16.
- Vert Skamander
- 21 lut 2021
- 11 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 25 lut 2021
– Ona wie – oznajmił gdy bez pukania wparował do komnaty swojego szefa. Harry siedział przy biurku z masą papierów w około siebie. Wesley za to leżał na kanapie wpychając do buzi kolejną z czekoladowych żab. Zjadł ich już z tuzin patrząc po ilości papierków w około niego. Potter podniósł głowę znad pergaminu po którym do tej pory pisał. Spojrzał na Malfoy’a czekając aż przekaże mu resztę informacji, bo znał go na tyle, że wiedział iż przyszedł do niego z gotowym planem. – musimy sprowadzić cały oddział. Zawiadomić Minerwę, sprowadzić więcej aurorów, rzucić zaklęcia i przede wszystkim… trzymać ją jak najdalej zamku co będzie najtrudniejsze, bo teraz nie da się stąd wykurzyć. – Draco stanął przed brunetem patrząc na niego znacząco.
– To niebezpieczne – Potter starał się zachować spokój.
– Tylko Hermiona ma to czego chce Delfini. Jeśli wyjdzie z tym poza zamek, Riddle za nią pójdzie.
– Wiem, oczywiście, że wiem. Jednak nie narażę tak Hermiony! – krzyknął sfrustrowany.
– A narazisz setki, jak nie tysiące ludzi?! – Draco również krzyczał, lecz on był wściekły. – rozumiem, że ci na niej zależy, wbrew pozorom mi w jakimś stopniu także, ale myśl logicznie, w szerszej perspektywie. Nie możesz chronić tylko swojego domu i zabawek w nim, musisz myśleć o innych. Przygotuję plan, zabezpieczę ją.
– Jeśli coś jej się stanie…
– Umrę razem z nią! – przerwał mu dobitnie. Nie czekał na jego dalsze słowa. Wyszedł z dormitorium idąc w stronę swojego. Gdy tylko wszedł, szatynka stanęła przed nim. Widział jej niepewność i fakt, że wewnętrznie walczy sama ze sobą.
– Draco ja… - zaczęła bardzo niepewnie, a mężczyzna przerwał jej co jeszcze bardziej ją speszyło.
– Nieważne. Hermiono, słuchaj mnie uważnie. Gdzie masz zmieniać czasu? To bardzo istotne – złapał ją za ramiona i patrzył jej z powagą w oczy. Dziewczyna wskazała palcem w stronę biblioteczki.
– Schowałam w mojej ulubionej mugolskiej książce – wyjaśniła podchodząc z nim do regałów. Sięgnęła jedną z pozycji i otworzyła na pozornie przypadkowej stronie. W stronicach książki ukryty był mały przedmiot.
– Posłuchaj, narażę cię na ogromne niebezpieczeństwo, dlatego musisz działać dokładnie według planu. Jeden zły ruch i możemy przepłacić to życiem. Będę cię chronił, jednak musisz mi zaufać, rozumiesz? – powaga mężczyzny przerażała młodą kobietę, nie rozumiała co się dzieje, co ma się wydarzyć. Zaufać? Miała tak po prostu zaufać Draco Malfoy’owi? Było to wręcz niewykonalne dla niej. Wzięła głęboki wdech i uświadomiła sobie, że ten blond arystokrata niebawem zostanie jej mężem i w jakimś stopniu tak, musi mu ufać. Pokiwała twierdząco głową po dłuższej chwili.
– Ufam Ci – powiedziała cicho, lecz z pewnością.
– Wyczaruję zaraz drugi zmieniacz. Ten zostanie tutaj bezpiecznie ukryty. Delfini zależy na nim, gdyż chce cofnąć się do przeszłości, do czasów panowania jej ojca. Zrobi wszystko by go poznać. Musimy wywabić ją z zamku…
– Dlatego wyjdę z niego wraz ze zmieniaczem, a raczej z jego kopią by poszła za mną. Nie dość, że dostanie zmieniacz, to jeszcze szlamę, którą od dawna chce zabić – Hermiona dokończyła za niego. W jej wydaniu brzmiało to gorzko, jakby miała żal, że to ona zostanie wystawiona.
– To bardzo ryzykowne, ale nie spuszczę cię z oczu. Nie pozwolę by cokolwiek ci się stało rozumiesz? – złapał ją za ramiona i lekko nią potrząsnął by zmusić ją do spojrzenia na niego. Kobieta niechętnie podniosła ciemne tęczówki na niego. Jej niepewność i strach przytłoczył go. Wyglądała jak zbity szczeniak, jej sarni wzrok nie działał na niego dobrze. – Hej, nieustraszona Gryfonko, co z tobą? – spoglądał łagodnie w jej oczy.
– Boję się Draco, po prostu cholernie się boję. Nie samego zadania. Wojny się boję, poprzednia… poprzednia była straszna, tragiczna w skutkach. Minęło zaledwie kilka lat i już czeka nas kolejne starcie. Draco, my mamy po dwadzieścia jeden lat, a przed nami druga wojna… - dziewczyna mówiła pozornie spokojnie, jednak jej gesty, mimika, zachowanie ciała zdradzało ją. Zdradzało, że była w rozsypce. Draco przygarnął ją do siebie. Nie miał już siły udawać zdystansowanego, bezemocjonalnego arystokraty. Był człowiekiem takim jak wszyscy. Też odczuwał ból, cierpienie i smutek. Mężczyzna mocno oplótł jedną ręką talię kobiety, a drugą zanurzył w jej włosach by przycisnąć jej głowę do swojej klatki piersiowej. Hermiona Granger rozpadła się emocjonalnie w ramionach Draco Malfoy’a.
*
Malfoy Manor jak zawsze eleganckie i bogato urządzone czekało na przyjęcie gości. Złote kinkiety zostały wypolerowane niczym na przyjęcie królowej angielskiej. Nad ogromnym mahoniowym stołem wisiał okazały żyrandol z setkami diamentów, a fotele dotychczas puste przyozdobiły satynowe poduszki. Choć sam gospodarz nie był tym faktem zachwycony, starał się przybrać maskę jak największej bez emocjonalności na jaką było go stać. Czarne, zakapturzone postacie, niczym nietoperze w zmroku, zaczęły lądować na ścieżce prowadzącej do rezydencji. Ogród był równie zachwycający bowiem Narcyza miała rękę do kwiatów. Niejedna osoba na pewno doceniłaby jego okazałość, jednak dzisiaj nie ogród był w kręgu zainteresowania. Szybkim krokiem przemierzały ciemny bruk by znaleźć się w środku i od razu pójść do wielkiego salonu, w którym przy dębowym stole koloru mahoniowego każdy miał swoje miejsce. Nikt nie ujawniał swojej tożsamości choć wszyscy ją znali. Stół od początku do samego końca przemierzał dostojnym krokiem feniks. Ptak był niczym surrealistyczna rzeźba, tak niepasująca do reszty wystroju. Taki niepotrzebny prezent, który jednak podarowała ważna ciocia, więc stoi na widoku zawsze gdy ta przybywa. Wszystkie miejsca przy stole były już zajęte, dlatego też głos zabrał gospodarz. Nie zdradzał swojej niechęci do dzisiejszej roli, która mu przypadła.
– W imieniu naszej pani, nawołuję was byście dziś stanęli do walki o lepsze jutro. Ministerstwo już mamy, wystarczy, że złapiemy tą małą szlamę i znajdziemy zmieniacz czasu. Póki nie wyjawi gdzie go schowała macie ją torturować aż wyśpiewa, a później… później to już możecie zrobić z nią co chcecie. Mój syn ma wyjść z tej wojny żywo. Zabiję tego który waży się go tknąć, a najpierw zafunduję takie tortury przy których o crucio będzie błagać, bo powie, że łagodne. Draco pozostanie dla mnie, ma wpaść w moje ręce. – ostatnie zdanie mocno zaakcentował jakby chciał by dotarło do wszystkich zgromadzonych. Powiódł zimnym wzrokiem przez stół. Zatrzymał go na osobie, która właśnie zadała pytanie.
– Co z Potterem? – usłyszał z drugiej strony stołu.
– Wystawić naszej pani. Zajmie się nim – wyjaśnił bez zbędnych emocji. Każdy spojrzał po sobie, jakby jeden drugiego próbował ocenić. Kto zwieje gdy pierwsze zaklęcie padnie? Kto zmieni stronę, kto jest tajnym szpiegiem? Ciemnoskóry mężczyzna, teraz ukryty pod maską i dużym, czarnym kapturem lustrował wzrokiem zgromadzonych. Wbrew pozorom grupa nie była duża. Wiedział jednak, że mają poparcie szmalcowników, olbrzymów i wampirów.
– Czekamy na wezwanie od naszej pani. Przygotujcie się – oznajmił gospodarz, a na jego słowa wszyscy rozeszli się po parterze rezydencji, wszyscy prócz ciemnoskórego chłopaka, którego zatrzymał.
– Blaise, czy Draco wie jakie konsekwencje będą na nim ciążyć jeśli Delfini zwycięży? – Lucjusz Malfoy był nieprzenikniony. Patrzył na chłopaka jakby chciał wyciągnąć informacje wprost z jego umysłu.
– Myślę, że jest ich świadom – ciemnoskóry odpowiedział oschle. W nikłym świetle i jasnej masce, jego ciemne oczy błyszczały jak u dzikiego kota.
– Czy jesteś pewny, że nie zmieni strony? Nie wróci do nas? – głos mężczyzny brzmiał nutą nadziei, choć może to tylko złudzenie?
– Nie wróci – dobitnie przekazał młodszy z rozmówców i wyminął gospodarza.
*
Hermiona Granger ubrana w ciemną szatę szybko przemierzała korytarze Hogwartu. Spieszyła się, raz po raz zerkając przez ramię czy nikt jej nie śledzi. Śledził, ale ona udawała, że tego nie zauważyła. Dotarła do potężnych mahoniowych drzwi uchyliła je lekko, tak by zmieścić się w szparze i prześlizgnęła się na zewnątrz, krocząc dalej przez dziedziniec. Narzuciła na głowę duży, ciemny kaptur, gdyż mimo, że lekki, deszcz nie był zachęcający do spacerów. Typowo jesienna aura dodawała tajemniczości i majestatu okolicy, w której się znajdowała. Z ulgą odnotowała, że wysoka, ciemna postać podąża za nią, choć w normalnej sytuacji już by rzuciła w nią jakimś zaklęciem i uciekała ile tylko ma sił w nogach, by móc się teleportować. Ta sytuacja była jednak wyjątkowa. Przystanęła przy żelaznej bramie, którą za chwilę będzie próbowała otworzyć. Wzięła głęboki oddech przymykając na chwilę powieki. Wiedziała bowiem, że to ostatnie chwile spokoju, że gdy zaraz rozpocznie się wojna, nic już nie będzie takie samo.
Postać krocząca za nią wykorzystała chwilę jej nieuwagi i zdążyła stanąć tuż za nią.
– Hermiona Granger, uciekająca ze swojego bezpiecznego domku… – odezwała się z typowym dla siebie cynizmem i rozbawieniem w głosie. Hermiona nie zareagowała na jej słowa, nadal udawała, że skupia się na otwarciu bramy. – Jesteś w potrzasku Hermiono. Oddaj mi zmieniacz, a oszczędzę tym wszystkim, biednym ludziom zachodu i pozwolę im żyć dalej nędznym żywotem.
– Nigdy – Szatynka mówiąc to odwróciła się na pięcie i rzuciła pierwszą klątwę tym samym rozpoczynając III wojnę czarodziejów. Odrzuciła kaptur, który ograniczał jej widoczność, akurat w momencie, w którym Delfini rzuciła swoje zaklęcie. Kobiety wymieniały się pociskami, aż Hermiona zauważyła, że na pole aportują się śmierciożercy. Chmara ciemnych postaci myślała, że ma ogromną przewagę, dlatego z zaskoczeniem przyjęli zaklęcia rzucane ze skraju zakazanego lasu. To grupa łowców dowodzona przez Draco przystąpiła do walki. Obok Hermiony niby znikąd znalazł się Harry i ramię w ramię stanął z nią do walki. Czerwone promienie zderzały się z zielonymi.
– Biegnij! – krzyknął auror ciągnąc kobietę za rękę. Próbowali dobiec do grupy łowców, jednak na ich drodze, raz po raz stawał śmierciożerca, z którym musieli się rozprawić. Na polu bitwy Hermiona zanotowała obecność Ginny i Luny, które walczyły wspólnie oraz Rona i Neville.
– Węże! – krzyknął ktoś z prawej strony.
– Feniks! – kolejne głosy dotarły do uszu kobiety. Nagle Harry zniknął z jej oczu, miała wrażenie, że została sama.
– Hermiona za Tobą! – nawet nie wiedziała czyj głos ją ochronił. Momentalnie odwróciła się rzucając reducto w przeciwnika. Szmalcownik zamienił się w proch, jednak nie było czasu na przemyślenia czy nie daj boże ulgę, bowiem nacierali na nią kolejni. Zaczęła biec ile tylko miała sił, próbowała dostać się do zakazanego lasu, by tam choć trochę ukryć się wśród drzew. Błoto, deszcz i mgła spowijająca okolicę utrudniały walkę. Ograniczona widoczność sprawiła, że Hermiona w pewnym momencie potknęła się o coś i runęła na ziemię. Jej umazane błotem ręce odgarnęły z oczu poplątane kosmyki włosów. Szybko odnalazła przyczynę swojego upadku. Pod jej nogami leżało martwe ciało Lavender Brown, która w walce stanęła po stronie zakonu. Hermiona zaczęła wpadać w panikę, histeria ogarniała jej ciało, dlatego też była łatwym celem. Jeden ze szmalcowników, który wyprzedził grupę dopadł ją szybko. Brutalnie złapał jej długie włosy i ciągnąc za nie postawił ją do pionu. Krzyknęła z bólu.
– Mam cię mała szlamo! – wysyczał jej wprost do ucha. Hermiona zaczęła się szarpać, co po chwili przyniosło pozytywny skutek. Wyszarpnęła swoje ramię z rąk oprawcy, jednak nie dane było jej daleko uciec, gdyż znów upadła na ziemię. Słyszała jak szmalcownik wypowiada zaklęcie, dlatego niewiele myśląc złapała martwe ciało koleżanki i schowała się za nim niczym za tarczą. Zaklęcie ugodziło w trupa, a ona zanosząc się szlochem niezdarnie, upadając jeszcze kilkukrotnie próbowała przemieszczać się dalej. W pewnym momencie uświadomiła sobie, że zniknął szmalcownik, który biegł za nią, a ona wpadła w czyjeś ręce. Zaczęła szarpać się i miotać.
– Spokojnie Hermiono, ciiii – usłyszała znajomy głos. Zarzuciła ramiona na szyję mężczyzny i przylgnęła do niego. Draco Malfoy delikatnie głaskał ją po włosach, po chwili jednak złapał jej twarz w swoje dłonie – Hej, Granger spójrz na mnie. Nic ci nie jest. Uspokój się, oddychaj, spokojnie. Takie są losy na bitwie, wiesz to. Weź się w garść – powtarzał spokojnie skupiając jej wzrok na sobie. Kobieta wiedziała, że auror ma rację, jednak po wszystkim co przeżyła idąc od pierwszej klasy, po ostatnią wojnę, nie była już tak odporna. Była strzępkiem nerwów, wrakiem człowieka, emocjonalnie zniszczonym tylko w ładnej otoczce. Draco delikatnie oparł swoje czoło o jej i chwilę oddychał z nią miarowo. Gdy się uspokoiła ponownie się odezwał – Walcz. Jesteś najodważniejszą, wredną Gryfonką jaką znam – uśmiechnął się lekko dodając jej otuchy.
– Dziękuję – powiedziała nim mężczyzna wypuścił ją z ramion – Draco! – krzyknęła jeszcze za nim, blondyn odwrócił się w jej stronę – uważaj – dodała, a on niezauważalnie kiwnął głową i udał się w sam środek walki.
*
– Hadley reflektuj! – kobieta o blond włosach, usłyszała głos swojego mentora. Przez chwilę czuła jakby nadal była na egzaminie, jednak odbita klątwa, która trafiła w pobliskie drzewo uświadomiła ją dobitnie, że jest to prawdziwa wojna. Łowca dobiegł do niej i stojąc ramię w ramię oceniali niebezpieczeństwo. Śmierciożercy zdecydowanie mieli przewagę liczebną nad nimi, to jednak ich nie zniechęciło. Draco złapał swoją podopieczną za ramię na znak gotowości do akcji. Arianie Hadley nie trzeba było powtarzać kilkukrotnie. Niemal od razu z jej różdżki wystrzeliły czerwone promienie, które ugodziły wprost w serce Śmierciożercy znajdującego się naprzeciwko niej. Martwe ciało z łoskotem upadło w błotnistą ziemię, w której roiło się od wygłodniałych węży.
Jasnowłosy łowca skinął jej głową i każde z nich pobiegło w inną stronę rzucając kolejne zaklęcia w śmierciożerców, szmalcowników i wilkołaki, które znikąd przystąpiły do walki. Były to niezarejestrowane, dzikie osobniki, które pierwszy raz pokazały swoją przynależność. Łowczyni zatrzymała się wpół kroku, gdy tuż przed nią, z tarasu sowiarni spadło ciało. Anthony Davidson, ścigający Ravenclaw leżał przed nią wykrwawiając się na śmierć. Rdzawy zapach prędko przyciągnął bestię. Wilkołak wbił swoje szpony w klatkę piersiową chłopaka, a kły zanurzył w jego szyi. Krew trysnęła na wszystkie strony. Ariana zakryła usta dłonią by nie krzyknąć. Jej ręce i twarz były w krwi nieżyjącego już chłopaka. Przerażona zerwała się do biegu, dopiero gdy była w bezpiecznej odległości rzuciła zaklęcie w potwora, by uniemożliwić mu dalsze bezczeszczenie zwłok. Dziewczyna dobiegłszy do wysokiego drzewa, jedną rękę oparła o pień by zgiąć się w pół i zwrócić zawartość żołądka. Konwulsje, w które wpadło jej ciało osłabiły ją. Z oczu niekontrolowanie spływały łzy, a w głowie kręciło jej się niemiłosiernie. Dziewczyna nigdy nie była podatna na odrażające widoki, jednak w samym sercu wojny wszystko wyglądało zupełnie inaczej. W głowie uświadamiało się, że to wszystko dzieje się tu i teraz, a ona jest tego częścią.
– Ariana, wstawaj! Masz, zjedz to. Pomoże ci – nawet nie zauważyła kiedy zsunęła się po drzewie i usiadła oparta o nie. Ktoś właśnie nad nią kucał i wciskał jej do buzi jakąś roślinę. Otworzyła oczy i rozpoznała twarz Neville Longbottoma. Pogryzła zioło, które mężczyzna wcisnął do jej ust. Skrzywiła się przy tym mocno, lecz przełknęła i odetchnęła głęboko. Po niedługiej chwili poczuła się lepiej, wstała z pomocą ciemnowłosego i jeszcze raz głęboko odetchnęła.
– Jest ok, dziękuję – powiedziała uśmiechając się krzywo. Ponownie złapała w dłoń swoją różdżkę i była względnie gotowa wrócić na pole walki.
*
Draco Malfoy stał na środku polany. Uświadomił sobie, że został otoczony przez wroga. Wśród śmierciożerców rozpoznawał swoją kuzynkę. Lucjusz stał przy jej boku. Widział też Blaise Zabiniego i pilnującego go Greybacka. Był w potrzasku. Był sam na niezliczoną ilość wrogich postaci.
– I co teraz Draco? – głos zabrała Delfini. Wyszła z kręgu by stanąć twarzą w twarz z chłopakiem. Obserwowała go uważnie, on również nie spuszczał z niej wzroku – Poddajcie się, a nikt więcej nie zginie. Oddaj zmieniacz czasu i po sprawie Draco – mówiła spokojnie, jakby jej głos miał go zahipnotyzować. Zamknął umysł, wyczuł podstęp. Próbowała stosować na nim oklumencję. Widział jak poziom jej złości wzrasta, gdy nie mogła dostać się do jego myśli.
– Zabiję ją, ciebie i wszystkich w około! – wrzasnęła wściekle – AVADA KEDAVRA! – snop zielonego światła wystrzelił z różdżki Delfini.
– Draco! – Rozpaczliwy krzyk Hermiony rozniósł się po polanie i nagle czas jakby zwolnił, a w tej jednej chwili miało miejsce kilka, istotnych, wydarzeń. Harry rzucił zaklęcie uśmiercające w Delfini. Trafiło ono w kobietę, a ta padła przed młodym Malfoy’em. Draco skierował zielony strumień światła w swojego ojca, który padł na mokrą glebę. Ron rzucił się w stronę Draco czym uchronił go przed śmiercią – Nie! Nie! – histeryczny krzyk rozniósł się echem gdy rudowłosy mężczyzna runął na oszołomionego aurora. Draco klęczał w błocie z ciałem swojego obrońcy w ramionach. Wszystko wróciło do swojego naturalnego biegu. Ci co mogli uciekli w popłochu, złapani zostali deportowani do Azkabanu, a umarli… umarli pozostali wraz z nimi. Trójką osób pogrążoną w rozpaczy. Hermiona wręcz doczołgała się do mężczyzn. – Ron… - wyszeptała przez łzy. Bała się… bała się usłyszeć rozpacz i ból w swoim głosie. – Ron, proszę nie…- szeptała głaszcząc chłopaka po rudej czuprynie. Draco nie wiedział co ma robić. Najchętniej zrzuciłby z siebie martwego mężczyznę i uciekł jak najdalej stąd. Ta sytuacja sprawiała, że miał ogromne poczucie winy. Role powinny się odwrócić. To on powinien leżeć martwy, umazany błotem i krwią pokonanych. Harry i Blaise stali za pogrążoną w żałobie kobietą, ich miny wyrażały, że nie przyjęli jeszcze do siebie tego co się wydarzyło. Ale najgorsze miało miejsce, gdy Ginny Wesley padła obok niego na kolana i zabrała martwe ciało swojego brata by ukryć je w swoich ramionach, nie wytrzymał, pękł. Wstał i odszedł kilka kroków dalej. Deportował się. Uciekł niczym tchórz nie potrafiąc spojrzeć żałobie i rozpaczy w oczy. Ona jednak go rozumiała.
Comments