli Ron jeszcze raz ją pobije, ucieknie. Z tą obietnicą wypowiedzianą głośno i zapisaną w głowie wyszła od przyjaciół teleportując się pod swój dom. Miała nadzieję, że dzisiaj nic się nie wydarzy i obietnica się nie spełni. Nie tego dnia.
תגובות