top of page

20.

Zaktualizowano: 25 lut 2021

Tegoroczne święta były najgorszymi jakie miała zapamiętać do końca życia. Do tej pory wydawało jej się, że te wszystkie spędzone bez rodziców były najgorsze, jednak te je przebijały. Co do rodziców miała bowiem nadzieję, że jeszcze ich zobaczy. Rona wiedziała, że żegna po raz ostatni.

Dolina Godryka była ciemna i mroczna, gdy wszyscy zebrani nad padołem żegnali swojego syna, brata, przyjaciela… trumna Rona Wesley’a miała zaraz spocząć na zawsze pięć metrów pod ziemią. Wszystko wydawało się odrealnione, gdy Ginny Wesley wyrwała się z ramion Blaise Zabiniego by z głośnym szlochem rzucić się na ciało brata spoczywające w mahoniowej trumnie. Hermiona Granger na ten widok nie wytrzymała i gdyby nie Draco Malfoy padłaby na zimny bruk, jednak dzięki jego refleksowi opadła w ramiona mężczyzny mdlejąc na kilka chwil.

– Hermione… - gdy otworzyła oczy i napotkała nimi na zimną taflę miała nadzieję, że obudziła się ze złego koszmaru. Szybko jednak dotarło do kobiety, że nadal znajduje się na cmentarzu w ramionach łowcy ubranego w czarny garnitur i płaszcz. Przy pomocy mężczyzny stanęła na równe nogi. Podtrzymując się jego ramienia zrobiła kilka kroków w przód by mogli ułożyć wieniec na świeżo zakopanym grobie. Kobieta zrobiła to szybko i pozornie niedbale. Ona jednak nie mogła już znieść żałoby. W głębi rozpadała się, miała ochotę wyć, dać upust słonym łzom. Wiedziała jednak, że musi być silna. Biorąc głęboki wdech podniosła się znad grobu i z powrotem wycofała w stronę blond mężczyzny. Hermione kątem oka zauważyła, że Ginny znowu znajduje się w ramionach ciemnoskórego aurora, za nimi stali państwo Wesley. Reszty ludzi nawet nie obserwowała. Pozwoliła poprowadzić się do luksusowego samochodu, tego samego, którym jechali na pogrzeb Narcyzy Malfoy.

– Mogę? - wskazała na dotykowy wyświetlacz, który wskazywał stacje radiowe.

– Oczywiście - blondyn odpowiedział cicho i spokojnie. Dziewczyna sięgnęła po swój telefon by połączyć się nim z samochodem. Kliknęła przycisk na wyświetlaczu, a potem chwilę postukała w ekran telefonu by po chwili pojazd wypełnił się spokojną, zmysłową, lecz emocjonalną muzyką.

– Dziękuję Draco - przerwała dłużej trwającą chwilę ciszy.

– Za co? - mężczyzna spojrzał na nią, gdy zatrzymali się na czerwonym świetle. Ostatnim przed zjazdem na autostradę.

– Za wszystko. Że jesteś. Pomagasz mi - odpowiedziała cicho. Jej głos był słaby, pełen smutku. Nie potrafiła poradzić sobie z tragedią, którą wszyscy obecnie przeżywali.

– Nie dziękuj. Nie ma za co dziękować - ujął jej dłoń, a po chwili ruszył ze świateł. Pozwolił dziewczynie by bawiła się jego palcami, na jednym z nich spoczywał rodowy sygnet.

– Możemy zagrać w pytania? - zapytała niemal błagalnie po kolejnej chwili ciszy. Z ulgą przyjęła jego skinienie głową, a on w tym momencie był gotów zrobić wszystko byle choć na chwilę wyrwać ją ze złych myśli. - co łączyło cię z Lily Cavendish? - tego pytania mężczyzna się nie spodziewał, pewnie dlatego spojrzał na nią zdziwiony, choć szybko jego twarz powróciła do wyrazu bez emocjonalności.

– Złamała mi serce - widząc reakcję kobiety, również widać było, że nie spodziewała się takiej odpowiedzi. - zdradziła mnie z jednym z moich kuzynów. Wtedy byłem w niej szczerze zakochany, byłem gotów cieszyć się z przyrzeczenia mnie przez mojego ojca właśnie jej - kontynuował po chwili, a dziewczynę zamurowała jego szczerość. Nigdy bowiem otwarcie nie mówił o swoich emocjach. - pierwszy i ostatni raz kochałem jakąkolwiek kobietę po tym wszystkim - dodał kończąc wypowiedź.

– Przepraszam… - napomknęła cicho.

– Nie dziękuj mi ciągle i nie przepraszaj - lekko się do niej uśmiechnął - robisz to nad wyraz często - dodał i po chwili znowu się odezwał - czego się boisz Hermione Granger?

– Samotności. Panicznie boję się, że któregoś dnia zostanę kompletnie sama… wszyscy mnie opuszczą. - chłopakowi początkowo jej odpowiedź wydawała się banalna, gdyż on przywykł do samotności. - a ty? - oparła się plecami o drzwi samochodu tak by być bardziej zwróconą w stronę blondyna i by móc na niego spoglądać.

– Że się zakocham. Pozwolę by kolejny raz złamano mi serce - odpowiedział spokojnie, choć jego odpowiedź nie była podszyta żadnymi emocjami, kobiecie wydało się to nad wyraz smutne.

– Kiedyś zakochasz się w kobiecie, która odwzajemni twoją miłość i będzie na nią zasługiwać - odpowiedziała jakby chciała podnieść go na duchu, czego wcale nie potrzebował.

– Czego najbardziej pragniesz? Jakie jest twoje marzenie? - zapytał nie odpowiadając na jej pocieszenie.

– W tej chwili by odnaleźć rodziców, a później by po prostu mieć szczęśliwą rodzinę - lekko uśmiechnęła się na samą myśl. - skąd pojawił się u Ciebie pomysł by zostać łowcą?

– Musiałem odkupić winy mojej rodziny. Shacklebolt dał mi ultimatum, albo udowodnię, że nie jestem taki jak ojciec albo wyląduj z nim w jednej celi w Azkabanie. Przeszedłem mordercze szkolenie, egzamin i tak też stałem się łowcą. Nieskromnie mówiąc wydaje mi się, że Kingsley liczył, że taki będzie mój wybór. Rok po moim egzaminie, gdy zostałem szefem Nocnych Łowców przyznał, że widział we mnie potencjał. - Kończąc wypowiedź Draco zaparkował pod restauracją, w której wraz z Potterem i Zabinim opłacili zorganizowanie stypy Ronalda. Choć Malfoy nigdy nie pałał szczególną sympatią do rudzielca… no właśnie. Nie ma na to żadnego wytłumaczenia. Bo niby dlaczego wyłożył grube galeony by zorganizować pogrzeb, kupić trumnę, garnitur, bo Wesley nawet tego nie posiadał przed śmiercią, a na koniec wynająć restaurację w centrum Londynu by zebrała się tam cała rodzina Wesley’ów i pół Hogwartu, wraz z ćwiartką ministerstwa? Do tej pory nie znalazł na to pytanie odpowiedzi. Podpiął to pod odkupywanie win za rodzinę.

– Jesteś pewny, że to tu? - kobieta spojrzała na niego niepewnie, nawet ona wiedziała, że lokal wygląda zbyt drogo jak na Wesley’ów.

– Jestem, chodź - powiedział wysiadając z samochodu by go obejść i otworzyć jej drzwi. Granger stanęła obok niego nadal z niepewną miną. Jednak gdy zauważyła, że do lokalu wchodzi kilku niżej postawionych ministrów, Teodor Nott oraz Pansy Parkinson uświadomiła sobie, że Draco chyba jednak ma rację. Wzięła mężczyznę pod ramie i pozwoliła by poprowadził ją do wejścia, gdzie drzwi otworzył im pracownik lokalu. Od razu wskazał im miejsca i zabrał płaszcze. Hermione przytuliła Ginny i panią Wesley nim zdecydowała się usiąść. Draco ograniczył się do skinienia im po czym również zajął miejsce obok kobiety. Gdy wszyscy toczyli niezobowiązujące rozmowy, czekając aż ostatni z obecnych na pogrzebie dotrą do restauracji Molly Wesley wstała nieporadnie ze swojego miejsca. Szybko pomogła jej córka odsuwając krzesło.

– Dziękuję. Dziękuję, że przybyliście by pożegnać mojego synka… - nim kontynuowała otarła dłonią policzki po których spływały łzy. - dziękuję również Harry’emu, Blaise i Draco za to, że zorganizowaliście nasze spotkanie tutaj. To wiele znaczy dla matki, która straciła kolejne dziecko - dodała z wdzięcznością po kolei patrząc na każdego z mężczyzn. Hermione słysząc to niemal zakrztusiła się winem, które właśnie miała w ustach. Podejrzliwie spojrzała na swojego towarzysza, a ten tylko obserwował ją z uśmiechem. Wyrażał on satysfakcję. Kobieta potrząsnęła głową w niezrozumieniu, a jej twarz marszczyła się w minie, która krzyczała „o co tu chodzi?!”. Draco nie miał jednak zamiaru jej tego tłumaczyć bowiem pani Wesley skończyła swoje przemówienie i przyszedł czas na Pottera. Skupił się więc na słowach swojego przełożonego.

– Ron był moim przyjacielem od pierwszego roku w Hogwarcie. Pamiętam jak został ze mną w szkole, gdy wszyscy inni wyjeżdżali na święta. Został, bo nie chciał by jego przyjaciel był sam. Ronald był zabawnym, czasami niezdarnym… - Draco zaśmiałby się gdyby okoliczności były inne. Teraz siedział w ciszy, skupiony na kieliszku białego, wytrawnego wina i niemal się wyłączył. Myślał. Myślał o powrocie Lily. Mogła wyrwać się z dworu Cavendish. Mogła być gdziekolwiek zechce. Śmierć Eleonory nadal do niego nie docierała. W jego mniemaniu była to wysoka cena za spokój rodu. Bowiem nikt nie powinien być zmuszonym do samobójstwa. Eleonora wykazała się odwagą i brawurą, która nie była dla niej naturalna. Cała jej rodzina powinna być wdzięczna do końca życia za dar, który im ofiarowała.

Klątwa Cavendish, to przekleństwo, które ciążyło na nich od wieków. Mówi się, że to przez Katherine Marie Cavendish spotkała ich taka niedola. Katherine była piękną, inteligentną dziedziczką rodu. Chętnie udzielała się na salonach. Uwielbiała blichtr i zawsze musiała być w centrum uwagi. Uważało się, że nie ma piękniejszej i mądrzejszej kobiety na dworze. Gdy pewnego dnia jej ojciec przygarnął kolejną służkę. Niepozorna Melodia Rubenstein była oczytana. Dobrze znała się na prawie i polityce. Była śliczną blondynką. Jej włosy przypominały kłosy zboża, bowiem były takiej samej barwy i sięgały dziewczynie aż do talii. Oczy miała błękitne jak niebo. Zachwycała. Nawet paniczów dworskich oczarowywała. Tylko jedna osoba żywiła do niej czystą nienawiść… Katherine. Panienka, która zawsze miała wszystko, która była w centrum uwagi każdego dworzanina, nagle została odsunięta przez służkę. Katherine Cavendish postanowiła zrobić wszystko by Melodia zniknęła. Uprzykrzała jej życie, traktowała zaklęciami niewybaczalnymi, aż posunęła się do tego, by przekląć dziewczynę. Rubenstein straciła swoje piękno i wiedzę. Nie była już tak interesująca. Klątwa zabrała jej urodę, mądrość i chęć do życia. Oko za oko, ząb za ząb. Melodia była silną czarownicą i tego klątwa nie mogła jej odebrać. Przeklęła nie tylko Katherine, lecz cały jej ród. Żaden Cavendish nie mógł opuścić dworu póki nie nauczą się tolerancji, szlachetności i poświęcenia wobec innych. Klątwa mogła zostać zdjęta tylko jeśli, któryś z członków rodu poświęci swoje życie dla innych. Dlatego Lily nigdy nie widziała świata poza dworem. Dlatego Eleonora poświęciła swoje życie… by jej siostra była wolna.

– Draco… - usłyszał nagle tuż przy swoim uchu.

– Tak? - zapytał nieobecnie przenosząc wzrok na dziewczynę, która nachylała się nad nim. Poczuł, że jej dłoń spoczywa na jego ramieniu. Ginny Wesley ze smutkiem w oczach wpatrywała się w jego sylwetkę.

– Chciałam Ci podziękować. Dla mamy i dla całej naszej rodziny, ważnym jest to co dla nas zrobiłeś. - mówiła cicho, pozornie spokojnie. Na pewno szczerze. Draco spojrzał na nią. Jej długie włosy opadały w stronę ziemi, gdy nachylała się nad nim. Ubrana była w czarny, kobiecy garnitur. Wyglądała bardzo poważnie. W Ginny Wesley było coś pięknego.

– Ginny, nie masz za co dziękować. Czułem się zobowiązany - odpowiedział zerkając w jej smutne oczy. Uśmiechnął się do niej lekko, pocieszająco. Dziewczyna odwzajemniła delikatny uśmiech i odeszła. Zniknęła w tłumie gości. Draco dopiero spostrzegł, że obok niego nie ma jego towarzyszki. Niespokojnie wodził wzrokiem po wszystkich zebranych próbując ją wytropić wśród nich. Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył ją rozmawiającą z ministrem magii. Hermione w czarnej, ołówkowej sukience za kolana z długim, rozkloszowanym rękawem, wyglądała równie poważnie co Ginny. Włosy jakby wyprostowała i ulizała, choć nadal były w delikatnych falach, które kaskadą opadały aż za łopatki. Draco Malfoy ocknął się z kolejnego letargu, w który wpadł wpatrując się w Hermione. Gdy spostrzegł, że minister się z nią żegna, wstał ze swojego miejsca i poszedł do kobiety, która pozostała sama.

– Jak się czujesz? - zagadnął ją. Wyglądała na poruszoną, lekko niespokojną. Bawiła się kieliszkiem szampana, który trzymała w ręku.

– Nie wiem… chyba źle. Nadal to do mnie nie dociera. Gdy patrzę na panią Wesley… nie wyobrażam sobie co musi czuć - ostatnie słowa wypowiedziała niemal szeptem. Walczyła ze łzami, które nieproszone pojawiły się w jej oczach. Draco podszedł do niej bliżej by objąć ją jedną ręką za ramiona i przygarnąć do siebie.

– Każda strata boli Granger. Ale z każdą musimy się pogodzić i żyć dalej. Żałoba nie przywróci nam zmarłego, ale może nas pogrążyć - mówił cicho, jego oddech obijał się o skórę jej karku. Zauważył dreszcze, które przebiegły przez nią.

– Dziękuję - spojrzała na niego swoimi ciemnymi oczami, w których tonął za każdym razem. Nie rozumiał co ta dziewczyna ma w oczach, że tak go zaklinały. Uśmiechnął się do niej szczerze, by mocniej ją przytulić i pocałować w czoło, dając tym samym znak, że przy nim jest bezpieczna. Była to niema obietnica, że będzie ją chronić niezależnie od wszystkiego. Kolejny raz.

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments

Rated 0 out of 5 stars.
No ratings yet

Add a rating
  • Facebook
  • Instagram
  • Twitter
  • Pinterest
bottom of page