top of page

17.

Zaktualizowano: 25 lut 2021

Blaise Zabini nigdy nie należał do zbyt emocjonalnych osób, jednak gdy przyszło mu siłą odciągać drobną, rudowłosą kobietę od martwego ciała jej brata, pękał.

– Ginny… - cicho wyszeptał jej imię niczym błagalną mantrę. Dziewczyna nie reagowała jednak na jego prośby. Szarpała się w ramionach mężczyzny zanosząc szlochem. W końcu jednak zaczęła opadać z sił. Auror lekko głaskał ją po głowie, jednocześnie drugą rękę mocno owijając w około jej talii. Na polu bitwy nie było już nikogo, prócz ciał poległych i aurorów, którzy mieli za zadanie przenieść je do szpitala.

– Gdzie mnie zabierasz Blaise? – zapytała bez sił, gdy ocierała oczy z łez.

– W bezpieczne miejsce – odpowiedział tylko nim ich deportował. Przez chwilę kobieta nie wiedziała gdzie jest, kręciło jej się w głowie i gdyby nie fakt, że auror nadal oplatał ramionami jej talię na pewno by upadła na bruk. Dopiero po dłuższym mruganiu odzyskała widoczność i mogła stwierdzić, że stoi przed średniej wielkości, eleganckim dworkiem. W około było dużo zieleni, ładny podjazd, a cały teren był ogrodzony kutą z żelaza bramą. Nie wiedziała do kogo należy ta posiadłość. Na pewno nie była Harry’ego i Hermiony, o tym by wiedziała. Logicznym by było gdyby był to dom Blaise, lecz jakoś jej do niego nie pasował, dlatego szybko odrzuciła tę myśl. Gdy już prawie doszli do drzwi frontowych te otworzyły się z głośnym trzaskiem i wypadła przez nie brązowowłosa kobieta, która od razu porwała w ramiona rudowłosą.

– Och, Ginny! – załkała smutno. Sama czuła się fatalnie, a co dopiero miała powiedzieć Ginewra będąca siostrą Rona. Po długiej chwili, której nikt nie śmiał przerwać kobieta wypuściła przyjaciółkę i zaprowadziła ją do dużego salonu, w którym siedzieli już Harry i Draco zawzięcie o czymś dyskutując.

– Ginny – kolejny raz usłyszała swoje imię. Spojrzała w szaroniebieskie oczy chłopaka, który je wypowiedział, nadal płakała. Nie próbowała nawet tego ukryć. Draco delikatnie starł jedną łzę z jej policzka, a po chwili przygarnął ją w swoje ramiona. Ginny rozpadła się emocjonalnie. Zaniosła się szlochem. Kiedyś Malfoy nie wiedziałby jak zareagować, to się jednak zmieniło. Przygarnął ją jeszcze bliżej, jedna z jego dłoni spoczywała powyżej jej talii, drugą zaś głaskał ją opiekuńczo po włosach. – Płacz, płacz ile tylko potrzebujesz – szeptał uspokajająco do jej ucha, nie próbował powstrzymywać jej szlochu.

– Dziękuję – dziewczyna cicho wymamrotała uspokajając się trochę po kolejnych minutach, które nieubłaganie mijały. Odsunęła się od blondwłosego aurora i pozwoliła sobie usiąść blisko kominka. Nie musiała już pytać czyj jest dworek. Po wnętrzu doskonale było widać, że należy do młodego dziedzica rodu Malfoy.

Ginny nie słuchała rozmowy, która toczyła się między mężczyznami i w której uczestniczyła jej przyjaciółka. Siedząc blisko ognia wpatrywała się w uspokajające i kojące jej nerwy płomienie. Od zawsze lubiła ciepło i aurę, którą roztaczało palące się drewno. Nie zdążyła dobrze pogrążyć się w swoich wspomnieniach, gdy ktoś położył dłoń na jej ramieniu tym samym zwracając uwagę kobiety. Przed sobą zobaczyła blondyna z kubkiem w ręku, skierował go w jej stronę zachęcając by po niego sięgnęła. Niepewnie odebrała kubek jak się okazało z herbatą. Wpatrywała się chwilę w białe naczynie, w którym pływał plaster cytryny, imbiru i gałązka jakiegoś zioła.

– Spróbuj – chłopak spoglądał na nią, czekając na jej opinię dotyczącą napoju. Podmuchała lekko w gorący napar i ostrożnie wzięła łyk. Słodko-kwaśny smak herbaty wypełnił jej kubki smakowe, mogła rozpoznać jeszcze ostrą nutę imbiru i zioła, którego nie znała.

– Dobra. Co to za zielona gałązka? – zapytała, a jej głos o dziwo brzmiał normalnie, stabilnie, bez rozpaczy czy szlochu.

– Rozmaryn. Cieszę się, że ci smakuje. Matka zawsze robiła mi taką herbatę gdy byłem przygnębiony. Czuj się jak u siebie, jakbyś chciała odpocząć, pójść spać lub wziąć prysznic to na górze są wszystkie sypialnie, a Calineczka, mój mały skrzat ci wszystko pokaże – jak na zawołanie pojawił się obok nich niewielki stworek w zielonej sukience i białym fartuszku, ręce miał całe w mące. Calineczka ukłoniła się zgrabnie i z uroczym uśmiechem, dużymi oczami spojrzała na swojego pana.

– Pan Draco wzywał Calineczkę – skrzatka miała piskliwy głos, choć jego barwa jak najbardziej do niej pasowała.

– Calineczko, przez jakiś czas będziemy mieli gości. Bardzo proszę byś się nimi opiekowała. Jak panna Wesley będzie już zmęczona, pokaż jej proszę sypialnie i daj wszystko czego będzie potrzebować – Mężczyzna zwracał się do skrzata ze spokojem. Stworzonko kiwnęło głową na znak zrozumienia, ponownie posłało swój uśmiech w stronę rudowłosej, a kobieta go odwzajemniła.

– Oczywiście, czy teraz Calineczka może zniknąć? W kuchni pieką się ciasteczka i nie chcę ich spalić – skrzatka zwróciła duże, zielone oczy na Draco, który kiwnął głową na znak zgody. Stworzenie zniknęło, on również postanowił dać trochę spokoju rudowłosej. Nie wiedział, że całej sytuacji ze zdumieniem przyglądała się druga kobieta obecna w pomieszczeniu. Hermiona była zaskoczona tym jak łowca zwracał się do skrzata. Pamiętała bowiem jak jego ojciec traktował Zgredka.

– Wow, Draco Malfoy ma szacunek do skrzata – odezwała się ze zdziwieniem pomieszanym z dumą – twoja skrzatka wyglądała na szczęśliwą i wcale się nie bała – dodała już bez ironicznych podtekstów.

– Bo jest szczęśliwa. Jest dla mnie jak członek rodziny. Wydaje mi się, że dobrze o nią dbam, dlatego jest tu z własnej woli, mogłaby odejść – wyjaśnił zajmując miejsce obok kobiety. Każdy miał swój kubek z herbatą, która była w tym momencie niczym lekarstwo na złe samopoczucie.

*


Hermiona Granger niespodziewanie otworzyła oczy. Przez chwilę leżała myśląc gdzie jest, lecz gdy jej wzrok przyzwyczaił się do ciemności panującej w dużym pokoju wstała z łoża, na którym była masa poduszek i ciepła pościel. Odgarnęła jednym ruchem kosmyki spadające jej na oczy i po cichu wyszła z sypialni. Mijając korytarz zauważyła na zegarze, że nie ma jeszcze czwartej rano. Dziewczyna potrzebowała jednak szklanki wody, by móc spróbować ponownie zasnąć. W swoim domu, w pokoju na nocnej szafce zawsze miała szklankę z życiodajnym płynem, jednak tutaj nie pomyślała by ją wcześniej przygotować, za co obecnie przeklinała się w myślach.

Dotarłszy do kuchni rozglądała się w poszukiwaniu szklanek. Nie była typem człowieka, który lubił zaglądać innym w ich rzeczy dlatego chwilę stała na środku pomieszczenia nim zdecydowała się na przeszukanie szafek.

– W drugiej szafce na górze – usłyszała głos za sobą i niemal krzyknęła ze strachu. Odwróciła się w stronę, z której dobiegł głos. Wiedziała, że to jeden z domowników, lecz ponownie przeklęła się za to, że nie zabrała ze sobą różdżki. Było w niej więcej z mugola niż czarownicy. Nie używała magii w codziennym życiu by wyręczyć się w obowiązkach, co nie raz przyniosło jej więcej szkody niż pożytku. Gdy jej wzrok skrzyżował się z błękitno-stalową taflą odetchnęła z ulgą. Choć nigdy nie przypuszczałaby, że na widok Draco Malfoy’a się ucieszy.

– Dziękuję – powiedziała, gdy wyjęła smukłą, wysoką szklankę. Podeszła do lodówki, w której znajdował się dyspenser na wodę i po prostu przyłożyła szklankę w odpowiednie miejsce, by chłodny płyn ją napełnił – przepraszam, nie chciałam nikogo obudzić – dodała gdy upiła trochę zimnej cieczy.

– Nie obudziłaś mnie, sam nie mogłem spać – przyznał obserwując ją przez chwilę. Wyminął kobietę i zabierając jej szklankę z ręki i ruszył do salonu, który sąsiadował z kuchnią. Dziewczyna zmarszczyła brwi i z niedowierzaniem pokręciła głową. „Jak zawsze arogancki” przeszło jej przez głowę. Poszła za nim, by zająć miejsce na kanapie niedaleko niego. Chciała zabrać mu swoją szklankę, ale się powstrzymała – czemu nie śpisz? – usłyszała po chwili jego głos, który wyrwał ją z jakiś bezsensownych myśli.

– Śniło mi się coś i musiałam po prostu o tym zapomnieć – odpowiedziała cicho, podciągnęła kolana pod brodę, owinęła w około nich ręce i oparła głowę o nogi. Widziała, że pokiwał twierdząco głową na znak zrozumienia – a ty? Czemu ty nie śpisz? – spoglądała na niego uważnie.

– Za dużo myśli – przyznał spokojnie, spoglądał w dogasający kominek.

– Draco, wiesz że nie dostaniemy zgody na ślub jeśli nie przejdziemy testu? – odezwała się po dłuższej chwili ciszy. Jej głos był niczym przyjemna melodia, sam przed sobą musiał przyznać, że lubił go słuchać. Szczególnie lubił gdy wypowiadała jego imię. Brzmiało tak inaczej w jej tonie, akcencie.

– Wiem, dlatego musimy zrobić wszystko by go przejść – odpowiedział szczerze, przeniósł na nią wzrok. Musiał przyznać sam przed sobą, że mu się podobała. Lubił jej naturalność. Elegancja była u niej naturalnym urokiem. Ujarzmione, długie włosy, które falami opadały aż za ramiona, zatrzymując się na biuście i oczy koloru czekolady pochłaniały go za każdym razem gdy na nią spojrzał. Nie potrafił określić czy to jedynie fizyczna fascynacja czy czuje coś do Hermiony Granger, ale wiedział, że chce ją chronić, polubił też spędzać czas w jej towarzystwie. Jej empatia i inteligencja byłby czymś tak odmiennym od tego co sobą prezentowały jego poprzednie dziewczyny czy te, które były w nim zadurzone.

– Gdzie i kiedy się urodziłeś? – zapytała nagle, a on wyrwał się z myśli na temat jej osoby. Przez chwilę nie rozumiał po co o to pyta, jednak szybko uświadomił sobie, że chce już zacząć naukę do testu. Cała Granger, nigdy nie traci czasu.

– 5 czerwca 1980 roku w Wiltshire. Malfoy Manore mieści się tam. A ty? – spoglądał na narzeczoną, mimowolnie wzrokiem szukał na jej palcu rodowego diamentu.

– Jestem od ciebie starsza w takim razie. 19 września 1979 roku w Londynie. Nie masz rodzeństwa i ja też nie mam – ostatnie zdanie stwierdziła – ok, masz ulubiony kolor? Potrawę? Coś czego nie lubisz? Kto jest twoim przyjacielem? – zaczęła zasypywać go pytaniami

– Wow, wow, wow. Wolniej skarbie. Co to sto pytań do Draco Malfoy’a? – zapytał z ironicznym, lecz nie wrednym śmiechem. Wziął głęboki wdech i zaczął odpowiadać na jej pytania – zielony, potrawy nie mam ulubionej, nie lubię smaku kawy, piję bo jedynie to mnie jakoś stawia na nogi, od dzieciaka Teodor Nott, później pojawił się też Blaise i to chyba dwójka takich prawdziwych przyjaciół, których mam. Twoja kolej – dodał obserwując poczynania dziewczyny. Nie potrafiła wygodnie ułożyć się na kanapie. W końcu więc zdecydowała się położyć głowę na jego kolanach, a nogi zarzuciła na oparcie. Draco o dziwo nie zrzucił jej z siebie. Mimowolnie zaczął bawić się jej długimi włosami, słuchając jej spokojnego i przyjemnego dla ucha głosu.

– Mój ulubiony kolor to również zielony, ale lubię też niebieski. Potrawa to chyba makaron z krewetkami. Uwielbiam makaron z krewetkami, o tak! Nie lubię… hmm, nie lubię sushi. Moimi przyjaciółmi zdecydowanie są Harry i Ginny. – opowiadała ożywiona. Chłopak naprawdę był zaskoczony jak wiele w niej entuzjazmu z powodu prostych pytań. Prostych pytań zadawanych o 4:00 nad ranem – co cię uszczęśliwia? – zapytała po dłuższej chwili ciszy.

– To również pytanie do testu? Przyznam, że jest dosyć trudne - zapytał spoglądając na jej lekko zmęczoną twarz. Mimo młodego wieku widać było powagę, trudy życia, które musiała przejść, głównie w jej oczach, lekkich zmarszczkach czy braku tego naturalnego koloru skóry.

– Potraktuj to jako pytanie dodatkowe - odpowiedziała spokojnie. Kobieta również zaczęła się mu przyglądać. Trudno było jej myśleć, że ten przystojny, choć trudny z charakteru mężczyzna stanie się niebawem jej mężem. Nigdy nie przypuszczała, że mając 21 lat będzie miała męża i że jej mąż będzie blond włosym arystokratą, a nie rudym chłopakiem z Nory.

– Cóż… może to banalne, ale czuję się szczęśliwy gdy latam. Latanie na miotle sprawia, że czuję się wolny. Wyrzucam z głowy wszelkie myśli i to chyba jest szczęście - mężczyzna odpowiedział dopiero po dłuższej chwili, gdy ona myślała już, że jej pytanie zostało zapomniane.

– Draco… tak boję się pogrzebu Rona. Emocji jego rodziny, Ginny i Harrego. Boję się jak sobie poradzę z tą żałobą - Dziewczyna odezwała się cicho, głosem bardzo niepewnym, trochę przestraszonym, a może też zawstydzonym.

Łowca milczał. Milczał długą chwilę, gdyż nie wiedział jak ma pocieszyć tę przerażoną, bezbronną dziewczynę. W końcu powiedział coś co na ogół miało znaczenie, lecz w ich przypadku mogło być niczym.

– Będę przy tobie - powiedział tak spokojnie, tak łagodnie, jakby nie był sobą. Na twarzy dziewczyny wymalowało się zaskoczenie. Nie spodziewała się wsparcia od jego osoby.

– Dziękuję Draco - powiedziała cicho, jednak z naprawdę szczerą wdzięcznością. Mężczyzna lekko się do niej uśmiechnął. Nigdy nie był w sytuacji, w której ktoś tak jawnie docenia jego obecność, sam fakt, że jest. To się bowiem nie zdarzało. Zamyślił się. Gdy ponownie spojrzał na kobietę spoczywającą na jego kolanach ta już spała ze spokojem wymalowanym na twarzy. Osunął się lekko na kanapie i opierając o zagłówek sam przymknął oczy.

– Co jest między nami Hermiono Granger? - szepnął w przestrzeń. Naprawdę chciał zyskać odpowiedź na to pytanie. Jednak nie było ono oczywiste. Przyszłość pokaże. Z tą myślą zasnął.


Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments

Rated 0 out of 5 stars.
No ratings yet

Add a rating
  • Facebook
  • Instagram
  • Twitter
  • Pinterest
bottom of page