19.
- Vert Skamander
- 21 lut 2021
- 11 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 25 lut 2021
Wyjechał wczesnym rankiem, gdy wszyscy jeszcze spali. Nie chciał tego przyznać, ale wczorajszy pocałunek wzbudził w nim dziwne emocje. Nie potrafił się z nimi uporać, dlatego nie chciał widzieć jej zakłopotania lub co gorsza wyrzutów sumienia i żalu. Można więc rzec, że uciekł. Wobec uczuć był tchórzem. Nie mógłby się przyznać, że zbliżył się przez te wszystkie wydarzenia do Hermiony Granger w jakikolwiek sposób, że stała się ona dla niego ważniejsza niż by chciał.
Znalazł się na polu, na którym tak wiele bitew już stoczył. Odwrócił się w stronę rekrutów, którzy już na niego czekali ustawieni w rzędzie. Przybrał maskę bez emocjonalności, wręcz obojętności i obserwował ich jeden za drugim.
– Przedstawcie się - nie można było powiedzieć by była to prośba. Prosty rozkaz.
– Adam O’Mahony - rozpoczął wysoki brunet.
– Anna Lafay - kontynuowała blondynka o wręcz granatowym spojrzeniu.
– Sam Whittenberg - ciemnoskóry chłopak, bardzo postawny.
– Alexander Montegry - tym razem trafił się chłopak urodą przypominający jego samego. Blondyn o niebieskim spojrzeniu. Kolejni byli Xander, Luca, Lee i Jung, bracia azjatyckiego pochodzenia oraz Andrea włoszka. Ostatnie nazwisko, które usłyszał wzbudziło w nim zainteresowanie, lecz nie dał tego po sobie poznać.
– Lily Cavendish - usłyszał głos, którego tak dawno już nie słyszał. Początkowo miał wrażenie, że to tylko omamy. Jednak gdy podniósł wzrok, jego spojrzenie spotkało się z charakterystycznymi fioletowo-czerwonymi tęczówkami. Lily stała jako ostatnia w rzędzie, lecz gdyby spotkał ją na ulicy pewnie by jej nie poznał. Zniknęła bowiem blondynka o długich włosach z papierową cerą. Jej włosy co prawda pozostały długie, lecz obecnie były czarne. Na tle jasnej cery wydawały się jeszcze ciemniejsze niż były w rzeczywistości. Draco zachował powagę i profesjonalizm, choć przez chwilę miał ochotę rzucić się w stronę dziewczyny i przygarnąć w swoje ramiona.
– Ok, skoro tę formalność mamy za sobą to porozmawiamy o zasadach panujących na poligonie, a następnie pierwszy trening. Po pierwsze, nie możecie opuszczać ośrodka bez wcześniejszego meldunku u mnie lub któregokolwiek z opiekunów, mam tu na myśli Teodora i Pansy, którzy niebawem do nas dołączą. Po drugie wylatuje każdy kto będzie spóźniał się na treningi i nie będzie przestrzegał panującej etykiety. Po trzecie oklumencja, będziemy bardzo mocno ją trenować więc przygotujcie się na plądrowanie waszych myśli. Po czwarte nie spoufalamy się z żadnym z opiekunów, przyjaciół i między sobą wzajemnie. To jest poligon, a nie randka w ciemno! - mówił bardzo poważnie, a jego głos był wysnuty z jakichkolwiek emocji. Uaktywnił się w nim prawdziwy łowca.
–Biegniemy Andrea, szybciej, szybciej to nie spacerek po bulwarach! - ryknął na dziewczynę, która przystawała co parę metrów. Widać było, że nie wytrzymuje tempa. W jej stronę poleciał snop białego światła, jednak nie trafił w opadniętą z sił dziewczynę, bowiem zaklęcie zostało zablokowane przez Xandera. Andrea nie zdążyła mu podziękować, gdyż jej organizm nie wytrzymał. Padła na kolana i podpierając się rękami o glebę zaczęła wymiotować. Draco prędko znalazł się obok niej. Zgarnął jej długie, ciemne włosy by nie przeszkadzały dziewczynie.
– Czasem tak się kończy trening bez odpowiedniego przygotowania. No już, nie mazgaj się - nie był ostry, ale też specjalnie nie rozczulał się nad rekrutką, gdy tej zaczęły spływać łzy z ciemnych oczu. Anna z obrzydzeniem spojrzała na koleżankę, która przecierała usta rąbkiem rękawa neonowej bluzy - Lily podaj wodę - nie uraczył spojrzeniem zaskoczonej dziewczyny, która prędko podała mu butelkę - przepłucz usta, a potem pij - nadal spoglądał na Andreę, która powoli dochodziła do siebie. Przepłukała usta tak jak jej kazał, wtedy też Draco puścił jej włosy i wstali. Lee zakopał resztki, które z siebie wyrzuciła machając nogą w prawo i w lewo jakby sam mocno brzydził się tego widoku. Łowcę rozwścieczyło to zachowanie - kurwa! To jebane przedszkole jest?! Ta rzyga po przebiegnięciu pięciu kilometrów! Kolejna wygląda jak spłoszona sarna, bo butelkę miała podać - tu wskazał Lily - i kolejna panienka się brzydzi, bo rzygi zobaczył. Kurwa stary mężczyzną jesteś? - zadał pytanie z ogromną szczerością w głosie jakby wątpił w ten fakt - to nie jest pierdolone przedszkole. Nie jesteśmy w pszczółkach czy żuczkach! To jest kurwa poligon. Tutaj leje się pot, krew, łzy. Zostawia się tutaj masę energii, emocji i nie raz i nie dwa będzie toczyć się tu dramat. A wy zachowujecie się jakbyście zobaczyli najgorszą rzecz na świecie, kurwa plama rzygów rozjebała dziesiątkę rekrutów! Też mi coś. Jak wyście kurwa wojnę przeżyli?! - pytanie było retoryczne, ale ostre spojrzenie i tak poleciało w stronę Alexandra, który stał z poważną minął i bez słowa wpatrywał się w Draco.
– No, no. Nieźle. Wkurwiliście go już w trzeciej godzinie kursu - usłyszeli głos dezaprobaty i machinalnie wszyscy zwrócili się w stronę, z której dochodził. Teodor Nott stał oparty o jeden z drewnianych słupów. Widać było, że sytuacja go bawiła, choć wiedział, że jest poważna.
– Teodor. Przećwicz z nimi magię niewerbalną - powiedział twardo i odwrócił się na pięcie by udać się do swojego biura. Nott miał rację. Szybko wyprowadzili go z równowagi.
*
– Draco… - wstrzymał oddech gdy usłyszał ten słodki, lecz poważny głos. Zauważył, że brązowowłosa dziewczyna już podąża nieśmiało w jego stronę. Jej oczy były zatroskane. Nie widział żalu.
– Hermione co tu robisz? - zapytał szczerze zaskoczony jej obecnością. Poczuł jednak wewnętrzny spokój, gdy jej oczy patrzyły na niego z mieszaniną uczuć. Były to jednak pozytywne uczucia.
– Gdy się obudziłam ciebie już nie było. Musiałam sprawdzić czy gniewasz się na mnie - szczerość biła z jej głosu, a on nie mógł tego znieść.
– Dlaczego miałbym się na ciebie gniewać? - mężczyzna cały czas spoglądał w piękne oczy swojej narzeczonej.
– Bo cię pocałowałam - odpowiedziała stojąc już tuż przed nim.
– Żałujesz? - musiał wiedzieć. Obawiał się, że nie zniesie jej żalu, jednak bardziej nie zniósłby niewiedzy.
– Nie - znowu ta szczerość. Ona chyba nie potrafiła inaczej.
– Więc nie gniewam się na ciebie - lekko pogłaskał jej policzek. Przez ten gest kobieta szybko się zarumieniła.
– Oh, chyba przeszkodziłam - usłyszeli za sobą. Draco wstrzymał oddech i przymknął oczy, zaś Hermiona była szczerze zainteresowana przybyszem. Mężczyzna puścił ją i odwrócił się w stronę drzwi, w których stała Lily Cavendish.
– Trochę - łowca nie krył swojego zirytowania jej nagłą obecnością. Kobieta jednak nie wycofała się słysząc jego niechęć. Wręcz przeciwnie, była równie zaciekawiona obecnością Hermiony Granger.
– Cóż przykro mi Draco - ostro akcentowała „r” w jego imieniu. Było to dla niej charakterystyczne. Tylko ona tak ostro wypowiadała jego imię. Brzmiało w jej tonie niemal niebezpiecznie.
– Hermione poznaj Lily Cavendish. Dziedziczka rodu Cavendish. Brytyjska arystokratka - przedstawił młodą kobietę, która podchodziła w stronę czarodziejki stojącej za Malfoy’em - Lily to jest moja narzeczona, Hermione Granger. Na pewno miałaś okazję o niej słyszeć - kontynuował. Objął jedną ręka talię kobiety i lekko popchnął ją do przodu by zrównała się z nim.
– Narzeczona? - Lily przekrzywiła głowę w lewą stronę obserwując kobietę z zaciekawieniem. Niewątpliwie szukała potwierdzenia słów mężczyzny. Zatkało ją gdy zobaczyła rodowy pierścień Malfoy’ów spoczywający na palcu serdecznym Hermione Granger.
– Tak Lily. Narzeczona. Co prawda zaręczyliśmy się stosunkowo niedawno, ale ślub planujemy już na tę wiosnę - odpowiedział spoglądając na swoją partnerkę. Potrafił udawać emocje. Idealnie w jego oczach ujawniał się przebłysk miłości, której przecież nie czuł - prześlemy ci zaproszenie w odpowiednim czasie - dodał wracając wzrokiem do ciemnowłosej.
– Draco, musimy porozmawiać - Lily nagle spoważniała. Wyglądała na przerażoną, wręcz zagubioną co było do niej niepodobne.
– Co się stało? - Draco nie zmienił położenia, nadal tulił do swojego boku Hermione, która czuła się lekko niezręcznie.
– Musimy porozmawiać w cztery oczy - Cavendish spojrzała na niego z grobową miną. Przez chwilę pomyślał, że naprawdę ktoś umarł. Dopiero po chwili zaznał olśnienia…
– Eleonora… - szepnął cicho - Hermione, proszę wróć do domu. Spotkamy się później - pocałował lekko jej czoło i wypuścił ją z ramion. Chciał by czuła, że jest bezpieczna i nic nie zmieniło się w jego postawie co do niej - proszę idź do Teodora, pokaże Ci jak się teleportować z obozu - kobieta spojrzała na niego ze zrozumieniem i spokojnie udała się do wyjścia.
– Miło było Cię poznać Lily - powiedziała uprzejmie do kobiety gdy ją mijała i zniknęła za drzwiami, które zamknęły się za nią lekkim kliknięciem.
– Usiądź - Draco zwrócił się do ciemnowłosej. Sam zajął miejsce w swoim ulubionym fotelu.
– Eleonora nie żyje. Zabiła się aby klątwa się wypełniła. Dlatego jestem wolna - mówiła spokojnie, za spokojnie jak na fakt, że przyznała iż jej bliźniaczka popełniła samobójstwo.
– Po co przyjechałaś? - zapytał obserwując ją uważnie.
– Bo tęskniłam za tobą - odpowiedziała czule na niego spoglądając.
– Lily lata minęły… poza tym to ty mnie odrzuciłaś, tak w gwoli przypomnienia - odpowiedział z nutą ironii w głosie.
– Tak, dokładnie pięć lat. Draco, popełniłam błąd, teraz to wiem. Po prostu, kocham cię, nadal, bo wtedy też kochałam tylko jeszcze nie zdawałam sobie z tego sprawy.
– Lily… - nie wiedział co ma powiedzieć. Ciężko było mu ukryć, że widok dziewczyny wywołał w nim pewne emocje. Podszedł do niej by lekko pogłaskać jej policzek. Nadal miała delikatną jak porcelana skórę. Taką jak zapamiętał. Jej włosy choć ciemne, nadal były lśniące i miękkie. Lubił się nimi bawić. To ona nie wytrzymała napięcia, które między nimi panowało. Pocałowała go. Już niemal zapomniał jak cudownie całowała. Mężczyzna jednak nie odwzajemnił tej czułości. Lekko odsunął ją od siebie.
– Lily, mam narzeczoną - powiedział spokojnie. Jak na zawołanie w drzwiach stanął Teodor Nott z Hermione u boku. Mieli wyczucie.
– No proszę… - Nott nie powstrzymywał kpiącego uśmiechu, Hermione zaś nie wiedziała jak ma się zachować. Czuła się po prostu głupio i nie na miejscu.
– Hermione, to nie tak… - Draco przebył dzielący ich dystans dwoma krokami. Kobieta aż się przestraszyła jego gwałtowności dlatego wycofała się, co on odebrał jako próbę ucieczki. Złapał jej nadgarstek aby nie mogła mu uciec jeśli by to planowała - ja ci to wszystko wyjaśnię, to naprawdę nie tak jak wygląda.
– Nie musisz mi nic tłumaczyć - odpowiedziała spokojnie i szczerze, a w jej głosie nie było złości czy rozczarowania, oczy również nie szkliły się od łez.
– To ja go pocałowałam - powiedziała Lily mierząc Hermione spojrzeniem, gdy mijała ją by wyjść - choć fakt, mógł odwzajemnić pocałunek. Taka szlama jak ty nie zatrzyma go na długo. Każdy wie, że chcesz za niego wyjść, bo jest ci potrzebny jego status. Nawet go nie kochasz - słowa przecięły ciężką atmosferę, która zapanowała. Draco głośno wciągnął powietrze. Teodor szeroko otworzył oczy. Oczekiwali. Oczekiwali reakcji Hermione Granger, która powinna być w punkt jak zawsze.
– Cóż jeśli się kogoś naprawdę kocha, to pozwala się mu być szczęśliwym - odpowiedziała panna Granger z lekkim uśmiechem spoglądając na narzeczonego - przepraszam Draco, zapomniałam torebki - wyjaśniła wskazując smukłym palcem na małą torebkę stojącą na jego biurku. Podeszła po nią, a jej ruch go zaskoczył, gdyż puścił jej nadgarstek. - teraz już naprawdę pójdę. Odprowadzisz mnie Teodorze? - zapytała uprzejmie.
– Co? Nie! Nie! Nigdzie nie pójdziesz - Draco jakby obudził się z letargu i znowu się przy niej znalazł - proszę porozmawiajmy - spoglądał w jej piękne, ciemne oczy próbując odszukać jakieś emocje. Niestety, tym razem Hermione świetnie je kontrolowała. Mężczyzna podjął ryzykowny krok. Wziął głęboki wdech i nie odrywając od niej spojrzenia wszedł w jej umysł. Postronni obserwatorzy nie mogli wiedzieć, że między tą dwójką toczy się właśnie zawzięta rozmowa w ich umysłach.
– Co wy? - zapytał zdezorientowany Nott, gdy dłuższą chwilę nie odrywali od siebie spojrzenia. Lily nie była tym tak zainteresowana. Olała towarzystwo i wyszła z gabinetu. Jej kroki odbijały się echem gdy stąpała po metalowych schodach.
– Nie powinieneś tego robić - spokój Hermione działał na niego denerwująco jak nigdy, na ogół sprawiał, że sam czuł się spokojny. Tym razem było jednak inaczej - dlaczego?
– Co dlaczego? - jej pytanie go zaskoczyło, nie zrozumiał więc o co pyta.
– Dlaczego tak ci zależy bym ci wybaczyła? - zapytała przekrzywiając głowę w bok i obserwując go ze szczerym zainteresowaniem. A on kolejny raz nie wiedział co ma powiedzieć. Bo właśnie, dlaczego?
– Nie wiem, cholera nie wiem ok?! - mężczyzna tracił cierpliwość wobec jej spokoju - Nott, czy mogę prosić byś wypierdalał? - zwrócił się do kumpla, który nadal stał w miejscu, słysząc słowa Draco momentalnie się odwrócił i opuścił pomieszczenie zmykając za sobą drzwi. Kobieta spoglądała na niego zaciekawiona - naprawdę nie wiem - kontynuował już spokojniej - gdy śmierciożercy zaczęli napadać na czarownice mogolskiego pochodzenia Potter odesłał mój oddział do Hogwartu przeczuwając, że coś wisi w powietrzu - usiadł na swoim stałym miejscu wskazując ręką by i ona spoczęła. Zapowiadało się bowiem na dłuższą rozmowę - Potter nie wierzył, że zrobię wszystko by cię ochronić. Wiedział, że jestem dobrym łowcą, jednak uważał, że nie będę w stanie poświęcić się dla kogoś dlatego złożyłem mu wieczystą przysięgę. W momencie, w którym zorientowałem się, że mój ojciec chce zniszczyć mnie po kolei obierając życie osobom, na których w jakikolwiek sposób mi zależało powiedziałem o tym Potterowi i wymusiłem na nim by zdjął ze mnie przysięgę. Przeszła na Blaise. Tak była bowiem skonstruowana. Jeśli cokolwiek mi się stanie i nie będę w stanie cię ochronić Blaise będzie musiał wypełnić przysięgę.
– Czyli… obecnie nie jesteś pod przysięgą? - zapytała upewniając się czy dobrze to rozumie.
– Nie, nie jestem. Blaise jest twoim strażnikiem - odparł cicho.
– Jak Lucjusz znalazł się w Hogwarcie? Przecież odesłałeś go do Azkabanu po tym jak zabił twoją matkę. - kobieta spoglądała na niego z uwagą.
– Przekupił strażnika - on również przeniósł na nią wzrok.
– Czy… czy Delfini nie żyje? - zadała pytanie choć spodziewała się odpowiedzi.
– Żyje. Stworzyła horkruksy jak jej ojciec. Są trzy.
– To po to wyjeżdżałeś z Hogwartu? To były te misje dla ministerstwa? - jeden do jednego układała wszystko jak puzzle.
– Tak - potwierdził, a w jego głosie brzmiała szczerość.
– Dlaczego musisz mnie chronić?
– Nie muszę. Obecnie nie muszę - widząc jej wzrok kontynuował - masz coś na czym Delfini bardzo zależy.
– Zmieniać czasu? Chce się cofnąć w czasie? Ale po co?! - Hermiona coraz bardziej wgłębiała się w historię. Jej mózg pracował na najwyższych obrotach. Małe trybiki zaskoczyły i była w swoim żywiole - czy ona?!…
– Tak, chce cofnąć się do czasów Voldemorta. Za wszelką cenę chce go poznać. Dowiedzieć się jaki był jej ojciec - odpowiedział jedynie dla ścisłości, bowiem kobieta doskonale rozwikłała tę zagadkę.
– Nadal jestem w niebezpieczeństwie… - szepnęła cicho.
– Tak. Ministerstwo nadal jest pod kuratelą śmierciożerców. Coraz więcej kobiet mogolskiego pochodzenia jest skazywanych i odbierają im różdżki. Stworzyli dla nich specjalny obóz, wydzielony niczym wybiegi dla zwierząt w zoo. Sama chyba rozumiesz, że nie możemy dopuścić byś została tam zesłana? Opracowujemy z Potterem plan.
– Jaki plan? - powaga jego spojrzenia przyszpilała ją do kanapy. Czuła strach, paraliż.
– Po pierwsze muszę odnaleźć horkruksy Delfini. Jest moją rodziną więc Potter uważa, że najlepiej to rozgryzę - skrzywił się - następnie będziemy musieli rozbić ich obóz. Wprowadzimy tam naszego szpiega. Kobietę, którą tam ześlą, a ona od środka zniszczy system. No i czeka nas ostateczna bitwa.
– Draco…
– Nie Hermiono, nie będziesz to ty. Ty zostaniesz moją żoną. Posłuchaj mnie. Rodowe pierścienie mają ogromną moc. Czy słyszałaś coś o pierścieniu mojej rodziny?
– Podobno szmaragd pochodzi od samego Salazara Slytherina
– To diament, został znaleziony przez Slytherina w Brazylii. Chodzi mi raczej o to jaką ma moc…
– Moc? - kobieta nie bardzo rozumiała o co chodzi.
– Historia czysto-krwistych rodów jest bardzo tradycyjna. Ród to najważniejsze dobro, które człowiek w życiu posiada. Rodzina jest najważniejsza, dlatego mężczyzna by udowodnić swoją prawdziwą miłość i oddanie jednej kobiecie oświadczał się jej za pomocą pierścienia rodowego, który dawał jego wybrance władzę nad całym rodem. Jeśli została zdradzona mogła wydziedziczyć niewiernego męża i zesłać na niego biedę i najgorsze klątwy. Mogła też wydziedziczyć jego nieślubne dzieci jeśli takie posiadał. Sama rozumiesz? Dawało jej to nieograniczoną władzę nad rodem - kobieta spojrzała na diament spoczywający na jej palcu i zrobiło jej się niedobrze. Miała ochotę zwymiotować od natłoku informacji.
– Czy… ja… dlaczego?
– Tak Hermione. Masz władzę nad moim rodem. Uściślając nade mną, Delfini… i każdym w kim płynie krew Malfoy’ów i Blacków. Gdybym dał ci zwykły pierścionek, jego przekaz nie byłby tak dosadny. Ponadto jeśli jakimś cudem Delfini przeżyje będziesz miała nad nią władzę. Tego prawa nie przeskoczy. - dodał odpowiednio dobierając słowa. Hermiona przypomniała sobie sytuację z ministerstwa jak z niedowierzaniem na twarzy Alecto spoglądał na pierścionek, który Draco włożył na jej palec. Teraz wszystko już było jasne. Ta wiedza nie sprawiła jednak, że kobieta poczuła się spokojna. Wręcz przeciwnie.
– Pójdę już. Obiecałam Ginny pomóc jej wybrać ubiór na pogrzeb - wstała by udać się do drzwi. Wyszła na korytarz i zaczerpnęła powietrza. Miała wrażenie, że przez cały ten czas nie oddychała. Nie zdawała sobie jeszcze sprawy, że kolejny raz zapomniała swojej torebki z jego biurka.
Comments