top of page

14.

Zaktualizowano: 25 lut 2021

Lucjusz Malfoy siedział w swoim ulubionym fotelu w Malfoy Manor. Dwór choć okazały nie wyglądał już tak jak za czasów jego świetności. Za czasów, gdy żył tu z rodziną. Topił wspomnienia w mocnym alkoholu, lecz te i tak nie chciały odejść.


Wszedł do sypialni, poruszał się bezszelestnie więc jego żona go nie usłyszała. Stanął w progu jej garderoby obserwując jak wybiera suknię na kolejny dzień, nie wiedziała bowiem jeszcze, że nie dane będzie jej założyć eleganckie ubranie. Narcyza Malfoy na zmianę przykładała do swojej sylwetki to jedną to drugą sukienkę nie potrafiąc zdecydować która będzie odpowiedniejsza.

– O, Lucjuszu. Dobrze, że jesteś. Pomóż mi dokonać wyboru – powiedziała z lekkim uśmiechem spoglądając w wysokie lustro, w którym odbijała się sylwetka jej męża. Mężczyzna niespiesznie podszedł do kobiety i stanął tuż za nią. Wiedział, że do okazji którą zaraz stworzy żadna z sukienek nie będzie odpowiednia, jednak wybrał tę po lewej stronie. Intensywnie czerwoną. Kobieta z uśmiechem jeszcze raz przyłożyła do siebie szkarłatną szatę i potwierdziła skinieniem głowy, że będzie to dobry wybór. Najpierw sięgnęła jednak po medalion z białego złota. Poprosiła męża by zapiął go na jej szyi. Była to dla niego idealna okazja. Niepostrzeżenie z końca swojej laski wyciągnął malutki, lecz ostry sztylet. Delikatnie sięgnął do zapięcia biżuterii trzymając przedmiot blisko karku Narcyzy, ale tak by nie mogła zobaczyć go w odbiciu lustrzanym. Gdy zapiął przedmiot oboje przez chwilę w nostalgii przyglądali się urokowi medalionu. W tym też momencie Narcyza Malfoy wydała swoje ostatnie tchnienie. Jej mąż przyłożył sztylet wprost do jej tętnicy, którą bez wahania przebił narzędziem. Krew trysnęła z szyi kobiety, a ta z martwym spojrzeniem osunęła się na ziemię upadając w szkarłat. Kolor jej krwi zmieszał się z kolorem wybranej sukienki, która teraz leżała niedaleko jej ciała. Lucjusz Malfoy jakby nigdy nic ostatni raz spojrzał na martwą postać małżonki i opuścił rezydencję.


*

– Pani, zadanie wykonane – oznajmił ze spokojem stojąc przed piękną, srebrnowłosą kobietą.

– Och, to cudownie Lucjuszu! – przyklasnęła w ręce z zadowoleniem. Podeszła do mężczyzny i spojrzała wprost w stalowe oczy. Jedną rękę skierowała w stronę policzka arystokraty, który pogładziła spokojnie. Intensywnym spojrzeniem ściągnęła z niego zaklęcie imperius. Mężczyzna zaczynał powoli wychodzić z transu przez co wracały do niego wspomnienia niedawnych wydarzeń. Gdy uświadomił sobie, że naprawdę zabił swoją małżonkę padł na kolana i zaczął głośno płakać. Cena jaką musiał zapłacić za wolność był zbyt wysoka.

*

Pamiętał twarz swojego syna, który jak w letargu stał nad grobem matki. Sam wyglądał jakby był pod wpływem działania imperiusa. Wszystko robił machinalnie, tylko i wyłącznie wtedy, gdy Hermiona Granger dała mu znak, że powinien. Wiedział jednak, że kobieta wspiera jego pogubionego i doszczętnie rozbitego syna. Wiedział, że zachowanie Draco to nie działanie imperusa. To jego własne czyny doprowadziły do załamania jego jedynego dziecka. Nie mogąc dłużej patrzeć na tak dużą ilość emocji, odwrócił się i zniknął nim ktokolwiek mógłby odnotować jego obecność na cmentarzu.


Gdy mężczyzna usłyszał jakiś hałas dobiegający z przedpokoju wyrwał się z pogoni swoich myśli.

– Draco – spojrzał na syna w zadumie. Nie pokazał, że obecność jego dziedzica zaskoczyła go.

– Niezbyt rozsądnie, że tu wróciłeś – chłopak odpowiedział głosem wyprutym z emocji. Czarna szata obijała się o jego kostki gdy przemierzał ogromny salon. Przykre wspomnienia próbowały zatruć jego umysł, lecz szybko je odrzucił. Spoglądał wrogo na swojego ojca czekając na jego reakcję.

– Draco – powtórzył imię syna nie spuszczając z niego wzroku. Wiedział po co przyszedł. Wiedział, że chce go zabić.

– Powiedz mi dlaczego? Wyjaśnij mi to w jakiś sensowny sposób – łowca wbrew pozorom był spokojny. Usiadł naprzeciwko ojca i sięgnął po drugą szklankę z trunkiem. Spokojnie upił z niej kilka łyków czekając na reakcję drugiej strony.

– Ja… nie potrafię odpowiedzieć Ci na to pytanie. Nie pamiętam nic z tamtego dnia, nie pamiętam swoich emocji, motywów…wiem tylko, że to zrobiłem i nie mam pojęcia dlaczego – Lucjusz wyglądał na szczerze przerażonego tym faktem. Draco nie dał się jednak zwieźć tym pozorom.

– Ożenię się z nią, a ty musisz dać mi swoje błogosławieństwo – Chłopak nie spuszczał z niego wzroku. Mężczyzna spojrzał na niego z zaskoczeniem jakby nie rozumiał o czym mówi jego syn – Nie udawaj głupiego! – młodszy Malfoy lekko podniósł głos.

– Draco, ja naprawdę nie wiem o czym mówisz. Z kim się ożenisz? Astoria przecież zmarła… - starszy mężczyzna naprawdę był zagubiony w swoich myślach, jakby wszystko przemieszało się w jego głowie.

– Z Hermioną Granger. Ożenię się z Hermioną Granger, a ty masz dać mi swoje błogosławieństwo czy tego chcesz czy nie. – odparł twardo podając mężczyźnie elegancki pergamin oraz pióro.

– Draco, dlaczego? – zapytał gdy z wahaniem odbierał od niego dokument. Doskonale wiedział co to jest.

– Bo za wszelką cenę muszę chronić jej życia i zrobię to. Niezależnie od poniesionych kosztów.

– To dobra kobieta, może nawet okaże się, że pokaże ci dobro w twoim złym świecie… - odparł arystokrata spoglądając na swojego syna. Wziął pióro i eleganckim, zamaszystym gestem złożył podpis na dokumencie.

– Powinienem cię zabić – Draco Malfoy stanął nad swoim ojcem celując w niego różdżką gdy schował podpisany pergamin. Lucjusz nie patrzył na niego ze strachem, lecz z niemą prośbą w oczach. Jakby długo czekał na ten moment – Obliviate – szepnął młodszy mężczyzna i zabrał wszystkie wspomnienia swojego ojca. Złapał jego przedramię by deportować się tuż pod wrota Azkabanu, do którego wszedł pewnym krokiem. Chyba tylko Draco Malfoy potrafił wejść do Azkabanu jak do własnego salonu, nie zważając na obecność dementorów.

Wepchnął ojca do jednej z cel i gestem przywołał parszywe stworzenie, które tylko czekało by się nasycić. Dusza Lucjusza Malfoya została mu odebrana. Był to zdecydowanie najgorszy, a zarazem najbardziej znaczący pocałunek w jego życiu.


*

– Hermiono dlaczego się zgodziłaś? – Ginny obserwowała ją uważnie. Martwiła się o przyjaciółkę. O dziwo za kobietami podążał krok w krok niczym cień Blaise Zabini, a jeszcze za nim kroczył Teodor Nott co było dla nich niekomfortowe do szczerej rozmowy.

– Ginny opowiem Ci wszystko, lecz nie tutaj – odpowiedziała brązowowłosa kobieta idąc w stronę schodów by dostać się do swojego dormitorium. Wiedziała, że jej narzeczonego tam nie będzie więc będą mogły porozmawiać. Przyzwolenie na zdradzenie Ginny co się wydarzyło i dlaczego Hermiona podejmuje tak drastyczne kroki dał sam Harry. Uznał bowiem, że z ich paczki przyjaciół wiedzą wszyscy, nie chciał by Ginny czuła się wyobcowana i odrzucona. Mimo wszystko darzył ją szacunkiem, nawet jeśli ich związek zakończył się.

Kobiety weszły do obszernej komnaty. Hermiona jednym ruchem różdżki przywołała dwa duże kubki herbaty i kobiety usiadły z nimi na kanapie niedaleko kominka. Starsza dziewczyna odetchnęła głęboko nim zebrała myśli i zaczęła opowiadać.

– Pamiętasz jak niedawno zniknęłam z Hogwartu? – zadała retoryczne pytanie na które nie oczekiwała odpowiedzi, dlatego od razu kontynuowała swoją wypowiedź – Nie mam pojęcia kto za tym stoi, pamiętam tylko, że szłam korytarzem w stronę skrzydła szpitalnego, ale nigdy tam nie doszłam. Obudziłam się już w ministerstwie w towarzystwie dwóch śmierciożerców. Ciągnęli mnie pod salę rozpraw. Chcieli mnie skazać przed Wizengamotem za moje pochodzenie bowiem przejęli już wtedy całe ministerstwo. Gdy stałam tam z milionem myśli na minutę i brakiem sensownego rozwiązania mojej beznadziejnej sytuacji, na korytarzu pojawił się Draco. Na początku nie wiedziałam co zrobić, bałam się nadal jednak poczułam jakiś wewnętrzny promyk nadziei, czułam się bezpieczniej. Draco kazał im mnie puścić, bo jestem jego narzeczoną, zaczął grać z nimi w jakąś grę intryg. Nie chcieli mu uwierzyć puki na mój palec nie nałożył rodowego pierścienia Malfoy’ów. Wtedy widać było, że są wściekli. Travers szybko jednak wrócił do siebie, bo zapytał kiedy ślub… że wieczne narzeczeństwo nie da mi bezpieczeństwa, dlatego by żyć muszę wyjść za czarodzieja czystej krwi z dobrego rodu, a najlepiej jeszcze spłodzić z nim dziedzica tego rodu. To zapewni mi bezpieczeństwo i nietykalność, bo moja rodzina będzie półkrwi – kobieta spoglądała na swoją przyjaciółkę próbując określić jej reakcję.

– Ale dlaczego Malfoy? – rudowłosa nadal nie mogła tego pojąć.

– Harry jest półkrwi. Zabini ma niepewny status krwi przez niewyjaśnioną sprawę z ojcem. Poza tym Ginny ja wiem, że on ci się podoba, choćby to była sprawa mojego życia, a jest, to nie mogłabym ci tego zrobić. Nott jest czystej krwi, ale jego w ogóle nie znam. To by było chyba jeszcze bardziej podejrzane niż ślub z Malfoy’em. Tak wiem, Ron też jest czystej krwi. Ale Ron to Ron, temat zamknięty i nigdy bym za niego nie wyszła po tym co mi zrobił – trochę ostrzej zakończyła swoją wypowiedź niż ją zaczęła.

– Cóż… rozumiem dlaczego to robisz. Myślisz jednak, że on Cię nie zrani? – rudowłosa kobieta nie dawała za wygraną, ale to wszystko z troski o przyjaciółkę.

– Nie będzie w stanie zranić mnie bardziej niż dementorzy w Azkabanie czy śmierciożercy. Myślę, że Draco naprawdę się zmienił, odkupuje swoje winy, lata popełnianych błędów. Jest po dobrej stronie, został aurorem, łowcą. – Hermiona na myśl o blondwłosym chłopaku mówiła spokojnie, była opanowana co mogło wskazywać na to, że w jakimś stopniu ufa arystokracie. – Ginny ja nie mam lepszego wyboru jak to małżeństwo – dodała cicho, lecz bez żalu.

– To szykujemy ślub – młoda Wesley lekko się uśmiechnęła. Hermiona odwzajemniła ten gest i kiwnęła głową. Odetchnęła na myśl, że jej przyjaciółka zrozumiała sytuację, w której się znalazła. Młode dziewczyny przy kubku herbaty zaczęły plotkować już nie tylko na temat ślubu ,lecz ten temat po dłuższej chwili ponownie wrócił.

– Naprawdę pozwolił ci zorganizować taki ślub o jakim marzysz? – zapytała w szoku rudowłosa. Uśmiechała się.

– Naprawdę – Kobieta lekko się rozmarzyła. Zaczęła wyobrażać sobie ten dzień. – Chciałabym wziąć ślub szóstego czerwca. – dodała po chwili.

– A masz już plan na suknię?

– Chyba tak i miejsce… - przyznała, a jej policzki spłonęły rumieńcem. To nie tak, że od kiedy dowiedziała się o ślubie z Malfoy’em planowała każdy szczegół. Po prostu zawsze miała marzenie ja będzie wyglądać ten dzień, a on przecież pozwolił jej je spełnić. Kobiety pochłonięte rozmową nawet nie usłyszały jak młody mężczyzna wszedł do komnaty. Słysząc ich rozmowę lekko się uśmiechnął pod nosem. Nie chcąc im przeszkadzać powoli wycofał się z komnaty.


*

Draco Malfoy kroczył dumnie po korytarzach Hogwartu. Pochłonięty swoimi myślami nie zwracał uwagi na nic i nikogo, co nie było dobre zważając na to, że był na patrolu. To dlatego w pewnym momencie zaskoczyła go osoba Teodora Notta za jego plecami.

– Cholera, Nott! – rozdrażniony schował różdżkę, którą celował w przyjaciela.

– Przepraszam. Wołałem cię, ale nie reagowałeś. Musiałem cię dogonić. Chcę ci zdać raport. – wyjaśnił spokojnie równając tempo z blondynem. Teodor Nott był jego przeciwieństwem w każdym calu. Ciemna oprawa twarzy, oczy równie ciemne, miejscami jak czekolada, a czasem niczym węgiel. Włosy miał naturalnie czarne co rzadko się zdarza. Jedynie cera była jasna, czysta, jak na dziedzica arystokratycznego rodu przystało.

– Chodźmy na błonia – odezwał się Draco i otworzył wielkie, ciężkie drzwi nim Teodor zdążył potwierdzić lub zaprzeczyć. Mężczyźni kroczyli przez śnieg, który trzeszczał pod ich ciężkimi butami. Poły ciemnych płaczy obijały się o ich kostki. Obaj szczelniej okryli się szalikami i gdy byli już kawałek drogi od zamku Nott odezwał się.

– Na ostatniej akcji zabiliśmy trzech i czterech odesłaliśmy do Azkabanu. U nas jest dwóch rannych, ale są to tylko złamania. Zespół Granger już się nimi zajmuje. Skończyłem też certyfikację nowych łowców. Moim zdaniem nadaje się siódemka: Sara, Angelina, Aiden, Ariana, Adrien, Samuel i Thomas. Musisz przeprowadzić ostateczny egzamin. Proponuję w ten piątek. – Malfoy od początku lubił, gdy to Teodor zdawał raporty. Był szczegółowy, lecz nie lał wody bez sensu.

– Dobrze. Przygotuj ich na piątek i poinformuj Pottera, ja wyślę sowę do ministra – na chwilę zapanowała między nimi cisza. Szli aż do jeziora nad którym przystanęli.

– Draco, to prawda, że się z nią ożenisz – trudno było wyczuć czy Teodor pyta czy jednak stwierdza fakt, dlatego blondyn lekko skinął głową potwierdzając. – jak się z tym czujesz? – ciemnowłosy obserwował przyjaciela.

– O dziwo całkiem dobrze. Nie przeszkadza mi fakt posiadania żony – odpowiedział spokojnie. Ręce schował w kieszenie płaszcza i z lekkim zamyśleniem obserwował księżyc górujący nad jeziorem.

– Cóż… twój tryb życia nigdy nie należał do zbyt wiernych. Wiesz, że nawet jeśli to małżeństwo z rozsądku, bez miłości, ona i tak nie przeżyje twoich zdrad? Jest zbyt delikatna i uczciwa na to.

– Wiem i nie mam zamiaru jej zdradzać – odpowiedział przenosząc poważne spojrzenie na przyjaciela. W stalowych oczach kryła się obietnica, którą czarne tęczówki przyjęły z uznaniem.


Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Komentarze

Oceniono na 0 z 5 gwiazdek.
Ładowanie…
  • Facebook
  • Instagram
  • Twitter
  • Pinterest
bottom of page