15.
- Vert Skamander
- 21 lut 2021
- 8 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 25 lut 2021
Pusty, głośny dźwięk obcasów odbijał się echem po ciemnej uliczce. Wysoka, smukła postać sunęła po chodniku z gracją modelki. Przed nią szła kobieta, której brakowało takiej gracji. Raz po raz przebierała szybciej krótkimi nóżkami podbiegając parę metrów. W rękach dzierżyła masę pergaminów, z ramienia spadała jej torebka, a na nosie co chwilę musiała poprawiać wielkie okulary. Mary Cattermole jak zwykle wzięła pracę do domu co teraz bezgłośnie przeklinała, gdyż ciężkie papierzyska ją przytłaczały. Na szczęście była już kilka przecznic od mieszkania, w którym na pewno czekał już jej mąż z dziećmi. Mary jest smukłą, ciemnowłosą kobietą, mugolaczką, choć dość zdolną we władaniu magią. Od dłuższego czasu jest księgową w dużej korporacji. Szef uważa, że świetnie sobie radzi dlatego nie potrzeba jej pomocy. Prawda jest taka, że dobrze udaje, iż nie widzi, gdy Mary wychodzi z naręczem teczek z budynku i z takim samym wraca kolejnego dnia.
Pani Cattermole czuła nieopisany strach, miała ochotę rzucić teczki i biec ile sił w nogach. Zerknęła przez ramię. Z ulgą uznała, że nie ma za nią już tej niepokojącej postaci. Ponownie zaczęła iść w znaną sobie stronę, lecz nagle zatrzymała się z krzykiem. Tajemnicza osoba stała kilka metrów od niej mierząc w nią różdżką. Mary Cattermole padła na zimny beton. Wzrokiem ogarniała, że wszędzie jest krew. Jej krew. Rana za raną pojawiały się na ciele, a ona nie miała siły aby chociaż pisnąć. Nie umierała, nie rozumiała dlaczego kostucha jeszcze po nią nie przyszła. Każdy chociaż drobny ruch sprawiał, że miała ochotę wyć z bólu. Próbowała wydobyć różdżkę z kieszeni swojego płaszcza, lecz nie miała na tyle siły. Tajemnicza postać stanęła naprzeciwko niej. Spojrzała w jej oczy. Stalowe spojrzenie gdyby mogło to by zabiło.
– Za to, że byłaś szlamą. Awada Kedavra – zdanie wyszło z ust oprawcy, a na przedramieniu ofiary wyryły się litery układające we wstrętną obelgę.
Mary Cattermore nigdy nie dotarła do domu. Jej ciało zostało odnalezione na środku ulicy z samego rana, przez dziadka, który wybrał się na poranny spacer z psem. Od razu zadzwonił po mugolską policję, lecz ta po przyjeździe już wiedziała, że nie będzie to ich sprawą. Na miejsce sprowadzili aurorów.
*
Draco stanął nad martwym ciałem kobiety i przyglądał się mu jakby było wyjątkowo ciekawym eksponatem w muzeum, obok niego stał jego przyjaciel zajadając pączka, po lewej stronie miał Wesley’a, który robił dokładnie to samo.
– Jak wy możecie jeść w tym momencie? – zapytał z odrazą, patrząc na jednego i drugiego. Wyglądali jak klasyczny zespół glin z popularnych seriali.
– To obrzydliwe – odezwała się szatynka, która była najbliżej ciała. Zbierała dowody zbrodni, szukała śladów, robiła zdjęcia do kartoteki. Wyprostowała się po chwili i z podobną odrazą obserwowała zajadających mężczyzn. – zmarła kilka godzin temu, najpewniej między 20:00, a 23:00. To na pewno sprawka naszego mordercy szlam. Ciało jest zmasakrowane tym samym schematem co wszystkie poprzednie. – kobieta zwracała się bezpośrednio do blondyna, wiedziała bowiem, że jako jedyny będzie jej słuchał i być może wyciągnie jakieś wnioski.
– Myślę, że krąg nam się zawęża… to na pewno ktoś z grona śmierciożerców. Jest ich coraz mniej patrząc na fakt, że mój oddział co noc kilku wybija lub zamyka w Azkabanie. Zaczynam mieć podejrzenia, że jest to kobieta. U Rity, gdy wszedłem do jej umysłu widziałem kobietę o długich platynowych włosach z charakterystycznymi niebieskimi pasmami, wtedy nie miałem kompletnie pojęcia jak ją połączyć z tą sprawą i kim jest. Teraz wiem.
– No, więc?! – kobieta podeszła jeszcze bliżej aurora, jej ciekawość była niezaspokojona.
– Nie tu, Granger – powiedział tylko, złapał ją za nadgarstek i teleportował ich wprost do komnaty, którą dzielą od jakiegoś czasu.
– A teraz mi powiesz? – zapytała niemal z nadzieją siadając na skraju swojego łóżka.
– Poszperałem w papierach rodziny Diggory. Coś mi nie grało, że Amos miał brata… sprawdziłem całe drzewo genealogiczne tej rodziny i okazuje się, że Amos Diggory nie miał ani brata ani siostry.
– Jesteś pewny?
– Jestem. Delfini nie jest jego bratanicą – w jego głosie jak zwykle wybrzmiewał spokój i opanowanie.
– To kim jest? – zapytała niepewnie coraz mniej rozumiejąc, a fakt, że Malfoy był tajemniczy w swojej historii tylko budziła w niej większą ciekawość.
– Dziedzicem Salazara Slytherina – odparł patrząc jej głęboko w oczy. W jego spojrzeniu kryła się tylko powaga.
– Co? Draco nic nie rozumiem – westchnęła ciężko.
– Delfini jest córką mojej ciotki Bellatrix i Toma Riddla. Jest moją kuzynką i urodziła się w moim dworze 18 lat temu. – wzrok Hermiony zamarł na mężczyźnie. Kobieta była w szoku, a na jej twarzy malowało się przerażenie.
– 3 lata… dzielą nas 3 lata… ona mnie zabije – niemal wyszeptała przerażona. Była znana ze swoich umiejętności czarodziejskich i była ich pewna. Wiedziała jednak, że dziewczyna, która jest córką samego Voldemorta włada potężną magią.
– Nie pozwolę na to – zapewnił twardo.
– Czy ona tu jest? – nadal wodziła wzrokiem za mężczyzną, który teraz usiadł obok niej.
– Tak – potwierdził krótko.
– Czy wie, że ty wiesz? – zadawała pytanie za pytaniem.
– Nie – kolejna krótka odpowiedź
– Myślisz… naprawdę uważasz, że małżeństwo mnie ochroni? – kobieta spoglądała na łowcę z pełną powagą, lecz w jej oczach widać było, że oczekuje stu procentowej szczerości.
– Formalnie, w świetle prawa tak. Ślub z czysto-krwistym czarodziejem da ci ochronę. Czy ochroni cię przed Delfini? Nie, to już będzie musiał zrobić twój mąż ze swoim oddziałem – odpowiedział uśmiechając się ironicznie, to był cały on. Hermiona odwzajemniła uśmiech mężczyzny, lecz jej był szczery, pełen emocji, wiary w słowa, które wypowiedział.
– Dlaczego?
– Bo jestem aurorem, łowcą. Muszę cię chronić – odparł spokojnie, lecz wymijająco.
– Gówno prawda. Ron, Blaise i Teodor też są aurorami, a jednak taką ochroną mnie nie otaczają. – odpowiedziała nie dając się spławić.
– Każdy z nas ma przypisaną osobę, którą musi chronić ponad wszystko. Mi przypadłaś ty. Złożyłem wieczystą przysięgę, że będę cię chronić choćbym miał poświęcić swoje życie – odpowiedział, a kobieta była w takim szoku, że nie wiedziała jak ma zareagować. Czekała aż auror się roześmieje pokazując tym, że dała się nabrać. Nic takiego jednak nie miało miejsca.
– Błagam, błagam Draco powiedz, że sobie żartujesz ze mnie… to nie może być prawda… - dziewczynie ciężko było dobrać słowa, nie wyszła jeszcze z szoku.
– Lubię jak wymawiasz moje imię, masz ciekawy akcent. Jesteś z Londynu? – mężczyzna jakby nigdy nic zmienił temat czym kompletnie ją rozbroił. Nie rozumiała co się właśnie dzieje. Była tak wybita z toku myślowego, że odpowiedziała mu na to pytanie.
– Tak, urodziłam się w miejscowości pod Londynem. Malfoy! Nie to było tematem! – nagle oprzytomniała i prawie, że krzyknęła wściekle na mężczyznę.
– No i skończyło się słodkie Draco… co mam Ci powiedzieć? Tak przysiągłem oddać za ciebie życie i jest to prawdą. Doceń, bo w bajkach to podobno romantyczne jak książę ślubuje księżniczce, że będzie ją chronić ponad życie. Uznaj się za księżniczkę czy coś… - jego wypowiedź wybrzmiała niemal z rozbawieniem pomieszanym z ironią.
– Harry, tak? Harry zmusił cię do złożenia przysięgi?! Czy innych aurorów też zmusił?! Gadaj ty przebrzydły ślizgonie! – kobieta już nie kryła swojej wściekłości, wstała by chodzić po pokoju od drzwi do okna. Złość buzowała w całym jej ciele.
– Nie, tylko ja złożyłem przysięgę – Draco pozostał spokojny.
– Dlaczego?! Nie ufa Ci?! Może bał się, że zdradzisz?! Kim ty jesteś Malfoy?! Szpiegiem Śmierciożerców?! – krzyczała już bez namysłu.
– Granger, myślę, że twoja tyrada idzie w złą stronę. Przemyśl sobie co powiedziałaś. – łowca nie dał po sobie poznać, że te oskarżenie trafiło prosto w jego lodowate serce. Zachował się niczym ojciec, który gani niesfornego nastolatka.
– Gdzie idziesz?! Podobno masz mnie chronić! – krzyczała za nim, gdy kierował się do wyjścia z komnaty.
– Zostaniesz z Blaisem i Teodorem – wyjaśnił i gdy otworzył drzwi jak na zawołanie pojawili się w nich dwaj aurorzy. Draco Malfoy opuścił dormitorium ze zranionym sercem. Nigdy nie przypuszczał jednak, że osobą która je złamie będzie Hermiona Granger.
*
Młoda, piękna kobieta o arystokratycznej urodzie, przemierzała korytarze Hogwartu w poszukiwaniu jednego z profesorów, choć ona nie lubiła nazywać go tym mianem. Nigdzie nie mogła znaleźć mężczyzny, choć wiedziała, że wrócił w mury szkoły. Znając go już na tyle by wiedzieć co lubi robić z wolnym czasem, udała się przez błonia w stronę boiska. Już z daleka wiedziała, że się nie myliła i zmierza w dobrym kierunku. Wysoko w powietrzu śmigał mały punkt. Były szukający Slytherinu latał w poszukiwaniu złotego znicza. Lot na miotle i fokus na jeden konkretny cel sprawiał, że wszystkie inne myśli znikały z jego głowy. Pozwalało mu to odciąć się od złych czy smutnych sytuacji. Ten sposób odkrył w dzieciństwie jako lek na kłótnie rodziców i ogromne wymagania ojca wobec niego. Draco Malfoy tak bardzo pochłonięty swoim światem stracił czujność, gdyby przyszła tu z zamiarem pozbawienia go życia, miałaby mężczyznę wystawionego jak na tacy. Delfini jednak usiadła na ławce rezerwowych graczy i obserwowała poczynania aurora. Musiała przyznać, że miał talent, widać że czuł jedność z miotłą i nie bał się, co niewątpliwie dawało mu przewagę nad wieloma innymi zawodnikami, którzy mieli w sobie jakąś przezorność. Mężczyzna wylądował niedaleko linii boiska i wtedy zauważył jej postać. Podszedł do niej pozostawiając miotłę i resztę sprzętu.
– Co tu robisz? – zapytał zajmując miejsce obok niej, przybrał swoją maskę chłodu i powagi.
– Czekam na ciebie – odpowiedziała szczerze – chciałam porozmawiać – dodała z figlarnym uśmiechem przenosząc stalowe spojrzenie na niego dzięki czemu te same barwy się spotkały.
– O czym? – odwzajemniał jej wzrok, nie bał się jej spojrzenia.
– Draco, jaki był mój ojciec? – zapytała niczym dziecko, które chce poznać historię. Wiedział, że to jedynie farsa. Delfini wiedziała, że doszedł do prawdy. Teraz rozpoczynała się gra w pokazanie siły charakteru.
– Był potworem – odparł miękko.
– To dlaczego dołączyłeś do niego? – syknęła niczym jadowita żmija.
– Bo właśnie taki by. Nieliczący się z innymi. Zostałem do tego zmuszony. Płaciłem karę za moich rodziców.
– Czy on kochał moją matkę? – dziewczyna nie spuszczała z młodego mężczyzny wzroku, przez co coraz bardziej zauważała podobieństwo między nimi. Te same oczy, włosy i arystokratyczne rysy.
–Och, kochana już ci mówiłem, że on nie wiedział co to miłość. On nie kochał nikogo, nawet samego siebie. – Draco był opanowany, wręcz bawił się tą rozmową.
– Mnie też by nie kochał?
– Sprzedam ci brutalną prawdę. Nie, nie kochałby. Traktowałby cię jak przedłużenie rodu. Marionetkę w swoich rękach.
– To nie prawda! – twardo zaprzeczyła jego słowom – mówisz tak bo go nienawidzisz, uważałeś go za szaleńca.
– Po co pytasz, skoro masz swoją prawdę? Był szaleńcem, który stanął do wojny i wymordował setki niewinnych ludzi.
– Był wizjonerem!
– I ty też nim jesteś? Oświeć mnie jaka to wizja wam przyświeca? Wizja szaleństwa czy ścian w Azkabanie? – zapytał ironicznie, wiedział że jeśli doprowadzi ją do furii będzie musiał stanąć do walki. Przezornie odszukał w kieszeni różdżkę.
– Sam się przekonaj, dołącz do mnie. Pomóż mi poznać mojego ojca. Udowodnij mi, że to co mówisz jest prawdą. Jesteśmy przecież rodziną, jesteśmy czystością tego świata! – szaleństwo budziło się w jej oczach.
– Prawdę mówiąc to ja jestem. Ty jesteś półkrwi – odparł nadal z pełnym spokojem w głosie, pobrzmiewała u niego jednak nuta profesorska, niczym u nauczyciela, który naucza swego ucznia.
– Pomóż mi wrócić do przeszłości kuzynie albo pozbawię cię wszystkich, na których ci zależy – Delfini czuła, że ma go w garści, nie mógł jej odmówić.
– To będziesz miała wyjątkowo mało pracy bowiem mi na niczym i nikim nie zależy – odparł pewnie i wstał ze swojego miejsca by z dumą podążyć w stronę zamku. Tego Delfini się nie spodziewała. Dźwięk odmowy niczym wyfruwającego z gniazda ptaka, był dla niej dźwiękiem porażki. Dla Draco nie był to jednak dźwięk triumfu, a wojny, którą zapoczątkował tym starciem. Bowiem wygrał bitwę, lecz III wojna dopiero przed nimi.
Comments