Day 14
- Vert Skamander
- 21 lut 2021
- 25 minut(y) czytania
Stał na środku małego pokoju, gdzie miał swoje łóżko, komodę i stolik z krzesełkiem, na którym zawsze siadała. Za chwilę miał go opuścić na zawsze. Czuł się niczym pisklak wypuszczany przez matkę z gniazda. Cholernie się bał, bo wiedział, że odwrotu nie ma. Musi zmierzyć się ze światem na warunkach, które wymyślił instytut i zaakceptowała Granger.
– Gotowy? - usłyszał jej cichy, słodki głos. Cholera, czemu on tak na niego działał? Gdy tylko była w pobliżu czuł, że się uspokaja, wycisza, ale jednocześnie czuł błogi stan, jakby upoił się jakimś nieznanym eliksirem, którym w tym przypadku były po prostu uczuciami. Odwrócił się w jej stronę. Stała w drzwiach, ubrana jak zawsze elegancko. Dopasowana sukienka, która sięgała jej za kolana, idealnie podkreśliła kształt jej sylwetki. Butelkowa zieleń podbiła kolor oczu i włosów, które ujarzmiła. Nie wiedział czy zaklęciami czy mugolskimi środkami, jednak zdecydowanie powinna robić to częściej. Ułożone loki, opadające na ramiona bez wątpienia uwydatniały jej urodę. Wysokie, czarne szpilki dodawały jej tylko seksapilu. Uśmiechała się do niego delikatnie, jakby obawiała się wypuścić lwa z klatki.
– Bardziej gotowy już nie będę - odpowiedział spokojnie, sam ubrany był w jeden ze swoich idealnie skrojonych garniturów. Nie mógł powiedzieć, tego na pewno brakowało mu w Azkabanie i instytucie. Kaftany, szpitalne koszule i dresy, to zdecydowanie nie był jego klimat. Ostatni raz spojrzał na pokój i wraz z nią wyszedł na korytarz, by udać się nim w stronę gabinetu ordynatora. Tam miał dowiedzieć się wszelkich szczegółów swojego warunkowego zwolnienia.
– Dzień dobry ordynatorze - pierwsza do pomieszczenia weszła kobieta, zaraz za nią kroczył Draco, który zamknął drzwi i stanął obok niej lekko skinąwszy głową. Pewnie powinien się odezwać by pokazać, że przeszedł te cudowną przemianę o której każdy mówi, jednak na razie wolał milczeć.
– Pani Weasley. Panie Malfoy - mężczyzna skrzywił się na dźwięk nazwiska jej męża. Zajął miejsce przed masywnym biurkiem, które chwilę wcześniej wskazał im pucołowaty, starszy mężczyzna, z okularami na czubku nosa - pewnie są państwo ciekawi szczegółów zwolnienia? - zadał to cholernie retoryczne pytanie, na które blondyn znowu nie miał ochoty odpowiadać, gdyż uważał odpowiedź za oczywistą.
– Tak - odparł krótko by zadowolić dźwiękiem swojego głosu ordynatora, jak i Granger siedzącą obok niego.
– Panie Malfoy. Będzie pan pod stałą kontrolą ministerstwa. Zostanie nałożony namiar na pana oraz na pana różdżkę, którą odzyska pan w momencie, w którym pani Weasley stwierdzi, że jest pan gotów ją posiadać. Jak już przy pani Weasley jesteśmy. Będzie ona pana opiekunem z instytutu. Będziecie związani zaklęciami przynależności. Co 2 dni będzie musiał się pan stawiać na kontrole w moim gabinecie. Na ten moment nie może pan opuszczać kraju, ani miasta. Dopiero po wyroku Wizengamotu, jeśli będzie uniewinniający. Nie może pan mieszkać sam, toteż pewnie już się pan domyśla, że będziecie mieszkać razem z panią Weasley. Miejsce możecie wybrać wspólnie. Wszystkie warunki zwolnienia zapisane są w kontrakcie, który za pomocą magicznej pieczęci obydwoje państwo podpiszą. - starszy mężczyzna wszystko tłumaczył ze spokojem i pewną nostalgią w głosie. Podsunął obojgu plik pergaminów by mogli się z nimi zapoznać. Obydwoje nauczeni doświadczeniem i z racji wykonywanych zawodów, skrupulatnie się z nimi zapoznawali punkt po punkcie, dlatego w pomieszczeniu panowała cisza. Jedynie tykanie zegara ją mąciło.
– Nie możemy uprawiać seksu? - zadrwił Malfoy, na co kobieta spłonęła soczystym rumieńcem.
– Wszelki kontakt fizyczno-emocjonalny między państwem jest niewskazany - odpowiedział rzeczowo ordynator. Hermiona miała ochotę zapaść się pod ziemię. Malfoy i ten jego cięty język. Nie chciała by ordynator coś sobie pomyślał. Do swojej pracy zawsze podchodziła rzetelnie i odpowiedzialnie więc wolała by tak pozostało. Ciężko było jej do tego dojść i nie chciała zaprzepaścić lat ciężkiej pracy przez jakieś insynuacje. Malfoy nie odezwał się już słowem, jednak raz po raz, zauważyła, że przewracał oczami. W końcu przyłożył palec po prawej stronie ostatniego pergaminu. To samo zrobiła ona, lecz po lewej stronie. Każde miało palec na swojej kopii dokumentu, dlatego magicznie ich odciski zostały skopiowane na pergamin drugiej strony.
– Gotowe - kiwnął głową ordynator, jego kopia również dostała magiczne podpisy obojga. Schował ją za pomocą zaklęcia, do wielkiego segregatora na jednej z wysokich półek - jest pan warunkowo wolny, panie Malfoy - uśmiechnął się życzliwie do arystokraty. Wstał z fotela, a oni uczynili to samo. Każde z nich wymieniło się uściskami dłoni. Hermiona i Draco, opuścili ramię w ramię, gabinet ordynatora, a ten czuł, że mogą jeszcze być z tego kłopoty.
*
Ronald Weasley wpadł w szał, gdy rano dostał sowę od Dafne Greengrass. Kobieta informowała go, że jego żona przygotowuje pozew rozwodowy. Mężczyzna nie mógł w to uwierzyć, porwał list na małe kawałeczki, a następnie zdemolował całe mieszkanie, a i to nie pozwoliło mu się uspokoić. Pił by ukoić nerwy. Otwierał właśnie trzecią butelkę ognistej, chodząc od ściany do ściany, w ich przestronnym salonie.
– Ja jej dam rozwód, ja jej cholera dam rozwód… Merlinie ja jej NIE dam rozwodu! - bełkotał sam do siebie. W jednej ręce dzierżył butelkę z trunkiem, z której pociągał z gwinta łyk za łykiem. Palcem wskazującym u drugiej ręki robił zamaszyste ruchy, które miały podkreślać ton jego wypowiedzi - popamięta mnie mała szlama! Mnie się tak nie traktuje. Nie pozwolę jej odejść do tego zapchlonego pożal się Merlinie arystokraty. Jeszcze mnie szlama będzie na kolanach błagała o to by do mnie wrócić! Ja jej dam, ja im wszystkim dam! - grzmiał ostro, a podchmielony stan sprawiał, że wyglądał jakby stawał się obłąkany. Nagle wypadł z mieszkania z taką prędkością, że sam był zaskoczony, iż mu się to udało. Skupił się z całych sił by teleportować się i nie rozszczepić przy tym. Chciał znaleźć się pod apartamentem, w którym odnalazł ją kilka dni temu. Nie wiedział do kogo należy, tylko podejrzewał, że był Malfoy’a. „Pewnie szlama się z nim puściła, dlatego dał jej dom” niechlubne myśli, o jeszcze obecnej żonie, cały czas krążyły po jego umyśle. Ronald nie potrafił pogodzić się z goryczą przegranej, gdyż właśnie tak odbierał swój rozwód. Pewnie cała rodzina go wyklnie, przecież oni to powinni już szykować się do dzieci, ba powinni je mieć! A tu proszę, rozwodzi się! Był wściekły. Sam do końca nie wiedział na kogo. Na nią? Na Malfoy’a? Na pewno Ronald Weasley nie widział w tym wszystkim swojej winy. On nie zrobił nic co uważał za złe. Był normalnym mężem. Czasem sobie wypił, ale przecież to normalne, każdy facet czasami sięgnie po ognistą. To, że trzymał twardą rękę w domu, to chyba też nie zbrodnia? Nie rozumiał o co robiła problem. Bo ewidentnie kobieta robiła mu problem, według jego myśli.
Wylądował w nowym miejscu na czworaka. W głowie mu się kręciło i sam nie wiedział czy od teleportacji czy jednak od nadmiaru alkoholu. Zwymiotował na trawę wprost przed siebie. Rękawem bluzy przetarł usta, gdy torsje ustały i podpierając się rękoma wstał na nogi. Dowlókł się do drzewa, spod którego zawsze obserwował wejście do apartamentu i czekał. Czekał aż ta zdradziecka szlama wróci i będzie mógł jej nawtykać, za ten durny list jej durnej pani prawnik. Nie pozwoli się tak traktować. Jak to będzie wyglądało?! Rozwodnik? Przecież wszyscy w jego rodzinie mieli szczęśliwe rodziny. Powinien o dziecku myśleć, a nie rozwodów się zachciało! W pewnym momencie świat zaczął mu się rozmazywać. Powieki nieubłaganie leciały w dół, a on niczym zwykły pijak, zasnął pod drzewem.
*
– Jak się czujesz z myślą, że idziesz drogą do swojego domu, jako wolny człowiek? - Hermiona obserwowała go uważnie, z lekkim uśmiechem na twarzy. Była ciekawa jakie odczucia mu towarzyszą. Sama czuła się bardzo podekscytowana, jakby robiła coś niesamowitego. Z jednej strony właśnie tak było. Uwolniła Draco Malfoy’a, uczyniła coś, czego nie potrafiło 13 jej poprzedników.
– Nie wiem. Nie potrafię ci odpowiedzieć na to pytanie, wiesz przecież, że nie jestem emocjonalny. Nie zacznę tu płakać i się wzruszać. Chyba po prostu zaczynam to doceniać - odpowiedział spokojnie, zastanawiał się nad tym. Naprawdę zastanawiał się nad swoimi emocjami, jednak nie potrafił ich określić - cieszę się, że będę mógł pilnować Pansy i spacerować rano z Eltaninem - odpowiedział po chwili namysłu. Przemyślawszy temat, rzeczywiście właśnie tego mu brakowało - spacerów z ukochanym psem.
Doszli do uliczki, która już bezpośrednio prowadziła do kamienicy, w której obecnie wspólnie będą zamieszkiwać.
– O mój Boże… - wyrwało się kobiecie, gdy jej wzrok padł na wysokie drzewo. Od kiedy pierwszy raz zauważyła tam swojego męża, nabyła odruch by spoglądać w to miejsce zawsze.
– Nie wiem dlaczego wzywasz swojego mugolskiego guru… - zaczął Malfoy nieświadomy jeszcze tego co widzi kobieta. Zerkał bowiem bezpośrednio na nią. Na jej szok i przerażenie, które maluje się na twarzy i w ciemnych oczach. Przeniósł swój wzrok w miejsce, w które utkwione było spojrzenie Granger. Ujrzał jej męża, leżącego pod dużym dębem. Nawet z daleka widać było, że nie odpoczywa sobie w letni dzień, lecz jest zalany w trupa. Fakt ten przerażał jeszcze bardziej, gdy uświadomiło się sobie, że jest dopiero 10:00 rano.
– Granger, nie przejmuj się, idź dalej - usłyszała łagodny głos swojego towarzysza. Kątem oka zauważyła, że spogląda na jej męża z obrzydzeniem, jakby patrzył na jakiegoś wyjątkowo obrzydliwego stwora.
– Łatwo mówić… wstyd mi za niego - odpowiedziała cicho, spuściła głowę najniżej jak się dało, wzrok wlepiając centralnie w kostkę brukową, którą kroczyli bezpośrednio do wejścia.
– Dlaczego tobie wstyd? Nie ty tam leżysz, nie ty powinnaś się wstydzić. Jest dorosły, odpowiada sam za siebie, więc niech nie będzie ci wstyd i nie żałuj go - odpowiedział poważnie. Hermiona wyciągnęła klucze podając mu. Spojrzał na nią z pytaniem w oczach.
– Otwórz - powiedziała spokojnie. Draco przez chwilę wpatrywał się w klucz, potem w zieloną, elegancką powłokę drzwi wejściowych do kamienicy. W końcu przekręcił klucz w zamku i weszli do szerokiego holu klatki. Apartament Malfoy’a znajdował się na pierwszym piętrze i był jednym z dwóch na nim. Ruszyli do góry gustownymi, krętymi schodami. Wyłożone były prawdziwym marmurem, zaś poręcz była zrobiona z litego drewna pomalowanego na ciemno. Przestrzeń była wysoka, a piękne światło wpadało w każdy jej zakątek dzięki wysokim oknom w zielonych ramach.
Draco podszedł do swoich drzwi, na których złotymi literami wygrawerowanego było nazwisko „Malfoy”. Drzwi były ciemne, tak jak jego sąsiada na przeciwko. Dopasowali się idealnie. Stanął przed nimi, chwilę się wahając. Wziął głęboki oddech, jakby to miało mu w czymkolwiek pomóc. W końcu włożył duży, srebrny klucz w zamek. Rzucił niewerbalnie zaklęcie i złapał za klamkę, by drzwi się otworzyły. Wszedł do holu, a pierwsze co ujrzał to Eltanin. Pies siedział na drugim końcu. Patrzył na niego jakby z niedowierzaniem, niepewnością.
– No chodź. Elti, tata wrócił do domu - Malfoy ukucnął i cmoknął z uśmiechem na psa. Ten jakby jeszcze chwilę się wahał, po czym ruszył pędem w jego stronę. Wpadł na swojego pana z całym impetem. Merdał ogonem, wesoło podszczekiwał i obracał się w około własnej osi co chwilę, chcąc być głaskanym w każdym możliwym miejscu. Sam lizał Draco po butach, rękach, a nawet twarzy, a mężczyzna pozwalał mu na to wszystko. Hermiona obserwowała to wzruszające powitanie stojąc lekko na boku, nie chciała im przeszkadzać. W końcu pies usiadł przed swoim panem, a Draco objął go tak jakby obejmował człowieka za szyję. Pies położył mu swój pysk na ramieniu i wtulał się w właściciela. Arystokrata musiał przyznać w końcu sam przed sobą. Cholernie tęsknił za swoim kompanem. Wcześniej, nim Draco trafił do Azkabanu, byli niemal nierozłączni. Elatanin towarzyszył mu wszędzie. Przy porannym biegu, śniadaniu, a później na zakupach czy spacerze na Pokątną. Jedyne gdzie nie mógł go zabrać to praca, chociaż czasami nagiął te zasady i Elti był już znany na jego oddziale. Skradł serca wszystkich pielęgniarek.
– Chodźcie, napijemy się dobrej kawy - w końcu Draco podniósł się z kolan i odezwał się ożywionym jak na niego głosem. Ruszył korytarzem w stronę kuchni. Pies szedł obok niego, a Hermiona tuż za nim. Gdy mieszkała tu sama, nie uświadamiała sobie tego tak dobitnie, ale teraz było to mocno dostrzegalne. Jak na mieszkanie czysto-krwistego czarodzieja, Malfoy miał dużo mugolskich sprzętów. Poczynając od wcześniej wspomnianego ekspresu do kawy, który był chyba najfajniejszym sprzętem w kuchni, przynajmniej dla niej, idąc dalej poprzez samo sprzątające odkurzacze, telewizory i nawet zauważyła laptopa, telefon i konsolę do gry. Uderzyło to w nią bardzo mocno i wiedziała, że będzie musiała o to zapytać, gdyż nie da jej spokoju. Na ten moment jednak skupiła się na sylwetce Draco, która idealnie pasowała do jasno-ciemnej przestrzeni, eleganckiej, nowoczesnej kuchni. Mężczyzna lawirował między szafkami jakby nigdy nie rozstał się z domem. Doskonale pamiętał co gdzie ma i jak działa. Dlatego to on przygotowywał dla nich kawę.
– Jaką lubisz? - zadał niewinne pytanie, gdy chciał już podać gotowy napój dla kobiety.
– Z mlekiem - odpowiedziała z uśmiechem i od razu zauważyła, że lewituje butelkę z białym płynem. Była w szoku jak sprawnie Draco posługuje się magią niewerbalną, jakby w ogóle nie musiał się nad tym skupiać - dziękuję - uśmiechnęła się, gdy postawił przed nią filiżankę, a za chwilę znalazł się przy niej mały dzbaneczek z mlekiem. Mężczyzna usiadł ze swoją czarną kawą na przeciwko niej, na wysokim stołku przy wyspie kuchennej. Spoglądała na niego spokojnie, a uśmiech nie mógł zejść z jej pięknej twarzy. Pod ich nogami usadowił się Eltanin, a ta scena wyglądała niczym poranna, rodzinna sielanka. Ot tak, młode małżeństwo z psiakiem, popija sobie poranną kawę. Niestety, prawda była brutalnie smutna. On dopiero będzie wracał do prawdziwego życia, zaś ona ucieka przed swoim. Oboje pogrążyli się w swoich myślach. Jedno drugiemu nie przeszkadzało, co oboje sobie cenili. Chyba właśnie dlatego spędzało im się tak dobrze czas. Po prostu rozumieli, akceptowali te momenty ciszy i spokoju, gdzie każdy mógł przemyśleć dany temat w swojej głowie.
Nieoczekiwanie usłyszeli dzwonek do drzwi. Hermiona od razu się spięła i przestraszyła, że to pijany Ronald obudził się i teraz wali w ich drzwi.
– Otworzę - oznajmił jakby nigdy nic mężczyzna i wstał by ruszyć korytarzem do drzwi wejściowych. Kobieta kierowana ciekawością i zmartwieniem by nic złego się nie wydarzyło, ruszyła za nim. Malfoy otworzył drzwi, a ich oczom ukazała się Xenna.
– Dzień dobry Draco, mogę wejść? - zapytała z pięknym uśmiechem na twarzy, gdy tylko ujrzała go w drzwiach. Mężczyzna nie odpowiedział, jednak delikatnie się przesunął by mogła wejść do środka. Kątem oka zauważył, że Weasley nadal leży pod drzewem.
– Dzień dobry pani Malfoy - Rosanova uśmiechnęła się nieszczerze, co zaskoczyło brunetkę. Zaprosiła ją do kuchni, gdzie wcześniej spożywali kawę z Draco.
– Napijesz się czegoś? - zapytała uprzejmie. Nie przepadała za pracownicą Dafne. Wydawała jej się nieszczera i problematyczna. Ewidentnie coś do niej miała i nie potrafiła zrozumieć co, dlaczego?
– Nie kłopocz się. Przyszłam tylko przekazać dokumenty rozwodowe… chyba powinny być wasze - powiedziała z wrednym uśmieszkiem pod nosem. Raczyła się faktem, iż przyłapała ich na kłamstwie. Podała Hermionie bordową teczkę, którą dzień wcześniej przygotowała Dafne. Kobieta wzięła ją do rąk i zrozumiała o co chodziło młodej asystentce. Przecież Draco powiedział, że jest jego żoną, by ta się od niego odczepiła, a było to niemożliwym, gdyż dopiero co się rozwodziła, ze swoim prawdziwym mężem Ronaldem. Jak widać Rosanova już do tego doszła, co wykorzystywała w tej rozmowie - Ups, chyba przerwałam „rodzinną” sielankę, przepraszam - dodała po chwili zerkając w stronę wyspy, na której stały filiżanki z ich kawą. Kobieta położyła ironiczny nacisk na słowo rodzinną, co nie umknęło uwadze Hermiony oraz Draco, który również znalazł się w kuchni i stał za młodszą z kobiet.
– O co ci chodzi Xenno? - zwrócił się bezpośrednio do niej. Był chłodny i zdystansowany, jak zawsze gdy prowadził mniej przyjemne rozmowy. Zamykał się emocjonalnie, co widać było w całej jego postawie. Stał conajmniej dwa metry od kobiety, był wyprostowany i głowę miał wysoko. Ręce nonszalancko schował w kieszenie spodni. Głos również nie zdradzał jego zirytowania sytuacją. Oczy utkwione miał w Rosjance.
– Mi? Oh Draco. Nie ładnie tak kłamać, że masz już swoją panią Malfoy - odpowiedziała z uśmiechem podchodząc na wysokich szpilkach bliżej mężczyzny.
– I? - mężczyzna w żaden sposób nie zareagował na jej ponętne ruchy, a tym bardziej na fakt, że przyłapała go na kłamstwie. Xenna ewidentnie nie wiedziała co ma odpowiedzieć, bowiem prawdą było, że nic z tego nie wynikało. On nie miał żony, a ona w żaden sposób nie jest i nie będzie bliżej niego.
– Może się umówimy by rozwiać stare niesnaski? - zapytała wpatrując się w jego stalowe oczy, usta wygięła w lekkim uśmiechu. Draco zmarszczył brwi. Nie czuł by był jej cokolwiek winny. Nie miał też ochoty na zabawy w kotka i myszkę, romanse czy posiadanie seks zabawki.
– Może - odpowiedział zdawkowo - a teraz wybacz, lecz jesteśmy trochę… zajęci - dodał z nieznaczną pauzą między słowami, jakby chciał podkreślić ich wagę.
– No tak. Pani Weasley. Proszę zapoznać się z dokumentami, podpisać jeśli nie ma pani uwag lub nanieść uwagi piórem jeśli się one pojawią. Może pani odesłać je na adres kancelarii za pomocą sowy lub zadzwonić po mnie, odbiorę je od pani osobiście - Xenna zwróciła się w końcu do Hermiony, o której obecności jakby nagle zapomniała, skupiając się jedynie na mężczyźnie, którego uwagę chciała zyskać. Kobieta skinęła głową na znak zrozumienia, a Rosjanka ruszyła do wyjścia, odprowadzana przez pana domu. Zniknęła tak szybko jak się pojawiła, jednak w powietrzu było czuć zamęt, który niewątpliwie wprowadzi
.
*
– Pansy, powiem ci coś jeśli obiecasz mi, że nie zerwiesz się zaraz z kanapy i nie polecisz tam oraz nie zaczniesz szaleć jak wariatka - Harry wszedł do domu z szerokim uśmiechem. Zastał żonę na kanapie, czytała jakieś pismo o macierzyństwie podjadając truskawki, które ostatnio stały się jej obsesją. Zaciekawiona od razu przeniosła wzrok na męża, wymuszając samym spojrzeniem by od razu jej powiedział.
– Mów Potter - odezwała się władczo, według swojego mniemania. Prawdą było, że wyglądała zbyt niewinnie i uroczo, by Harry wziął ją na poważnie.
– Draco wyszedł dzisiaj z instytutu - oznajmił pogodnie - ALE… - dodał od razu widząc wzrok Pansy i nieznaczny ruch. Odstawiła też po chwili truskawki, które miała w miseczce, postawione na sporym już brzuchu - nie pędź teraz tam. Malfoy musi spokojnie zapoznać się z zasadami jakie go obowiązują. Przyzwyczaić się do domu, Eltiego i Hermiony. Do tej pory był sam, teraz tak nie będzie - Harry tłumaczył jej wszystko bardzo spokojnie.
– Jak to do Hermiony? - Pansy zaciekawiła się jeszcze bardziej. Zawsze chłonęła wieści o swoim przyjacielu, jak gąbka wodę.
– Draco musi mieć nadzór. Hermiona nim będzie. To najlepszy układ. Ona nie miała gdzie mieszkać, on potrzebował osoby do nadzoru, przy której nie oszaleje. Więc to chyba dobry układ, chociaż za to drugie przy Mimi nie ręczę - zaśmiał się wesoło.
– Super! Myślę, że to będzie dobre i dla niego i dla niej. Hermiona potrzebowała kopa, by uwolnić się od tej szowinistycznej małpy jaką jest jej jeszcze mąż. Draco skutecznie ją od niego odsunie, na pewno też będzie dużym wsparciem jeśli by nie daj Salazarze nachodził ją. A Mimi będzie cudowna do nadzoru dla niego, bo jest psychiatrą i wie już jak z nim postępować. Nauczyła się tego przez te dwa miesiące i to ona go uwolniła, więc myślę, że to cudownie! Harry tak się cieszę! - na początku ton Pansy był rzeczowy, niemal mądrzyła się, jednak na koniec wypowiedzi ewidentnie już szczęście nią zawładnęło. Marzyła tak długo by mężczyzna wrócił do prawdziwego życia, w końcu się to udało. Pansy Potter czuła się tego dnia najszczęśliwsza na świecie.
– Też się cieszę. Dostałem pod koniec dnia pracy sowę od Hermiony, że dzisiaj opuszczają instytut i musiałem ci to od razu, osobiście przekazać. Więc z tej okazji, zapraszam cię moja droga żono na kolację do Charlotte, a jutro obiecuję, że zobaczysz się z nimi. Zgoda? - ciemnowłosy mężczyzna cały czas uśmiechał się do kobiety leżącej na kanapie. Czuł szczęście za każdym razem gdy była blisko. Po prostu był zakochany niczym szczeniak.
– Zgoda - odpowiedziała z energią i radością. Wstała więc ze swojej leżanki, odłożyła czasopismo obok miski z truskawkami i poszła na górę. Harry wiedział, że ma jakieś dwie godziny z głowy, bo Pansy będzie robić się na bóstwo, którym według niego już była. Usiadł więc na jej miejscu i zabrał miseczkę z truskawkami, których nie zjadła. Miał czas by odpocząć i zapoznać się z nowym Prorokiem, czego nie mógł zrobić rano.
*
Gdy pod koniec kolacji państwa Potter, zadzwoniła Hermiona, Pansy cieszyła się jak szalona. A gdy tylko usłyszała słowo „impreza” nawet nie dała dojść do słowa swojemu mężowi. Wyrwała mu telefon z ręki i od razu, bez dyskusji, ochoczo przytaknęła. Mimo, że nie mogła pić alkoholu, potrafiła doskonale bawić się bez niego, a swojej ciąży nigdy nie traktowała jak choroby, toteż ani chwili się nie wahała.
Tak samo stwierdziła Luna Lovegood, gdy przyjaciółka zadzwoniła w następnej kolejności do niej, choć ciemnowłosa spodziewała się odmowy, ze względu na ostatnie wydarzenia, to blondwłosa nie miała zamiaru zamykać się w czterech ścianach. Po pierwsze, jej tatuś by tego nie chciał. Zawsze był wesołą i pogodną osobą, po drugie, życia by mu to nie zwróciło przecież, a fakt, że pójdzie pobawić się z przyjaciółmi, nie sprawia, że o nim zapomniała. Cały czas ma go głęboko w sercu. Ginny już w trakcie rozmowy z Hermioną zaczęła szykować sukienkę. Jej żadna impreza jeszcze nigdy nie ominęła. Dafne również chętnie przystała na zaproszenie, być może dlatego, że był piątek, a być może bo chciała w końcu spędzić bezstresowy czas poza kancelarią, choć Hermiona dowiedziawszy się z kim na codzień pracuje zasugerowała by wzięła ze sobą bliźniaczki Patil oraz Oliviera. Ci oczywiście również zapowiedzieli swoją obecność.
Draco nie informowała z dwóch powodów. Miała to być dla niego niespodzianka oraz i tak musiał być blisko niej, więc w ostateczności, nie miał wyboru.
Do wieczora spędzili więc czas na spacerach z Eltaninem, kolacji i gdy Malfoy myślał, że już zniknie ze szkicownikiem we własnym gabinecie, Hermiona ostudziła jego plany.
– Ubierz się ładnie - poprosiła z uśmiechem podając mu filiżankę z kawą, co było dla niego pierwszym sygnałem do wielogodzinnych planów. Przecież kto pił kawę o 19:00?
– To twój pokręcony sposób zaproszenia mnie na randkę? - zakpił z rozbawieniem. Przyjął od niej czarną jak smoła ciecz, czując już w kościach, że mu się przyda. Wzdrygnął się na samą myśl kobiecych planów. Nienawidził niespodzianek i wiedział to każdy, kto znał go dłużej niż miesiąc.
– Powiedzmy - odpowiedziała tajemniczo wymijając go. Sama uznała, że wypada się przygotować. Szli do jednego z elegantszych klubów w mieście, w dodatku zaprosiła wiele pięknych koleżanek, nie chciała wyglądać najgorzej.
– Ej, dokąd to Granger? Może chociaż powiesz mi co masz na myśli poprzez „ładne”? - zatrzymała się wpół kroku. Odwróciła przodem do mężczyzny lustrując go wzrokiem.
– Ubierz się wygodnie, z klasą ubierasz się przecież zawsze. Nie musi to być pełny garnitur - dodała ze szczerym uśmiechem. Ludzie w jej otoczeniu przywykli do jej bardziej bezpośrednich lub ukrytych pod podtekstem komplementów. Była otwartą, szczerą i bezpośrednią osobą, która nie bała się powiedzieć czegoś miłego o drugiej osobie. Była taka, do czasu gdy weszła w małżeństwo z Ronaldem. Chciała jednak odzyskać dawną siebie, czuła że tutaj nie musi być stłamszona i zahukana. Tu nie ma jej męża, który uderzy ją, bo była zbyt miła wobec innego mężczyzny.
– Dobrze wiedzieć - mruknął tylko zmieniając kierunek i idąc w stronę sypialni, w której miał swoją garderobę. Nie myślał za długo o ubiorze, nigdy tego nie robił, po prostu brał co było. Przecież facet założy cokolwiek i wygląda nawet ok, a więc jeśli on założy cokolwiek ze swojej garderoby to na pewno będzie wyglądał dobrze. Padło na czarne spodnie w eleganckim stylu, równie czarną koszulkę z małym logo marki na prawej piersi oraz sweter, który nie miał żadnego zapięcia, oczywiście również był czarny, miał wysoki kołnierz i wyglądał jakby był ręcznie zrobiony na drutach. W rzeczy samej, tak było. Dostał go w prezencie od swojej ulubionej krawcowej, gdy zamawiał u niej garnitur przed świętami. Jakieś cztery lata temu. Uznając, że Granger na pewno będzie potrzebowała chwili czasu na ogarnięcie się, przecież była kobietą, która w piątkowy wieczór ma iść na miasto, nie liczył więc, że przygotowanie zajmie jej pół godziny, poszedł wziąć szybki, orzeźwiający prysznic. Lubił letnią wodę, która nie wyziębiała, ani nie przegrzewała. Ogarnął się szybko, przebrał w ubranie, które przygotował chwilę wcześniej i odgarnął przydługą już grzywkę z oczu. Pozwolił włosom wyschnąć samoistnie, wbrew pozorom nie układał ich godzinami, jak w Hogwarcie każdy myślał. Żyły własnym życiem, jednak w lepszym stylu niż szopa Granger na drugim roku. Uśmiechnął się na to wspomnienie. Zgarnął skarpetki do zestawu i zszedł na dół, gdzie usiadł na kanapie w salonie i czekał. Po pewnym czasie zaczęło go to nudzić toteż umilając sobie czas czekania sięgnął po swój dobrej jakości szkicownik, którego bardzo brakowało mu przez te lata. Wziął dobrze zatemperowany ołówek i zaczął rysować. Za pomocą magii niewerbalnej przywołał sobie kieliszek białego wina i takim sposobem relaksował się przed długą nocą.
*
– Dafi, która?! - Padma Patil stała przed wielkim lustrem przykładając do siebie raz jedną, raz drugą sukienkę. Jej siostra wraz z Dafne i Xenną siedziała na dużej, granatowej pufie w ich siostrzanej garderobie. Wszystkie miały w ręku kieliszki z Moetem, którego popijały by wprawić się już w dobry humor. Parvati śmiała się raz po raz zapatrzona w mugolski telefon, który stał się jej ulubionym wynalazkiem, a Xenna towarzyszyła jej. Dziewczyny oceniały zdjęcia na instagramie, dlatego Padma w rozpaczy błagała jedyną zainteresowaną o pomoc. Dafne spojrzała krytycznie na obie sukienki. Bardzo spodobała jej się jasna, która idealnie kontrastowała z typem urody koleżanki. Padma była przepiękna. Miała wielkie, ciemne oczy. Wyraziste rysy twarzy i błyszczącą, oliwkową cerę. Była idealnym przykładem zimowego typu urody. Chłodnego, intrygującego. Dlatego jasna, kreacja w odcieniu ecru idealnie podkreślała odcień jej skóry, oczu i lśniących, lekko kręconych włosów, które opadały na plecy. Padma wyglądała niczym bogini w sukience sięgającej połowy ud. Z przodu miała niewielki, lejący się dekolt, który podkreślał jej obojczyki. Cienkie ramiączka krzyżowały się na plecach i odsłaniały je niemal w całości. Kreacja lśniła jak satyna, którą zresztą była. Dafne, która była już gotowa w czarnej, przylegającej do ciała sukience, podała jej wysokie, złote sandałki na szpilce. Przyjaciółki prezentowały się pięknie. Parvati ubrała złotą, prostą sukienkę, również podkreślającą jej urodę - była niemal jak siostra, jedynie wzrostem się różniły. Padma była nieco wyższa. Została jeszcze Xenna, która w końcu zdecydowała, że założy bordową sukienkę przed kolano. Była rozkloszowana, idealnie wirowała z nią w tańcu, wykonana z lekkiego materiału podkreślała każdy atut urody Rosjanki.
Dziewczyny śmiejąc się i wygłupiając kończyły swoje makijaże, podśpiewywały klubowe kawałki, które już puściły z głośników w całym domu i popijały szampana.
– Ktoś dzwoni! - krzyknęła roześmiana Padma. Dafne od razu się zreflektowała i wstała z kanapy w przestronnym salonie, do którego przeniosły się z dalszymi przygotowaniami. Podbiegła na wysokich szpilkach do drzwi, za którymi stała piękna blondynka w błękitnej sukience i jasnych obcasach. Była niczym aniołek, który uciekł z nieba. Za nią stał idealnie do niej pasujący Teodor. Para uśmiechała się przyjaźnie, a Dafne od razu rzuciła się w ramiona Luny. Cieszyła się, że widzi ją w dobrym stanie.
– Kochana, jak się czujesz?! - zapytała Greengrass tuląc drobniejszą od siebie blondynkę.
– Lepiej, Teo cały czas o mnie dba - odpowiedziała pogodnie. Na wspomnienie jej partnera, kobieta oderwała się od przyjaciółki i przytuliła Todora, który odwzajemnił delikatnie jej uścisk.
– A gdzie jest dzisiaj Lorenne? - Dafne przypomniała sobie o dwuletniej córeczce pary, która do tej pory przebywała pod opieką Hermiony, a przecież to właśnie ona zaprosiła ich na imprezę.
– Spokojnie, jest bezpieczna z państwem Weasley. Ginny zaproponowała, że jej mama na pewno chętnie przypilnuje ją tego wieczoru i rzeczywiście. Molly była zachwycona mogąc zając się Lori - Luna mówiła o córce z pewnym rozmarzeniem, kojarzyło się to wszystkim z jej tonem, którego zawsze używała w Hogwarcie. Wtedy jednak każdy uważał ją za pomyloną i nienormalną. Wiele zmieniło się od tamtego czasu. Teraz każdy wiedział, że Luna po prostu taka jest, a przy tym ma w sobie tyle empatii i zrozumienia, jak nikt inny. Potrafi idealnie czytać ludzkie emocje i zawsze da trafną radę, która pomoże w trudnej sytuacji. Luna była swojego rodzaju ostoją spokoju i bezpieczeństwa dla wszystkich swoich przyjaciół.
– Cudnie! - ucieszyła się Dafne. Podała już kieliszki z szampanem obojgu przybyłym, a zaraz ponownie gnała do drzwi, gdyż dźwięk dzwonka słyszała wyraźnie. Pansy Potter wyglądała niczym milion dolarów, które chodzi na dwóch nogach. Skromna, aczkolwiek efektowna, czarna, mieniąca się niczym kameleon, sukienka podkreślała już lekko widoczny brzuszek. Mimo, że Pansy była już w dość zaawansowanej ciąży, to wcale nie było tego po niej mocno widać. Jej mąż ubrany w zwykłą koszulkę i jeansy prezentował się jak przystało na faceta, który idzie na imprezę. Dafne od razu przytuliła obojga. Mężczyźnie wcisnęła kieliszek z szampanem, a przyjaciółce podała sok jabłkowy. Jej ulubiony. Dafne nie zdążyła zamknąć drzwi, gdyż zaraz w progu pojawił się czarnoskóry mężczyzna, z kontrastującą przy nim kobietą. Ginny Weasley ubrana w piękną, butelkowozieloną sukienkę, z długimi, rozpuszczonymi, rudymi falami prezentowała się genialnie. Miała idealną urodę i potrafiła ją podkreślić. Blaise skojarzył się Dafne z czarną plamą, gdyż ubrany był w czarny, półelegancki garnitur, a odcień jego skóry niemal zlewał się z jego ubiorem. Nie sprawiało to jednak, że wyglądał źle. Prezentował się dobrze, a jego przystojna twarz przykuwała uwagę.
Wszyscy byli już na miejscu. Postanowili, że zrobią sobie rozgrzewkę przed całonocną zabawą, gdyż niecodziennie imprezowali by być w tym wprawionym. Prawdą było, że po Hogwarcie wszyscy bawili się i korzystali z życia. Chcieli odbić sobie lata nauki, walki, wojny i wszystkiego co wtedy na nich ciążyło. Przez jedną z takich imprez na świecie pojawiła się Lorenne, a Ronald wpadł w ciąg alkoholowy, z którego nigdy nie wyszedł. Reszta w przeciwieństwie do niego w pewnym momencie po prostu odcięła się od codziennych imprez. Wyszaleli się i dorośli by zacząć toczyć normalne życie. Imprezy zaczęły towarzyszyć im jedynie okazjonalnie.
– Daf! Dzwonek! - usłyszała Parvati i zdziwiła się, gdyż dziewczyna miała rację, że ktoś znowu dzwoni do drzwi. Przecież już nikogo się nie spodziewali. Ruszyła jednak do wejścia, by stanąć oko w oko ze swoją codzienną zmorą.
– Olivier…
– Witaj Dafne. Pięknie wyglądasz - uśmiech mężczyzny niemal zwalił ją z nóg. Cofnęła się o krok, opierając pośladkami o wysoką, elegancką szafkę na buty. Siła jego spojrzenia hipnotyzowała ją. Przepadła. Cholera jasna przepadła przez Oliviera Wooda!
*
Kensington Roof Gardens tętniły wyrafinowanym życiem. W piątki zbierała się tu cała śmietanka londyńska by pokazać nowe kreacje od modnych projektantów i przekazać wzajemnie najnowsze plotki. Oni byli tu by się bawić i świętować powrót przyjaciela. Kompana, druha, członka ich ekipy. Proszę państwa, Draco Malfoy wrócił do świata żywych! Gdy zajęli swoją wcześniej wynajętą lożę, wszyscy zwracali wzrok tylko na nich. Szeptów, a raczej głośnego obgadywania, nie było końca. Powrót Draco poruszył wiele osób w czarodziejskim świecie.
– Za twój powrót Draco! - krzyknęła w pewnym momencie Dafne. Była radosna i beztroska. Alkohol już lekko szumiał jej w głowie, więc wyrzuciła z niej zmartwienia o Olivierze. Dobrze się bawiła tańcząc z przyjaciółkami i Draco, który również stał się bardziej otwarty tego wieczoru. Mężczyzna bawił się z dziewczynami, pił ognistą z chłopakami i naprawdę poczuł się normalnie.
– Za zdrowie Pansy i jej dziecka! - odpowiedział kolejną kolejką blondyn. Patrzył z czułością i troską w stronę przyjaciółki, która promiennie uśmiechała się gdy przytulała się do ramienia męża. Pansy mimo stanu błogosławionego, jak wielu nazywało ciążę, bawiła się świetnie. Przetańczyła już kilka piosenek z Harrym, Draco, a najzabawniej było z Blaise’m, który zawsze się wygłupiał na parkiecie.
Blondyn obserwował salę, odpoczywał w loży po kilku z rzędu tańcach z dziewczynami. Oparty o oparcie szerokiej kanapy miał dobry widok na parkiet, na którym reszta nadal szalała. Blaise tańczył blisko Ginny, która tego wieczoru prezentowała się naprawdę pięknie, musiał to przyznać czy chciał czy nie. Dafne cały czas widziana była w towarzystwie Oliviera. Gdy oboje uderzył alkohol, przestali się kryć, myśleć i uciekać od emocji. On obejmował jej talię gdy tylko mógł, a ona kładła mu głowę na ramieniu lub w kocich ruchach wyginała się w około niego. Draco jednak zatrzymywał na dłużej swój wzrok na kimś innym. Hermiona Granger, która obecnie tańczyła w małym kółku z Parvati, Padmą i Xenną, wydawała mu się iście ciekawym zjawiskiem. Nie widział jeszcze byłej gryfonki w takim wydaniu. Była piękna, co zauważył już wcześniej, jednak dzisiaj miała w sobie coś drapieżnego, seksownego, co sprawiało, że nie chciało się oderwać od niej wzroku. Dlatego nie odrywał. Wpatrywał się w nią niczym zaczarowany i gdyby nie fakt, że swoją szklankę z ognistą cały czas miał przy sobie pomyślałby, że ktoś dolał mu amortencji do drinka.
– Patrzysz się na nią cały czas - obok niego, w bardzo bliskiej odległości, co trochę mu nie pasowało, opadła z gracją Xenna. Spoglądała na niego pożądliwym wzrokiem stwierdzając oczywisty fakt.
– I? - zapytał krótko nawet nie racząc jej spojrzeniem, którego tak uparcie oczekiwała. Spodziewała się, że mężczyzna się zdenerwuje lub zaprzeczy, on jednak ironicznie, w swoim stylu, potwierdził jej stwierdzenie.
– Może warto zawiesić wzrok na czymś bardziej… interesującym? - Rosanova zawahała się chwilę w doborze słów. Nie chciała go zdenerwować, gdyż osiągnęłaby efekt przeciwny do zamierzonego. Przecież chciała go uwieść, a nie denerwować. Długimi palcami delikatnie wodziła po jego karku, a wzrok wlepiła w idealny profil mężczyzny.
– Masz na myśli siebie? - zapytał bezpośrednio, nie reagował na jej pieszczoty. Gdyby się nad tym zastanowił, bardziej go irytowały niż sprawiały przyjemność. Miała za długie paznokcie i był pewny, że zostawia mu po nich ślady, czego nie lubił.
– Na przykład - odparła modulując głos tak by był jak najbardziej kuszący.
– Nie jesteś w moim typie - odpowiedział. Kobietę jakby prąd poraził. Na chwilę znieruchomiała z zaskoczoną miną. W końcu na jej twarzy pojawiło się więcej emocji: zdenerwowanie, irytacja, niezrozumienie, złość… nie mogła uwierzyć, że tak bezpośrednio dał jej kosza.
– Gdy spaliśmy ze sobą wcale ci to nie przeszkadzało - odpowiedziała zirytowanym tonem. Już nie próbowała swoich sztuczek, za bardzo ją zdenerwował by mogła wrócić do gry, którą sama podjęła.
– Xenna, to było lata temu. W Hogwarcie sypiałem z niejedną laską, która chciała wejść mi do łóżka. Nie patrzyłem czy jest w moim typie czy nie. Nie planowałem z nimi długiego i szczęśliwego życia z gromadką dzieci. Przykro mi, że chciałaś wskoczyć mi do łóżka czym chwaliłaś się wszystkim swoim koleżaneczkom. Jak to leciało? „Dziewczyny, nie uwierzycie! Przespałam się z księciem Slytherinu! Wygrałam zakład szmaty” - Draco niemal dobitnie zacytował jej słowa, perfekcyjnie imitując jej głos. Tamtego dnia miała pecha. Chwaliła się tym pod salą wróżbiarstwa, które ślizgoni mieli wraz z krukonami. Siedział na okiennym, szerokim parapecie, ukryty za wielką książką. Jak nigdy powtarzał przed testem, który zapowiedziała ta cholerna wiedźma tydzień wcześniej. Chciał mieć to z głowy, tylko dlatego wziął się za naukę kilka dni temu, a dzisiaj powtarzał materiał od rana. Potrzebował dobrej oceny i miał zamiar dostać ją w pierwszym terminie. W pewnym momencie usłyszał swoje imię w potoku słów jednej z dziewcząt. Dama z Ravenclaw właśnie dobitnie chwaliła się przyjaciółkom jak to na ostatniej imprezie przespali się ze sobą. Był w szoku. Nie raz słyszał, że dziewczyny chwalą się między sobą swoimi przygodami i innymi bzdetami, lecz tak otwarcie na środku korytarza chwalić się, że rozłożyło się przed kimś nogi? Pokręcił przecząco głową nie reagując. Jemu było to obojętne i tak miał już miano casanovy więc nic by tego nie zmieniło. Xenna spoglądała na niego zbulwersowana. Na jej twarzy malowało się mnóstwo negatywnych emocji, których nie potrafiła ukryć.
– Co siedzisz z taką skwaszoną miną?! Chodź tańczyć! - nagle usłyszeli obok siebie. Nad mężczyzną stała już lekko wstawiona Hermiona. Wyciągała do niego obie ręce, ze śmiechem i iskierkami w oczach zapraszając do wspólnej zabawy. Draco bez wahania złapał jej dłonie i pozwolił wyciągnąć się na parkiet - coś się stało? - zapytała nachylając się do jego ucha, gdyż muzyka była głośna.
– Niezbyt przyjemna rozmowa, nic takiego - odpowiedział spokojnie, gdy jedną rękę położył na jej talii i przysunął ją bliżej siebie.
– Zapomnij o niej - szepnęła mu do ucha, a on czuł, że w tych słowach kryje się nie tyle prośba co obietnica. Kobieta przybliżyła się do niego jeszcze bardziej. Jej ruchy były seksowne, niemal prowokujące co mężczyzna wyczuł od razu.
– Granger - mruknął jej ostrzegawczo do ucha.
– Tak? - zapytała niemal niewinnie patrząc na niego kokieteryjnie.
– Nie prowokuj mnie - odpowiedział patrząc jej prosto w oczy. Kobieta nie bała się odwzajemnić jego spojrzenia. Bawiła się dobrze w towarzystwie przyjaciół i jego. Przede wszystkim jego. Ciężko było jej opuścić jego ramiona. Dawno nie czuła się dla kogoś atrakcyjna i pożądana. Jej mąż nie prawił jej komplementów, traktował ją po prostu jak swoją własność, która ma być i dawać wszystko czego on oczekuje. Widziała, że Draco był inny. Dostrzegała podziw w jego oczach, szczere, niewymuszone zainteresowanie. Widziała jak mężczyzna obserwował ją z loży, dlatego jeszcze chętniej wyginała się na parkiecie.
– Dlaczego? - niewinność w głosie i błysk w oku kontrastowały ze sobą. Hermiona Granger zamieniła się tego wieczoru niemalże w wirujący seks. Napięcie było między nimi wyczuwalne, a widoczne gołym okiem.
– Bo źle się to dla nas skończy - odpowiedział okręcając ją w około jej własnej osi. Pasowało mu jej towarzystwo, nie była tak nachalna jak Xenna, która ewidentnie miała do niego żal za przeszłość. Był to główny powód, który go od niej odpychał. Nigdy nie lubił kobiet, które miały do niego jakiś problem. Poczuł na swoim karku kobiece dłonie, które nie należały do Granger, gdyż ta obejmowała go w pasie. Odwrócił głowę by dostrzec Pansy, zaraz obok pojawiła się Dafne, a po drugiej stronie miał Parvati i Padmę. Ginny i Luna uwiesiły się przy Hermionie, a za każdą z dziewczyn pojawili się chłopaki. We wspólnym, wielkim uścisku skakali i bawili się dalej przy energicznej, klubowej muzyce. Tworzyli duże koło, które wiło się niczym węże w szalonej zabawie.
*
Otworzył drzwi czując na karku jej słodki oddech i ręce błądzące po jego ciele. Sam nie był jej dłużny oplatając jednym ramieniem jej talię. Gdy tylko wpadli do długiego holu dziewczyna przyszpiliła go do ściany całując z pasją, w tym również nie był dłużny, gdyż odwzajemniał gorliwy pocałunek. Przygryzł lekko jej dolną warkę zmuszając tym samym by pozwoliła na wślizgnięcie się jego języka, z którym od razu rozpoczęła równą walkę w przyjemnej zabawie. Mężczyzna odwrócił ich tak, że teraz to kobieta opierała się całymi plecami o chłodną ścianę. Jego ręce błądziły po jej ciele, od karku aż po kształtne pośladki. Zamarł jednak, gdy poczuł jak jej sprawne dłonie ciągną w górę materiał jego koszulki, gdyż swetra dawno się z niego pozbyła.
– Granger stop! - odsunął się od niej lekko patrząc w jej błyszczące oczy. Patrzyła na niego z niezrozumieniem i zawodem wymalowanym na pięknej twarzy.
– Chyba sobie żartujesz Malfoy? - zapytała sfrustrowana i wyraźnie zła. Nie dziwił się, nikt nie lubił być odrzucany, a on zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że czego by nie zrobił w tej sytuacji i tak byłoby źle. Odrzucenie ją zaboli, jednak moralny kac i wściekłość następnego dnia, będzie boleć jeszcze bardziej, a on nie zniósłby tej palącej nienawiści w jej oczach za to, że ją wykorzystał.
– Skarbie, jesteś pijana, będziesz tego żałować - powiedział przecierając rękami twarz, sam czuł frustrację. Pożądał jej cholernie i Merlin mu świadkiem, że gdyby była to każda inna dziewczyna, nie zawahałby się. To była jednak ona. Pieprzona Hermiona Jeane Granger-Weasley. To nie była kobieta, którą zaciąga się do łóżka i zapomina o niej kolejnego dnia. Nie zasługiwała na takie gówno. A wiedział, był święcie przekonany, że nie jest w stanie dać jej nic więcej.
– Skończ chrzanić Malfoy - szepnęła mu do ucha ponownie się do niego przysuwając, zaklął w myślach wypuszczając powietrze z płuc, gdy poczuł jej zwinne palce blisko swojego krocza. Ona chyba sobie jaja z niego robiła? Jak miał się jej oprzeć?
– Ok Granger, w takim wypadku zrobimy to po mojemu - odpowiedział z błyskiem w oku i uniósł ją w górę, kobieta od razu oplotła go swoimi długimi i zgrabnymi nogami w pasie, a ręce zarzuciła na jego kark.
– Czyli będziesz mnie ostro pieprzyć? - zapytała śmiejąc się perliście. Zaskoczyła go swoją bezpośredniością i bezwstydnością.
– O nie Granger, wręcz przeciwnie. Będę się z tobą długo i namiętnie kochać - odpowiedział jej ze szczerością i łobuzerskim uśmiechem na ustach. Ruszył z nią na rękach przez długi korytarz wprost do swojej sypialni, gdzie rzucił ją na łóżko usłane miękką pościelą i poduszkami. A tam spełnił swoją obietnicę, kochał się z nią długo, by nad ranem zmęczeni, lecz zadowoleni, zasnęli w swoich ramionach.
Comments