top of page

6.

Obserwował ją. Skupiał się na jej osobie już od dłuższego czasu. Miał wrażenie, że kompletnie jej nie zna. W rzeczy samej nie znał. Jednak była tak inna, różna od dziewczyny, którą zapamiętał ze szkolnych lat.

Hermiona Granger zawsze była głośna, przemądrzała i zarozumiała. Wiedziała wszystko, o wszystkim, a jej ręka była wyćwiczona, przez ciągłe utrzymywanie jej w górze. Nie rozumiał więc co, kiedy i gdzie tak bardzo zmieniło się w jej życiu, że stała się prawdziwą, przysłowiową, szarą myszą. Gdyby nie wiedział, że mieszka z nią w tym domu, pomyślałby, że jest tu sam. Była niczym cień, jeszcze mniej zauważalna niż obrazy na ścianach. Zaczęło go to irytować, a jednocześnie zastanawiać.

Siedział na kanapie w salonie, kominek dawał poczucie ciepła. W ręku trzymał szklankę z ognistą. Był piątkowy wieczór. Miał w końcu spokój. Dzieci śpią, Granger zaszyła się w swoim gabinecie. Dzień jak co dzień.

– Draco – usłyszał cichy głos, uniósł wzrok. Stała przy wejściu do salonu, w rękach trzymała jakieś książki i notatniki. Jej długie włosy były rozpuszczone i opadały falami na plecy. Ubrana była jedynie w ogromną bluzę, która zasłaniała jej kobiece ciało.

– Słucham – oznajmił spokojnie. Zaintrygowało go, jej pojawienie się. Na ogół mijała go bez słowa, jedynie witała się rano. W ciągu dnia nie dopuszczała do integracji między nimi. Zaczął nawet podejrzewać, że się go boi.

– Bo ty jesteś czarodziejem czystej krwi… - zaczęła tłumaczyć, jednak on wszedł jej w słowo.

– No świętego Grala nie odkryłaś. Tak jakoś od piątego wieku — dodał ironicznie, rozsiadł się wygodniej, bo naprawdę coraz bardziej ciekawiło go, o co może jej chodzić.

– Po prostu chodzi o to, że na pewno wiesz bardzo dużo na temat rodzin czysto krwistych i ich przynależnościach, herbach, o wszystkim – dodała lekko zirytowana, usiadła naprzeciwko niego, nogi podwinęła pod tyłek i obserwowała go wielkimi, ciemnymi oczami.

– Tak, i? - Malfoy upił łyk whisky i spoglądał na nią znad szklanki.

– Mam pytanie, mogę? - był zaskoczony, tym ile uprzejmości w sobie miała. Była bardzo delikatna, niemal eteryczna, co mu się podobało, a to było dla niego kolejnym zaskoczeniem.

– Pytaj – odpowiedział niemal od niechcenia.

– 28, czy ta liczba ci coś mówi? Ma znaczenie? - otworzyła notatnik, jak zwykle gotowa do notowania, jakby spodziewała się, że zaraz usłyszy niezwykle ciekawą historię.

– Granger, przecież jesteś najmądrzejsza. Historia magii się kłania — odpowiedział ironicznie, posyłając jej uśmiech.

– Tak, ale na Historii magii nie umówili o tym wiele. Wiem, że chodzi o słynną dwudziestkę ósemkę najczystszych rodów, jednak potrzebuję więcej informacji — odpowiedziała również poirytowana. Malfoy wstał, podszedł do barku, by uzupełnić swoją szklankę.

– Napijesz się czegoś? - zapytał uprzejmie, zerkając w jej stronę. Hermiona chwilę się zastanawiała.

– Poproszę lampkę białego wina, jeśli to nie kłopot – odezwała się w końcu. Mężczyzna uzupełnił swoje naczynie ciemnym płynem, a następnie jej kieliszek jasnym. Zajął swoje miejsce, ponownie rozsiadając się wygodnie w fotelu. Granger upiła łyk wina, rozkoszując się przyjemnym, słodkim, kwiatowym posmakiem.

– Dokładniej rzecz ujmując, chodzi ci o Nienaruszalną Dwudziestkę Ósemkę – sprecyzował Draco, rozpoczynając historię – jest to lista, na której znajdują się same, czysto krwiste rody. Zapisane zostały w Skorowidzu Czystości Krwi. W przeszłości miało to pomóc w utrzymaniu tego statusu. Znajdziesz na tej liście same znane ci nazwiska, oczywiście moje również na niej widnieje, lecz taki Weasley czy Longbottom z Macmillanem również. Parkinson, Flint, Greengrass… na pewno kojarzysz ze szkoły. Za twórcę Skorowidzu uważa się potomka Notta, Cantankerusa. - widział, że kobieta słucha go jak zaczarowana, z pełną uwagą. Notowała coś w swoim kajeciku, zapominając nawet o lampce wina, którą miała w drugiej dłoni — Co ciekawe, rodzina Pottera również należała do tej listy, jednak została z niej usunięta po pierwszej wojnie czarodziejów, jakiś przodek Potterów sprzeciwił się i potępił ministra magii, po tym jak ten zakazał pomocy mugolom przez czarodziejów — na te wzmiankę Hermionie aż oczy się zaświeciły, notowała jeszcze zacieklej, lecz opróżniła kieliszek jednym, dużym łykiem.

– To dlatego rodzina Ginny jest nazywana zdrajcami krwi? - zapytała jak w amoku, spoglądając na zapisane strony notatnika.

– Tak, bowiem nie czuli się dumni, że znaleźli się na tej liście, podważali swoją obecność na niej i otwarcie mówili o uwielbieniu do mugoli – odpowiedział bezbarwnym tonem, prychnął jednak, co mogło wskazywać, że sam nie rozumie zachowania rodziny Weasley i uważa ich za głupców.

– Po prostu szanują mugoli – odezwała się obronnie Hermiona.

– Tak, a inni pragną być na tej liście, bowiem daje status wyższych sfer – odpyskował Draco.

– Myślisz, że jest na niej ktoś, kto nie powinien? - spoglądała na niego z iskierkami w oczach. Malfoy uzupełnił jej kieliszek i dopiero wtedy odpowiedział.

– Dość kontrowersyjne jest zawarcie na liście Ollivanderów, powszechnie wiadomo, że mieli wśród swoich półkrwi.

– Czy… czy mógłbyś mi wypisać wszystkie rodziny, które znajdują się w Skorowidzu i te, które zostały skreślone? - poprosiła z nadzieją, podając mu notatnik otwarty na czystej stronie. Wziął go bez słowa. Spojrzał jednak w jej oczy, nim cokolwiek nakreślił na papierze.

– Po co ci to? - zapytał w końcu, a ona spodziewała się tego pytania, choć zdziwiła się lekko, że padło tak późno.

– Pracuję nad pewną sprawą i… mam trop, muszę go zbadać, a na razie prowadzi mnie właśnie w stronę tej listy.

– Rozumiem, że więcej nie powiesz – odparł nonszalancko i zaczął pisać. Po krótkiej chwili, gdy ona zdążyła upić trochę wina, oddał jej zeszyt. Spojrzała na jego równe, eleganckie pismo. Pasowało do niego. Arystokratyczne, jak cały on.


Zauważyła również, że był bardzo dokładny. Wszystkie nazwiska wypisał według alfabetu.Hermiona przejrzała listę i z lekkim uśmiechem zamknęła notatnik.

– Dziękuję – odezwała się do niego, zerkając wprost w zimne, stalowe tęczówki. Zauważyła, że przez całą rozmowę przyglądał jej się uważnie, jakby chciał czytać jej w myślach. Wiedziała jednak, że nie używał legilimencji na niej. Pozbierała swoje rzeczy i wstała, chciała go już opuścić i nie przeszkadzać swoją osobą.

– Znowu uciekasz? - odezwał się po chwili, nim zdążyła przejść kilka kroków.

– Nie chcę przeszkadzać, mam też trochę pracy – odpowiedziała, odwracając się ku niemu.

– Po pierwsze, nie przeszkadzasz. Możesz dotrzymać mi towarzystwa. Zawsze lepsze takie niż żadne, a po drugie, jest po 21:00 i mogłabyś już sobie odpuścić. Piątek, wieczór. Zrób cokolwiek innego niż praca — odpowiedział spokojnie, jednak w swoim stylu. Zaszyta ironia i przytyk do jej osoby. Kobieta westchnęła, miał trochę racji. Dodatkowo chciał spędzić z nią czas, więc może warto się przemóc i poznać go trochę lepiej, w końcu będą żyć pod jednym dachem, dość długo… tak, mniej więcej, na zawsze. Miała ochotę strzelić sobie w głowę. To nadal było przytłaczające i frustrujące. Czuła się, jakby jakiś ogromny kamień miażdżył jej klatkę piersiową i uniemożliwiał oddychanie. Powracały bóle neuralgiczne. Westchnęła ciężko, bowiem każdy oddech kosztował ją wiele.

– Odniosę tylko rzeczy i wrócę – odezwała się po długiej chwili ciszy, gdy mężczyzna myślał już, że ucieknie bez odpowiedzi. Kiwnął twierdząco, wstał i w tym czasie miał zamiar napełnić ich naczynia alkoholem.

Spojrzał z zaskoczeniem, gdy ponownie stanęła w progu salonu. Wróciła, a spodziewał się, iż zamknie się w swoim gabinecie, tak by nie mógł jej stamtąd wyciągnąć. Swobodnie usiadła na kanapie i sięgnęła po koc, który leżał na oparciu. Zauważył już, że zawsze go tam zostawiała.

– Zimno ci? - zapytał zaskoczony, bowiem kominek działał i dawał dużo ciepła na parterze domu.

– Nie, po prostu lubię być przykryta kocykiem, jak siedzę – odpowiedziała ze spokojem. Sięgnęła po kieliszek, który wcześniej dla niej przygotował.

Siedzieli obok siebie na dużej kanapie i swobodnie rozmawiali o jakiś mało znaczących tematach. On jej trochę opowiedział o swojej firmie i pracy w Mungu, wyjaśnił, po co mu etat skoro zarabia krocie, nie wychodząc z domu, a w dodatku rodzinny skarbiec też pęka w szwach. Ona opowiedziała o tym jak zaczęła zajmować się sprawami kryminalnymi. Rozmowa była prostsza, gdy alkohol ich lekko rozluźnił, nie czuli się już tak źle w swoim towarzystwie. Hermiona mogła nawet zauważyć, że Draco potrafi być naprawdę zabawny w swoim sarkazmie, a do tego przemyca w nim wiele inteligencji. Był dla niej bardzo ciekawą, złożoną osobowością.

– O nie! Tylko nie próbuj — usłyszała po dłuższej chwili, gdy przyglądała mu się uważnie. Siedział blisko niej wygodnie ułożony, głowę oparł o zagłówek kanapy, zaś nogi wyprostował pod stolikiem. Ona zaś odwróciła się do niego twarzą, oparła przedramię na oparciu, a głowę na ręce i spoglądała na niego zaintrygowana.

– Ale czego? - zapytała, niewinnie się uśmiechając. Ten uśmiech mógłby skraść niejedno serce, przeszło mu przez myśl. I sam cholera nie wiedział, dlaczego w ten sposób myślał o uśmiechu Hermiony Granger. To alkohol, wszystko przez alkohol. Draco prędko znalazł sobie usprawiedliwienie.

– Tych swoich psychologiczno-kryminalistycznych sztuczek! Próbujesz rozgryźć mój profil psychologiczny, nie rób tego — odpowiedział oskarżycielsko.

– Skąd wiedziałeś? - aż podskoczyła zaskoczona, zaintrygowana, a jednocześnie bardzo wesoła.

– Nie jestem idiotą Granger – odpowiedział ironicznie. Nastała chwila ciszy, mężczyzna obejrzał się na nią.

– A! Ty oczekujesz, że zaprzeczę? Nie licz na to! - melancholijny śmiech rozniósł się po salonie.

– Pożałujesz tego kiedyś Granger – odpowiedział z ostrzeżeniem wypisanym na twarzy. Kobieta jednak dalej delikatnie się uśmiechała.

W pewnym momencie, gdy Hermiona opróżniła jedną butelkę wina i rozpoczęła drugą, zaczęła czuć się w jego towarzystwie naprawdę swobodnie. Właśnie leżała głową na jego kolanach, jej długie włosy opadały wokoło jego nóg. Bawił się nimi, zawijał na palec, a potem puszczał. Przeczesywał je palcami. Robił to bezwiednie, nawet nie skupiając się na tej czynności. Ona zaś patrzyła w sufit, nogi ułożyła daleko, na oparciu kanapy.

– Draco, mam zagadkę! - powiedziała roześmiana.

– Słucham – spoglądał na nią spod przymkniętych powiek.

– Masz 10 czekoladowych żab. Ktoś prosi cię o dwie żaby. Ile pozostaje ci żab?

– 10 - odpowiedział bez zastanowienia. Spojrzała na niego ja na głupka, a ten wzruszył ramionami.

– A jak ktoś ci te dwie zabierze? - drążyła dalej.

– To będę miał 10 czekoladowych żab i jednego trupa* - odpowiedział poważnie – ja się nie lubię dzielić Granger. Niczym — dodał, patrząc jej intensywnie w oczy.

– Oh, jesteś potworem – stwierdziła rozbawiona, sięgnęła po swoje ulubione kwaśne żelki i wrzuciła jedną do buzi. Spoglądała zamglonym wzrokiem wokoło siebie.

– Dzięki za komplement, za to ty po alkoholu stajesz się przystępna – odpowiedział zrelaksowany. Nie przypuszczał, że sposobem by spędzić z nią normalnie czas i wyciągnąć jakieś informacje, będzie po prostu upicie jej.

– Cóż, wtedy po prostu nie myślę o codzienności – wrzuciła kolejne żelki do buzi i odpowiedziała po chwili.

– Co złego jest w codzienności? - zapytał, wracając do zabawy jej włosami. Odkrył, że wcale nie są taką bezkształtną, kupą siana, jak były za czasów Hogwartu. Hogwart. Uświadomił sobie, że coraz bardziej stawał się dla niego jedynie mglistym wspomnieniem. Jakby chciał je odrzucić, nie pamiętać, że w ogóle istniał. Odcinał się od tego etapu w swoim życiu.

– Wszystko – odpowiedziała melancholijnie po chwili ciszy. Spojrzał ponownie na jej twarz. Przemykał po smukłym, ładnie zarysowanym podbródku, przechodząc do kształtnych ust, zerkając na dobrze widoczne kości policzkowe, dochodząc aż do jej magnetycznych oczu. To na nich zawiesił swój wzrok na dłużej. Musiał przyznać, że zmieniła się nie tylko pod względem psychicznym, fizycznie zyskała w jego oczach. Sam przed sobą przyznał, że jest naprawdę ładna. Być może nie piękna, nie kanonowa, nietypowa modelka. Ale ładna, zwykła dziewczyna, którą można przedstawić rodzicom i zabrać do znajomych. Zauważył, że również mu się przygląda. Jej umysł był już zamroczony przez alkohol, ciało się rozluźniło. Wyglądała swobodnie i powabnie. Podniosła się z jego kolan i usiadła blisko niego, nadal nie zrywając kontaktu wzrokowego. Było w tym coś romantycznego, jednak on czuł wyraźne napięcie, chemia uniosła się w powietrzu. Wiedział, do czego doprowadzi ich zachowanie, nie wiedział tylko, czy naprawdę chce do tego dopuścić. Hermiona Granger nie była przypadkową dziewczyną z imprezy, którą rano można wykopać z łóżka, nie pamiętając jej imienia. Mieszkał z nią, wychowywał dzieci. Był skazany na jej obecność.

Nim zdążył to dobrze rozważyć, poczuł jej usta na płatku swojego ucha. Przemykała delikatnie po wrażliwej skórze. Gdy przygryzła je delikatnie zębami, odpłynął. Przestał już myśleć i analizować.

– Granger… - mruknął cicho, co jeszcze mocniej ją pobudziło, bo przeszła swoimi delikatnymi pieszczotami w stronę jego szyi – nie chcesz tego… - niemal wyszeptał te słowa.

– Nie masz pojęcia, jak bardzo tego chcę – odpowiedziała wprost do jego ucha, delikatnie sunąc językiem po jego wnętrzu. Zadrżał. Znalazła czuły punkt Draco Malfoy’a. Mężczyzna sięgnął dłońmi do jej talii i wciągnął ją na swoje kolana. Usiadła na nim okrakiem, w tym samym momencie, w którym on wplótł palce w jej długie włosy i przyciągnął ją do pocałunku. Ich usta zderzyły się w początkowej niepewności. Hermiona szybko zmieniła ten stan, przygryzła delikatnie jego dolną wargę, by przejechać po niej językiem. To uruchomiło jego instynkty. Przyciągnął jej głowę bliżej, by wślizgnąć się swoim językiem do jej ust. Przejechał nim po jej zębach, by wejść głębiej. Kobieta objęła jego kark swoimi ramionami. Delikatnie drapała go długimi paznokciami. Zatracili się w przyjemności, którą dawali sobie wzajemnie. Granger wyłączyła umysł i silniejsze emocje. Alkohol przyćmił ją.

Jednak gdy Draco sunął dłońmi po jej kręgosłupie i dotarł do zapięcia biustonosza, drgnęła w jego ramionach. W jej umyśle pojawiały się strzępki niechcianego wspomnienia.


– Nie, proszę… nie… - łkała bezsilnie, wijąc się i próbując wyrwać się napastnikowi.

– Mała szlama Pottera… taka bezbronna… jej złoty chłopiec już jej nie uratuje… - słyszała ochrypły głos śmierciożercy tuż przy swoim uchu. Nie wiedziała, kim jest, nie ściągnął maski. Szarpała się, próbowała drapać go długimi pazurami i kopać nogami, jednak mocno przyciskał ją do mokrej gleby, ograniczał jej ruchy swoimi biodrami, wbijając się boleśnie w jej miednicę. Czuła jego wzwód blisko swojego krocza. Była przerażona, rozbita i bezbronna. Wokoło toczyła się wojna. Ciała padały jedno po drugim, a ona, gdzieś obok tego wszystkiego, leżała pod odrażającym śmierciożercą, z dobijającą świadomością, że zaraz zostanie zgwałcona i nikt nie będzie o tym wiedział. Nikt prócz niej i jej napastnika.

Dużymi dłońmi sunął po całym jej ciele — nie wiedziałem, że takie zachęcające krągłości tam chowasz… - prychnął w jej usta gdy brutalnie je przygryzł, aby wedrzeć się językiem do jej podniebienia. Ścisnął boleśnie jej piersi, bawił się nią, nie zważając na nic, co dzieje się wokoło. Miała wrażenie, że wcale się nie spieszy. Jej przerażenie i bezbronność, dodawały mu chęci do dłuższych tortur. Próbowała odciąć się emocjonalnie od tej sytuacji. Dlatego, gdy oprawca, wszedł w nią ostro i brutalnie, ona powtarzała składniki wszystkich eliksirów, które przyszły jej do głowy. Po jej twarzy toczyły się ogromne łzy bólu i upokorzenia. Krzyczała, głośno i przerażająco, jednak nikt nie mógł usłyszeć jej rozpaczy…


– Granger… - usłyszała głos blisko swojego ucha. Draco patrzył na nią z przerażeniem i niezrozumieniem, gdy wyrwała się z jego ramion. Zaczęła uderzać go na oślep i drapać pazurami. Próbował ją uspokoić. Złapał jej nadgarstki, jednak kobieta tylko mocniej się rzucała. Nie ogarniała rzeczywistości. Wpadła w jakiś dziwny amok swoich wspomnień.

– Uspokój się, Granger spokojnie… jesteś bezpieczna… słyszysz? Jesteś bezpieczna… - mówił do niej uspokajającym głosem. Puścił ją i jedyne co robił, to spoglądał z szeroko otwartymi oczami.

– Nie! Nie! Zostaw mnie! Proszę… zostaw… - jej głos był pełen rozpaczy, przerażony, słaby.

– Granger wróć do mnie, uspokój się. Jesteś w domu, jesteś bezpieczna — powtarzał cały czas niczym magiczną mantrę — spokojnie, już wszystko jest w porządku. Nie skrzywdzę Cię. Nie skrzywdzę, słyszysz? - delikatnie ujął jej twarz, przytrzymując jej głowę w miejscu — otwórz oczy. Granger otwórz oczy, już wszystko jest w porządku. Nie skrzywdzę cię. Nigdy cię nie skrzywdzę… - powtarzał cicho, jakby sam siebie chciał o tym przekonać. W końcu kobieta otworzyła oczy. Spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem, pustym i przerażonym. Nie kontaktowała, widać było, że nie wie, gdzie jest i co się dzieje. W końcu zatrzymała rozbiegane spojrzenie na nim.

– Draco… - szepnęła cicho – Draco… - powtórzyła rozpaczliwie – Oh, Draco… - rozpłakała się histerycznie. Wpadła w jego ramiona, nie potrafiąc się uspokoić.

– Jesteś bezpieczna. Opiekuję się wami — przytulił ją mocno do swojego ciała. Długie palce wplótł w jej włosy i uspokajająco głaskał po głowie — opiekuję się wami… - szeptał cały czas, jak zaklęcie uzdrawiające. Uświadomił sobie, że naprawdę musi się nimi opiekować. Stał się głową rodziny. Rodziny, której nigdy nie miał. Był odpowiedzialny za nią. Za nią, Lily i Jamesa. Musiał ich chronić.

Wyrył sobie tych kilka słowa w głowie, niczym swoją prywatną mantrę. Muszę się nimi opiekować.


Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments

Rated 0 out of 5 stars.
No ratings yet

Add a rating
  • Facebook
  • Instagram
  • Twitter
  • Pinterest
bottom of page